W tajnej służbie II Rzeczpospolitej, t. 1 i 2 – Krzysztof Goluch – recenzja książek

Tytuł – W tajnej służbie II Rzeczpospolitej (t. 1 „Operacja berlińska” i t. 2 „Napad”)

Rok wydania – 2022

Autor – Krzysztof Goluch

Wydawnictwo – Novae Res

Liczba stron – 390 i 381

Tematyka – powieść szpiegowska osadzona w realiach II Rzeczpospolitej – dwa pierwsze tomy ukazują walkę wywiadów na tle odradzającego się państwa polskiego i walk, które musiało toczyć w obronie swoich granic.

Ocena – 7,5/10

Szybciej, niż mogliśmy się spodziewać, wracamy do lektury książek Krzysztofa Golucha! Po bardzo dobrze przyjętej „Czerwonej zemście”, która pokazała ogromny potencjał pisarski autora, Goluch serwuje nam nową serię, dwukrotnie dłuższą i osadzoną w nieco innych realiach. Jako że autor sprawdził się w klimacie żołnierzy wyklętych, próbuje teraz sił, pisząc o początkach II RP. I znowu wychodzi mu to naprawdę dobrze.

Pierwsze dwa tomy „W tajnej służbie II Rzeczpospolitej” pochłonąłem w dwa dni i nie był to jedynie skutek recenzenckiego obowiązku. Historia zaprezentowana w „Operacji berlińskiej” wciągnęła mnie na tyle, że po „Napad” po prostu musiałem sięgnąć, by dowiedzieć się, jak potoczą się dalsze losy bohaterów wykreowanych przez Golucha (i historię, bo spora część postaci istniała naprawdę) i jak autor pokieruje skomplikowaną, wielowątkową fabułą. Dość powiedzieć, że w intrygę wplótł Piłsudskiego, Wieniawę-Długoszowskiego, Hindenburga, Dzierżyńskiego i parę innych postaci znanych nam z podręczników historii. Obudował ich klasycznymi bohaterami powieści szpiegowskiej. Jest zatem młody agent stojący u progu średnio zapowiadającej się kariery, są piękne kobiety, są i zdrajcy. Odniosłem wrażenie, że tym razem główni bohaterowie są nieco płascy, nie tak wyraziści i ciekawi jak w literackim debiucie Golucha. Sukcesy przychodzą im także nad wyraz łatwo, a już fajerwerki z udziałem żółtodzioba Wiktora były dla mnie przesadą. Autor nieco ułatwia mu sprawę, ale może to miało na celu pchnięcie fabuły do przodu. Romans, cóż, można się było spodziewać, ale czym byłaby powieść sensacyjno-szpiegowska bez takiego akcentu?

Goluch nie przynudza, nie bawi się w przydługie opisy. Stara się dynamizować narrację, a o jej wartkości niech zaświadczy kilka zręcznie skonstruowanych pojedynków wręcz. Znamy ten schemat z „Czerwonej zemsty” i dobrze, że Goluch się go trzyma. Udanie bawi się językiem, stylizując go na ten z epoki. U tak młodego i niedoświadczonego autora jest to wyczyn szczególny. Może momentami Golucha nieco ponosi kwiecistość (zwłaszcza gdy ta udziela się mu nie przy okazji dialogów, lecz narracji), ale wszystko to tworzy pewien niepowtarzalny klimat. Na uwagę zasługuje Wieniawa-Długoszowski, którego Goluch odmalował znakomicie (chyba tak właśnie wyobrażałem sobie naszego naczelnego bawidamka, gdy czytałem kolejne anegdoty na jego temat).

Goluch jest wielkim fanem Dmowskiego. Daje temu zresztą wyraz w kreowaniu narracji na temat konferencji wersalskiej i polityczno-ideologicznych przepychanek. Nie do końca natomiast zgadzam się z relatywizowaniem endeckiego antysemityzmu. Goluch pisze o tym w redakcyjnym posłowiu. Swoją drogą, świetny pomysł, by taki autorski epilog dołożyć do powieści. Goluch tłumaczy w nim bowiem swoje motywacje, a jednocześnie rozstrzyga, co jest prawdą, a co literacką fikcją. Przyznaję uczciwie, że w historii odzyskania niepodległości przez Polskę „nie siedzę”, więc samodzielne odsianie prawdy od fikcji byłoby problemem nie do przeskoczenia. Goluch zdecydowanie mi to ułatwił, a przez to umożliwił nieco inne spojrzenie na opisywane przez niego wydarzenia.

Docenić należy także bardzo dobre odwzorowanie realiów miejsc, w których toczy się akcja. To nie tylko odradzająca się Polska, ale i targane konfliktami wewnętrznymi Niemcy czasów początku Weimaru czy bolszewicka Rosja, w której rewolucja powoli zaczynała zjadać własne dzieci. W przypadku bolszewików odnotować warto dynamikę relacji w trójkącie Dzierżyński-Lenin-Stalin. Ten pierwszy jest wyraźnie faworyzowany przez autora. Ba, przypadkowo Goluch chyba nieco ocieplił wizerunek „Krwawego Feliksa”. Doceniam ogrom pracy badawczej wykonanej przez autora – widać w tym historyczną pasję i dbałość o możliwie wierne oddanie realiów opisywanego okresu.

Na koniec kilka uwag redakcyjno-wydawniczych. Jestem zdumiony tym, jak szybko Krzysztof Goluch był w stanie stworzyć i napisać tak rozbudowaną powieść. Chylę czoła przed literacką płodnością autora. Jednocześnie zastanawia mnie, dlaczego dwa pierwsze tomy wypuszczono w tym samym momencie, a tuż po nich na rynek trafiły dwa kolejne. Ba, gdy piszę ten tekst, mam już w rękach trzecią i czwartą część „W tajnej służbie II Rzeczpospolitej”. Jestem zatem ciekaw koncepcji wydawniczej i przy nadarzającej się okazji podpytam o to autora.

Drobne niuanse nie powinny nam przysłonić największego atutu publikacji, jakim jest przyjemność płynąca z lektury. Nie mam wątpliwości, iż sięgnę po trzeci i czwarty tom i wkrótce (szybciej, niż się zapewne spodziewam) przygotuję kolejną podwójną recenzję. Goluch znowu przyciągnął mnie do wykreowanego przez siebie świata, w którym prostota ujęcia łączy się z wyrafinowaną intrygą, fikcja przeplata się z historycznymi faktami, a dynamika narracji z pewną nostalgią za minionym światem. Mimo iż nieszczególnie przepadam za jakimkolwiek historical fiction, w przypadku „W tajnej służbie II Rzeczpospolitej” nawet o tym nie myślałem. Po prostu oddałem się lekturze.

Ocena: – 7,5/10