We wrześniu nie pada śnieg – Robert Kershaw – recenzja książki

Tytuł – We wrześniu nie pada śnieg. Niemieckie spojrzenie na operację „Market-Garden”.

Rok wydania – 2021

Autor – Robert Kershaw

Wydawnictwo – Replika

Liczba stron – 544

Tematyka – opracowanie poświęcone operacji „Market-Garden” z punktu widzenia niemieckich żołnierzy broniących się przed alianckim desantem.

Ocena – 7/10

Operacja „Market-Garden” na trwałe zapisała się w polskiej historii. Zapisała się tragicznie ze względu na ogromne straty i porażkę, jakie pod Arnhem poniosła polska Samodzielna Brygada Spadochronowa, oraz rozczarowanie związane z niesprawiedliwymi ocenami zaangażowania Polaków i dowódcy jednostki, gen. Stanisława Sosabowskiego. Trudno się zatem dziwić, że o „Market-Garden” pisze się w Polsce przez pryzmat silnych emocji i poczucia zdrady. Temat ten zdominował zresztą rodzimą historiografię. W przypadku wydań zachodnich ciężar położony jest na wspólne zaangażowanie wojsk alianckich, ewentualne błędy dowódców brytyjskich (a czasem próby ich wybielenia i zrzucenia odpowiedzialności) i ogólny wydźwięk klęski. Rzadko spogląda się w kierunku sił niemieckich, które przecież także grały pierwszoplanową rolę w trakcie bitwy. Robert Kershaw poszedł niegdyś pod prąd utartym schematom, przygotowując szczegółowe, a przy tym naprawdę dobrze napisane opracowanie stanowiące bardzo dobrą alternatywę dla legendarnego „O jeden most za daleko”.

Dlaczego „niegdyś”? Ano dlatego, że książka oryginalnie ukazała się w 1990 roku, co samo w sobie powinno zostać podkreślone w jej omówieniu. W pierwszym polskim wydaniu zamieszczono błędny podtytuł, który sugerował jakiś przełom w badaniach nad „Market-Garden”. Aktualnie podtytuł jest już adekwatny do treści oraz oryginalnej koncepcji Kershaw. Nie jest to bowiem „nowe spojrzenie”, lecz przede wszystkim „niemieckie”. Miejmy jednak na uwadze, iż badania Kershaw liczą sobie już kilkadziesiąt lat.

Rzeczywiście, „niemieckie spojrzenie” najlepiej oddaje treść książki. Trudno jest mi zweryfikować, na ile Kershaw powtarza narrację zawartą Zacznijmy omówienie treści od tyłu, a więc załączników. Warto zwrócić uwagę na (nie zawsze czytelny, ale bardzo pomocny) Order of Battle po stronie niemieckiej. To ważny element całości i pamiętajmy o nim w trakcie lektury, gdyż może się przydać do bieżących analiz. Narracja nie zawsze bowiem ułatwia nam zrozumienie tego, co działo się na froncie. Wynika to ze specyficznego stylu pisarskiego, który dla fanów „O jeden most za daleko” nie będzie jednak niczym nowym ani przeszkodą w lekturze. Kershaw lepi całość wydarzeń pod Arnhem z dziesiątek pomniejszych historii, przeskakując między postaciami i miejscami. Robi to bardzo umiejętnie, panując nad chaosem, który mniej utalentowanemu autorowi szybko wymknąłby się spod kontroli. Gorzej mają czytelnicy nieobeznani z tematem. Dla nich taki natłok nazwisk, nazw jednostek plus brak kontekstu historycznego mogą być trudne do przeskoczenia.

Zwróćmy uwagę, iż sytuacja obserwowana z perspektywy niemieckiej wyglądała równie dramatycznie – broniący rejonu Arnhem i przepraw na Renie Niemcy także walczyli o przetrwanie. Pamiętajmy, że znaczna część oddziałów należała do SS. Łatwo bowiem zacząć się utożsamiać z Niemcami, pochodzenie jednostek powinno skutecznie studzić ten zapał. Już choćby to wrażenie identyfikacji świadczyć może o sukcesie narracyjnym autora, który postanowił przyjrzeć się przede wszystkim żołnierzom i zrobił to nadzwyczaj umiejętnie, nie stroniąc od opisów ich emocji i intymnych wrażeń. Sprzyjają temu plastyczne opisy i dynamizowanie akcji.

Kershaw tworzy w konsekwencji bardzo dobre, oparte na solidnych podstawach merytorycznych (źródła, bibliografia, cytaty świadków zdarzeń) opracowanie, które stanowi doskonałe uzupełnienie dla lepiej znanych i popularniejszych prac prezentujących anglocentryczny punkt widzenia. Drobne mankamenty nie powinny być przeszkodą, pod warunkiem że mamy przynajmniej bazowe rozeznanie w sytuacji i umiemy łączyć ze sobą informacje. Kershaw jest solidnym nawigatorem w chaosie bitwy o Arnhem, ale na pewno nie prowadzi czytelnika za rękę. Jeśli taka konwencja komuś odpowiada, książka będzie doskonałym wyborem i obowiązkową pozycją uzupełniającą dla „O jeden most za daleko”.

Ocena: