„Zostały tylko kamienie” – recenzja książki

Rok wydania – 2019

Autor – Krzysztof Potaczała

Wydawnictwo – Prószyński i S-ka

Liczba stron – 336

Tematyka – Bolesne rozliczenie z trudną przeszłością wschodnich ziem Rzeczpospolitej, szczególnie w odniesieniu do Akcji Wisły.

Akcja „Wisła”, takie mam wrażenie, jest w społecznej świadomości raczej mało znanym epizodem historycznym z czasów początków kształtowania Polski Ludowej. Niby uczymy się o tym w szkołach, ale nie jest to – z oczywistych zresztą względów – wątek priorytetowy. Dodatkowo przypada w czasie historycznego przesilenia. Kończy się II wojna światowa, powoli zaczyna się PRL, walka z antykomunistycznym podziemiem, kształtowanie zrębów komunistycznej władzy, powojenny „nowy ład” w Europie środkowo-Wschodniej. Tymczasem dla mieszkańców południowo-wschodniej Polski „Wisła” to wciąż niezaleczona rana. Bolesna i niewygodna, bo zwracająca uwagę na cierpienie innych grup etnicznych niż wyłącznie Polacy. Co gorsza, idąca w parze z odrażającymi zbrodniami UPA popełnionymi m.in. na Wołyniu. Łatwo w takich wypadkach o relatywizowanie i bagatelizowanie znaczenie operacji. Tymczasem zadawnione waśnie do dzisiaj oddziałują na wzajemne stosunki. Nie łudzę się, że reportaż Krzysztofa Potaczały, prywatnie mieszkańca Ustrzyk Dolnych, znacząco zmieni sytuację. Lektura była jednak dla mnie ważnym przeżyciem, kształtującym nową wrażliwość i otwierającą na dyskusję. „Zostały tylko kamienie” to książka ważna, napisana w bardzo dobrym stylu i zwracająca uwagę na dziejową niesprawiedliwość i konsekwencje wyciągania odpowiedzialności zbiorowej.

Potaczała zaczyna od krótkiego rysu historycznego, by zaraz przenieść nas w realia 1944 roku, zbrodniczych napadów UPA, organizowanej ad hoc lokalnej samoobrony i narastających animozji polsko-ukraińskich. Przytacza dziesiątki tragicznych relacji, z których wyłania się obraz spustoszenia, strachu i spirali nienawiści napędzanej kolejnymi zbrodniami. Akcja „Wisła” w polskiej historiografii nie jest oceniana jednoznacznie, to nie może dziwić. Tyle że przypatrując się pewnemu procesowi, tracimy często z oczu ludzi i ich osobiste dramaty. Wysiedlenia na Ziemie Odzyskane lub wprost do Związku Radzieckiego można oczywiście przeciwstawić dramatowi Polaków prześladowanych najpierw przez Niemców, potem przez Sowietów, a na koniec Ukraińców. Tylko czy jest to uczciwe postawienie sprawy? Potaczała nie zajmuje żadnej ze stron i nie bawi się w sędziego. Jak przystało na rasowego reportażystę, oddaje głos ludziom, świadkom zdarzeń, często ofiarom systemu, które znalazły się zwyczajnie w niewłaściwym miejscu w czasie wojennych i powojennych zawirowań. Jeśli autor przyjmuje czyjąś perspektywę, to pokrzywdzonych, którzy mają moralne prawo do publicznego wysłuchania. Słusznie, że oddaje im głos.

Robi to w bardzo dobrym stylu. Książkę czyta się znakomicie, choć nie jest łatwą lekturą. Jest bowiem nasączona bólem i cierpieniem. Jakby całe Bieszczady do dzisiaj krzyczały o niesprawiedliwości, która spotkała ich mieszkańców. Jakby nigdy miała tam nie zapanować zgoda. Cieszę się, że książki takie jak ta pisane są bez zacietrzewienia, przez ludzi świadomych i na tyle empatycznych, by odróżnić wymierzenie kary od bezmyślnej zemsty. W moim odczuciu nie ma tu miejsca na relatywizowanie zbrodni UPA, są one nazwane konkretnie. Potaczała zwraca jednak uwagę, że rzekoma sprawiedliwość dosięgała często nie tych, którzy faktycznie byli winni, stawiając pod znakiem zapytania sens poświęcenia dużych środków logistycznych na przeprowadzenie akcji „Wisła”, które przecież mogły być rozdysponowane inaczej. Mam poczucie, że przy sprawniejszej organizacji byłoby możliwe wybicie w pień zbrodniarzy z UPA. Owszem, i tutaj rykoszetem dostałoby się cywilom, ale być może bilans byłby korzystniejszy. Niezależnie od tego „Zostały tylko kamienie” przeczytała z dużym zaciekawieniem, a książka skłoniła mnie do zawsze aktualnej refleksji nad piekłem wojny i niesprawiedliwego pokoju.

Ocena: