„Trzecia strona medalu” – recenzja książki

Premiera – 22 września 2010

Autor – Dariusz Baliszewski

Wydawnictwo – Bukowy Las

Liczba stron – 352

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – monografia opowiadająca historię bitwy o Wielką Brytanię, która rozegrała się na niebie Anglii w sierpniu i wrześniu 1940 roku.

Czy medal może mieć trzy strony? Taki normalny chyba nie, chociaż dzisiaj niewielu rzeczy można być pewnych na sto procent. Ot, prosty przykład – wydawało mi się, że egzamin zdałem śpiewająco; profesor szybko wyprowadził mnie z mylnego przekonania. Na medal się nie spisałem, więc zostaje mi koncentrowanie się na jego trzeciej stronie. O co właściwie chodzi? Ano o jednego z najlepiej rozpoznawanych historyków znad Wisły, Dariusza Baliszewskiego, który powraca w wielkim stylu z kolejną publikacją, której nie można odmówić uroku, ale i celowo wzbudzanych kontrowersji. Swego czasu Baliszewski zasłynął jako tropiciel zamachowców, którzy rzekomo zamordowali gen. Władysława Sikorskiego. Efekty prac były może i ciekawe, ale cała sprawa zakończyła się wynikami miernymi – zamach na Sikorskiego to nadal zagadka, która pewnie jeszcze niejeden raz będzie wałkowana w takich czy innych wywodach historycznych. Drobne niepowodzenie, które jednak w znacznym stopniu przyczyniło się do popularyzacji nazwiska polskiego historyka i historii w ogóle, jest przepustką do wyrobienia sobie odpowiedniej marki. Baliszewski to dzisiaj taki „drugi Wołoszański”, przy czym to właśnie o Baliszewskim ostatnio jest głośniej. Jest niewątpliwie postacią medialną, a obok jego książek nie można przejść obojętnie. Także on, jako autor, wykazał się sporymi umiejętnościami i silnie zakorzenioną chęcią odkrywania kolejnych rozwiązań zagadek ubiegłego wieku, co pokazuje, iż historię i jej zagadki traktuje serio, bez obojętności, którą często powoduje literackie wypalenie. To Baliszewskiemu z pewnością nie grozi, przynajmniej na razie.

Kolejna z publikacji polskiego historyka przygotowana została w sposób nie rzucający się w oczy. Projekt okładki do najoryginalniejszych nie należy, grafika nie wyróżnia książki spośród setek innych, jakie znaleźć możemy na półkach księgarni. Brakuje zdjęć, elementów graficznych innego typu. Wszędzie tylko literki, literki, literki. Nie wiem, czy poczytywać to za mankament, u Baliszewskiego nie chodzi o efekty specjalne i fajerwerki. Nasuwa mi się porównanie do surrealistów – niby nic szczególnego, ale spróbuj, chłopie, to namalować. Za przygotowanie książki do druku odpowiedzialne jest Wydawnictwo Bukowy Las, natomiast dystrybucją zajmuje się dobrze znana firma Jacek Olesiejuk. O pracy korekty językowej za wiele powiedzieć nie można, a to ze względu na fakt, iż stylistycznie Baliszewski zawsze sprawował się bardzo dobrze i pod tym kątem nie wymagał fachowych porad ani nanoszenia wielkiej ilości poprawek. W konsekwencji wydanie „Trzeciej strony medalu” skwitować można krótko – książka została wydana i jest na rynku.

Jak zwykle przy okazji prac historyków, szczególną uwagę przywiązujemy do aspektów merytorycznych, tego, co napisali i powiedzieli, a także stylu, w jakim przekazują wiedzę czytelnikom. Gdy idzie o narracyjne umiejętności Baliszewskiego, mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, iż w toku wieloletniej praktyki redaktorskiej nabył on niezbędne doświadczenie, by dzisiaj pisać na niezwykle wysokim poziomie. Jego wywody oparte są na chłodnej logice i kalkulacjach, nie stroni od barwnych porównań i metafor. Narrację prowadzi w sposób błyskotliwy, a niektóre z językowych koncepcji doskonale wyrażają emocje, podsumowując schematy i pointując trafnymi spostrzeżeniami. Celność uwag oparta jest nie tylko na historycznych doświadczeniach, ale i utartych stereotypach, zakorzenionych poglądach, z którymi Baliszewski albo zdecydowanie walczy, albo solidaryzuje się. Do gustu przypadło mi wiele sformułowań, wśród których szczególną uwagę zwróciłem na niezwykle poetycki, ale jakże trafny opis polskiego społeczeństwa: „[Polacy] Są politykami w poezji a poetami w polityce”. Baliszewski to historyk przenikliwy, obserwujący wydarzenia z przeszłości nie przez pryzmat utartych narodowych schematów, bez zwracania uwagi na państwowe świętości, ale w sposób swobodny, wykształcony w toku długich zmagań z historycznymi zaszłościami. „Trzecia strona medalu” to nieustanne podkreślanie tego, że o historii można pisać inaczej, że nauka ta nie musi być ani nudna, ani monotonna, a jej łączenie z innymi dziedzinami to nie tylko świetny sposób na poszerzenie horyzontów, ale i przyciągnięcie czytelników spragnionych innowacyjnego podejścia bez zwracania uwagi na literackie kanony. Jednocześnie Baliszewski nieco hamuje się w zapędach obrazoburczych. Owszem, niektóre z jego hipotez mogą wzbudzać szereg kontrowersji, ale w wielu przypadkach trudno odmówić mu racji, zwłaszcza, gdy czytelnik utożsamia się z problemami poruszanymi przez pisarza. Wielu z nas patrzy na historię przez pryzmat klęsk, zdrad, kłótni, obarczając cały świat winą za kolejne porażki. Ten martyrologiczny nurt historiografii jako żywo przypomina mi wszystko to, co dzieje się wokół Powstania Warszawskiego. Baliszewski zwraca jednak uwagę, iż w każdej ze spraw możemy odnaleźć drugie dno, a niektóre wypadki wymagają gruntownego przeszeregowania poglądów i odkrycia nie tyle drugiej, co trzeciej strony medalu.

O czym właściwie możemy przeczytać w książce? Wydaje się, iż zakres czasowy publikacji jest dość szeroki, bowiem autor nie koncentruje się wyłącznie na problematyce II wojny światowej, choć ta zajmuje najwięcej miejsca, ale i porusza ważne kwestie naszej przedwojennej i powojennej historii (a i Bolesław Śmiały dostał swoje pięć minut). Na piedestale stoi oczywiście Polska, umęczona, zbroczona krwią, ale i postawiona pod osąd współczesności. Jednocześnie, choć z wieloma poglądami się utożsamiam, szereg tez nie przypadł mi do gustu. Niektóre, nawet jeśli w części są prawdziwe, Baliszewski stawia w sposób zbyt stanowczy, a niekiedy koncentruje się wyłącznie na udowodnieniu hipotezy, rezygnując z zaproponowania czytelnikom argumentów strony przeciwnej. Co gorsza, niektóre z rozdziałów to właściwie zlepek drobnych przemyśleń, z których niewiele wynika. Ot, chociażby sprawa Westerplatte i Sucharskiego. Nie wiem, czy Baliszewski chciał pokazać, że legenda placówki jest nieprawdziwa, czy też oskarżenia kierowane pod adresem Sucharskiego to oszczerstwa. „Trzecia strona medalu” ma zatem dwa oblicza – z jednej strony to praca wciągająca i interesująca, z drugiej wywód o falującym poziomie merytorycznym poprzetykany informacjami szczątkowymi, które sugerują, iż przemyślenia autora spisane zostały dość swobodnie. Baliszewski z gracją wyciąga na światło dzienne sprawy mniej znane, koncentrując się chociażby na osobie Tadeusza Romera, któremu historycy odmówili większej ilości miejsca na kartach swoich książek. U Baliszewskiego ambasador załapał się na kilka stron, ale dzięki takim „sprawozdaniom” historia zyskuje sobie nowe oblicza, a przecież to właśnie tym zasłynął polski historyk. Brakuje natomiast dokładności i szczegółowości wypowiedzi. Nie przekonuje mnie styl pisania „krótko i o wszystkim”, a często wręcz „krótko i o byle czym”. Po historyku tego formatu spodziewam się większej ilości danych, powiązania ogółu wypowiedzi w logiczną całość i skonstruowania pracy na wysokim poziomie, od początku do końca.

Nie ukrywam, iż do Baliszewskiego przekonywałem się dość długo, ale lubię jego styl i doceniam umiejętności. U historyka najważniejsza jest jednak dokładność i umiejętność przekazania wiedzy czytelnikom. Tym razem szczegółowości nie dostałem w ramach „Trzeciej strony medalu”, choć trzeba przyznać, iż konwencja literacka była po prostu inna niż moje wyobrażenia. Na plus zaliczyć trzeba inne walory pracy Baliszewskiego, w tym niewątpliwe atuty pisarskie polskiego historyka. Z tego też względu „Trzecia strona medalu” to książka stojąca na niezłym poziomie, wciągająca i interesująca. Jej konstrukcja, a także jakość wywodów połączonych w całość, sprawiają, iż lekturę rozpatruję w kategoriach przyjemnego czytadła do spania. Ewentualnie w podróży. Nie trzeba szczególnie się wysilać ani też wspinać na wyżyny intelektualizmu. Polska, jaka jest, każdy widzi, ale, czego wielokrotnie dowodziła historia, gdzie dwóch Polaków, tam co najmniej trzy zdania.

Ocena: