Tytuł – Zdeptane kwiaty, t. 1 i t. 2
Rok wydania – 2022
Autor – Renee Lin
Wydawnictwo – Novae Res
Liczba stron – 691 (t. 1), 605 (t. 2)
Tematyka – oparta na faktach, osadzona w powojennej Polsce, dwutomowa rodzinna saga, której bohaterzy zmagają się z problemem społecznego wykluczenia ze względu na niemieckie pochodzenia.
Ocena – 7,0/10
„Zdeptane kwiaty” to dwutomowa monumentalna saga rodzinna, którą od podobnych prób tworzenia familijnych epopei odróżnia przede wszystkim historyczny kontekst i wiążący się z nim ciężar gatunkowy. Autorka mierzy się bowiem z zawsze aktualnym problemem społecznego wykluczenia. W przypadku „Zdeptanych kwiatów” to wykluczenie ma głęboko zakorzenione podstawy historyczne, których zrozumienie nie zawsze jest proste. A czasem w ogóle nie jest możliwe, zwłaszcza dla kolejnych pokoleń wychowanych już w zupełnie innym świecie bazującym na paradygmacie absolutnej tolerancji i akceptacji. Z tej perspektywy łatwo jest mówić o krzywdzących stereotypach i oceniać zachowania naszych przodków, szczególnie gdy nie rozumie się pełnego kontekstu określonych postaw społecznych. Pozbawienie kontekstu to jedno, czym innym jest brak bagażu tragicznych doświadczeń, które w powojennym świecie kształtowały znaczną część podstaw.
Niezależnie od tych rozważań natury ogólnej problem odpisany przez Linn jest istotny z historycznego i społecznego punktu widzenia. Początkowo sądziłem, że książka będzie wprost o nietolerancji i prześladowaniach mniejszości niemieckiej w powojennej Polsce. Tymczasem „Zdeptane kwiaty” w większym stopniu opowiadają historię poszukiwania własnej tożsamości, własnej drogi w obcym świecie. Pojawiające się na kartach książki pytania o przeszłość i wyłaniająca się z niej tajemnica rodzinna opiera się na doświadczeniach czasu wojny. Co ciekawe, autorka nie odpowiada wprost, czego te doświadczenia dotyczyły, pozostawiając sporo miejsca do spekulacji lub otwierając sobie drogę do kolejnych części „Zdeptanych kwiatów”.
Oczywiście, opisana w powieści alienacja ma podstawy wykluczenia na tle narodowościowym. Mimo tego warto odnotować, że znaczna część problemów opisanych przez Linn nie wynika wprost z niemieckich korzeni Lotzów, lecz trudów życia w hermetycznej, nieco zaściankowej społeczności. Problemów wykluczenia, dla którego bazą może być cokolwiek. Jestem daleki od generalizowania i rozciągania problemów zaprezentowanych przez Linn na całość społeczeństwa – historia jest bowiem mocno zakorzeniona we wspomnieniach jej rodziny. Pod wieloma względami jest to opowieść właśnie o rodzinie, ze wszystkimi jej problemami, rozterkami, z szarą codziennością, której daleko do wyjątkowości.
Lotzowie stanowią też pewien symbol trudnej powojennej koegzystencji społeczności polskiej i niemieckiej. Prób układania nowych relacji wobec tragicznej przeszłości, która nie pozwalała o sobie zapomnieć. To cud, że współcześnie możemy mówić o względnej przyjaźni dwóch narodów ponad granicami i historią (to także do pewnego stopnia). Autorka podjęła się trudnego zadania, a forma powieści umożliwiła jej oddanie pełnej palety emocji, jakie potencjalnie mogły towarzyszyć ofiarom powojennego ostracyzmu. Ma to szczególne znaczenie w kontekście dzieci i młodzieży, którym brakowało świadomości przyczyn alienacji i szykan. Przyczyn inności. Linn w obszernym wstępie, który płynnie przechodzi w powieść, zauważa, iż pisze subiektywnie, bo historia dotyczy wspomnień jej rodziny. I jej samej. Trudno zatem o obiektywizm, zwłaszcza że znaczna część zapisanych w pamięci obrazów powstawała w świadomości dziecka, które nie było w stanie przetworzyć zróżnicowanych bodźców, informacji, emocji.
A emocje odgrywają w książce główną rolę, nie pozostawiając za wiele miejsca na głębsze analizy społeczne. Nie to jest celem książki, przez co prezentuje ona ograniczony, dość jednostronny wycinek rzeczywistości, pozbawiony szerokiego kontekstu. Dla niektórych czytelników spragnionych wiedzy może być to zbyt mało. Dla innych, mniej krytycznych, wystarczająco dużo, by wyciągnąć powierzchowne wnioski. Nie zmienia to jednak faktu, że Linn porusza bardzo ważny problem i robi to w sposób oryginalny. Za pomocą książki, która długimi fragmentami opowiada po prostu o życiu, o codzienności. Narracja jest dostosowana do tematu – czasem nieco rozwlekła, nasączona dialogami, które zręcznie ilustrują życie rodzinne, ale same w sobie nie są porywające. Stąd problem z całościową oceną obu tomów.
Można by powiedzieć, że „Zdeptane kwiaty” to często książka o wszystkim i o niczym, ale i to byłoby nadmiernym uproszczeniem. Wiele z tych prostych fabularnie wydarzeń mogłoby stać się udziałem każdej małomiasteczkowej czy wiejskiej rodziny, co w pewnym stopniu sprzyja identyfikacji. I nie trzeba tutaj niemieckich korzeni, by poczuć empatię. Niesprawiedliwość zawsze będzie niesprawiedliwością, a odpowiedzialność zbiorowa nieadekwatną próba poszukiwania zemsty.
Ocena – 7,0/10