Siłą wyciągnięci z bunkrów – Tomasz Zyśko – recenzja książki

Tytuł –

Rok wydania – 2022

Autor – Tomasz Zyśko

Wydawnictwo – Znak Horyzont

Liczba stron – 281

Tematyka – analiza zdjęcia, które zrobiono w czasie pacyfikacji warszawskiego getta i szerszy rys historyczny martyrologii ludności żydowskiej w tym miejscu.

Ocena – 8/10

Jedno zdjęcie. Symbol. Potrafi przekazać więcej niż tysiąc słów. Zwłaszcza tym, którzy potrafią je odpowiednio zinterpretować. Tomasz Zyśko z pewnością zalicza się do takich właśnie ludzi. Jego „Siłą wyciągnięci z bunkrów” to wręcz modelowa analiza fotografii i dowód na to, że uważny obserwator może wyciągnąć naprawdę solidne wnioski z pozornie ubogich przesłanek. Oryginalna publikacja wyszła spod ręki pasjonata, który choć nie jest zawodowym historykiem, udowodnił, że siła pasji może być wystarczającą przesłanką do stworzenia naprawdę solidnego, a przede wszystkim wciągającego opracowania.

I jest tak dlatego, że Zyśko pisze książkę, jaką zapewne sam chciałby przeczytać. Zabiera czytelników w podróż do przeszłości, w której niemal nic nie jest pewne, a większość informacji trzeba zlepiać z domysłów. Nie dajmy się jednak zwieść, autor nie urządza sobie spektaklu gdybania, lecz poddaje całość bardzo rzeczowej, fachowej analizie. Krok po kroku odkrywa kulisy prawdopodobnie pozowanej fotografii, która miała okrasić raport dla Heinricha Himmlera.

Zdjęcie z okładki, do którego odnosi się narracja Zyśki, pochodzi oryginalnie z raportu Jürgena Stroopa, który kierował tłumieniem powstania w getcie warszawskim, wywózkami i pacyfikacją ludności żydowskiej. Zrobił je oficer SS Franz Konrad, który odpowiadał wówczas za dokumentację fotograficzną wydarzeń w getcie. Tyle genezy. Szczegółowo opisuje ją Zyśko, który przypomina, iż analizowana fotografia została po latach uznana „zdjęciem-ikoną Warszawy”. Dlaczego właśnie ona? Być może ze względu na niezwykłą symbolikę oraz rozpowszechnienie w powojennej historiografii. Rzeczywiście, zdjęcie nie jest mi obce, widziałem je wielokrotnie jako ilustrację okupacyjnego terroru.

Zyśko rozebrał je na czynniki pierwsze, krok po kroku analizując części składowe, nie zawsze w sposób oczywisty. Okazuje się bowiem, że fotografia skrywa wiele tajemnic i nawet identyfikacja uwiecznionych na niej osób nie rozwiewa wszystkich wątpliwości. Pamiętajmy, że Zyśko bazował na domysłach, bo nie dysponował twardym materiałem dowodowym, ale udało się mu również dotrzeć do relacji świadków zdarzeń, które rzucały nieco więcej światła (a czasem gmatwały sytuację) na zdarzenie. Autor wyszedł także poza sztywne ramy jednego obrazu, przypatrując się także losom całych rodzin, których tragedię uwieczniono. To również wartościowe ujęcie pokazujące, jak wielką tragedią była II wojna światowa, na którą niektórzy mogą beznamiętnie spoglądać przez pryzmat symbolu-ikony, nie zastanawiając się nawet nad tłem wydarzeń.

Zyśko świetnie porusza się po Warszawie i okresie okupacji. Nie zapomniał przy tym o solidnym kontekście historycznym, związanym głównie z przebiegiem powstania w getcie i specyficznym niemieckim podejściem do tematu. W centrum wydarzeń stoją m.in. Stroop i Konrad, którego życiorys i charakterystyka zostały poddane głębszej analizie. Narracja jest zresztą przetykana materiałami fotograficznymi, w których dominują obrazy zawarte w raporcie Stroopa. Doceńmy kolosalną pracę, jaką musiał wykonać Zyśko, by odtworzyć historię i kulisy zrobienia zdjęcia. Wypunktował masę detali, niedostrzegalnych na pierwszy rzut oka, a często nawet po dokładniejszym przyjrzeniu się fotografii. Nie chcę zdradzać szczegółów jego interpretacji, bo sama książka – także ze względu na popularnonaukowy styl – czyta się doskonale i szkoda psuć Czytelnikom przyjemność z indywidualnego odkrywania tajemnic przeszłości. Pod wieloma względami byłem publikacją zachwycony, wbrew obawom, że oryginalna idea zostanie następnie utopiona w morzu ogólnych rozważań o historii powstania w getcie.

Ocena – 8/10