Świerczewski. Śmierć i kult bożyszcza komunizmu – Krzysztof Potaczała – recenzja książki

Tytuł – Świerczewski. Śmierć i kult bożyszcza komunizmu

Rok wydania – 2021

Autor – Krzysztof Potaczała

Wydawnictwo – Prószyński i S-ka

Liczba stron – 263

Tematyka – opowieść o kreowaniu mitu gen. Świerczewskiego i komunistycznej propagandzie, która silnie naznaczyła historię bieszczadzkich wiosek.

Ocena – 7/10

Przez dziesięciolecia w gen. Karolu Świerczewskim upatrywano męczennika, który w służbie komunistycznej Polsce złożył najwyższą ofiarę. PRL-owscy propagandziści (w tym gronie także kilku zacnych literatów) pisali peany na jego cześć, stawiano mu pomniki, a i w rankingach na najwybitniejszego Polaka plasował się w pierwszej dziesiątce. Dziś nie do pomyślenia. Co się zatem stało, że „bożyszycze komunizmu” zostało zdegradowane do poziomu sowieckiego agenta, nieudacznika i alkoholika? Na całkowite odwrócenie narracji wpływ miały nie tylko zmiany polityczne, ale i spadek społecznego zapotrzebowania, choć nie wszyscy ludowi bohaterzy odeszli do lamusa, a sam Świerczewski wciąż ma wierne grono wyznawców, których Mekką są bieszczadzkie Jabłonki. Krzysztof Potaczała zabiera nas w podróż właśnie tam, do serca kultu i źródeł hagiograficznych opowieści o „generale, co kulom się nie kłaniał”.

Nie kłaniał się, ale ostatecznie się ukłonił i zginął. Dostał za to pomnik. Śmierć Świerczewskiego została w książce Potaczały zaprezentowana na ledwie kilku kartach. Byłem zaskoczony, że autor jedynie prześlizgnął się po temacie, nie uwzględniając przy tym szerszego tła politycznego. Generalnie sylwetka Świerczewskiego została przedstawiona wybiórczo, co jest konsekwencją wyboru określonej formy narracji. Reportaż Potaczały koncentruje się głównie na okresie po śmierci wojskowego i miejscach, które wiązały się z jego kultem. W tym malowniczym pejzażu (miejsc , ludzi i emocji) pojawiają się nie mniej kultowe Jabłonki, do których wracamy nieustannie, obserwując, jak zmieniała się na przestrzeni dziesięcioleci, budując swoją tożsamość na Świerczewskim i pielgrzymkach, które wędrowały do jego pomnika. Jest to niewątpliwie fascynujący fragment historii Bieszczad, a Potaczała z lekkością porusza się po trudnych tematach, przenikając specyficzną mentalność tego miejsca.

Sam reportażowy styl, choć początkowo trudno mi się było z nim oswoić, zważywszy na konieczność retrospekcji, ostatecznie przypadł mi do gustu. Potaczała przekonał mnie, że nie chodzi mu o Świerczewskiego i tworzenie jego biografii, lecz o rys zjawiska, jakim stał się Świerczewski. Dlaczego właśnie Świerczewski? Czemu akurat on trafił do panteonu komunistycznych bohaterów, mimo ewidentnych wad i braków? Doskonałe wytłumaczenie prezentuje Grzegorz Ostasz z IPN, cytowany przez Potaczałę. Przytoczmy jego słowa: „Może dlatego, że po wojnie [Polacy] potrzebowali wyrazistego bohatera. Szukali dla siebie wzorca osobowego, który pokaże, jak żyć i pracować dla nowej socjalistycznej ojczyzny. Śmierć generała dała ku temu niepowtarzalną okazję. […] został okrzyknięty proletariackim herosem, sowiecko polskim męczennikiem. […] Kandydatów na bohatera było wielu, ale mieli zasadniczą wadę – żyli”. I dalej Potaczała tłumaczy to perfekcyjnie: „Jego rosnącej sławie i legendzie służyła też tajemniczość Bieszczadów. Generał nie zginął na froncie, ale w nieprzyjaznych, mało dostępnych i niepoznanych górach”. Ba, jego śmierć „przyczyniła się do masowego zainteresowania Bieszczadami”! W samym centrum tej nowej fascynacji stały Jabłonki.

Autor na ogół bardzo dobrze tłumaczy zjawiska społeczne zachodzące w PRL-owskiej rzeczywistości. To ogromny atut publikacji. Przeniknięcie komunistycznej mentalności okazuje się bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać (to nie tylko tępa propaganda!), a Potaczała maluje pejzaż ludzkich osobowości i zbiorowości. Świerczewski jest momentami ledwie tłem do znacznie większego wyzwania, jakim jest opis jego legendy i jej wpływu na losy społeczności. Legendy niemal całkowicie rozmijającej się z rzeczywistością.

Ogromnym minusem książki jest chroniczny brak źródeł cytowanych fragmentów. Z przyjemnością dowiedziałbym się, skąd autor wziął kilka wypowiedzi (sklepowa z warszawskiej Pragi miała powiedzieć o Świerczewskim: „Dobrze się stało, że on zginął, bo był wychowankiem Stalina, a podczas wojny domowej w Hiszpanii nie walczył uczciwie, tylko ludzi mordował”). Z książki nie dowiemy się, skąd Potaczała wytrzasnął sklepową i skąd sklepowa miała takie informacje. Autor nie odnosi się do źródeł w formie przypisów i bardzo rzadko je komentuje, co niekorzystnie wpływa na wartość książki. Rozumiem, że w reportażach często stosuje się ten zabieg (co samo w sobie czasem budzi uzasadnione zastrzeżenia co do rzeczywistego istnienia „źródeł”), ale tutaj w wątki społeczne wplecionych jest sporo tekstów historycznych. Szkoda zatem, że musimy bazować wyłącznie na obszernej, ale ogólnej bibliografii. Brakowało mi także szerszego wstępu poświęconego samemu Świerczewskiemu. Owszem, z kart książki dowiemy się całkiem sporo na temat jego osobowości i specyficznych cech, ale droga do bycia legendą nie została opisana tak dokładnie.

Książkę przeczytałem jednak z przyjemnością, wchodząc w świat zaprezentowany przez Potaczałę z fascynacją. Legendy, mity, wspomnienia – chyba nigdzie indziej nie mają one takiej mocy oddziaływania jak w Bieszczadach. Świerczewski zginął w miejscu najlepszym z możliwych – i dla siebie, i dla Jabłonek.

Ocena: