„Pop-art po Holokauście” – recenzja książki

Rok wydania – 2019

Autor – praca zbiorowa pod red. Delfiny Jałowik

Wydawnictwo – MOCAK

Liczba stron – 288

Tematyka – niezwykle interesujące opracowanie poświęcone Borisowi Lurie zawierające przedruki jego prac artystycznych, literackich oraz obfite komentarze historyków sztuki.

Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie, zwane potocznie MOCAK, to jednostka stosunkowo młoda, ale mająca na koncie szereg niezwykle udanych projektów, także w zakresie historii II wojny światowej. Mieliśmy już kilkukrotnie okazję recenzować przedsięwzięcia MOCAK i zawsze podkreślaliśmy, że mają ogromny potencjał edukacyjny i popularyzatorski. Nawet jeśli – z delikatnym poczuciem wstydu – muszę się przyznać do braku rozeznania w sztuce współczesnej, staram się wychodzić jej naprzeciw i próbować zrozumieć symboliczne przesłania. Zdaję sobie sprawę, że wielu czytelników może mieć z tym problem, nie jestem w tym względzie inny i często wolę poprowadzenie za rękę niż własne domysły. Zawsze jednak namawiam – dajmy artystom szansę, udzielmy im kredytu zaufania i bądźmy gotowi do swobodnego, pozbawionego uprzedzeń odbioru ich dzieł. W innych warunkach trudno o jakąkolwiek sensowną debatę.

„Pop-art po Holokauście” niewątpliwie będzie od nas wymagać zaufania. Boris Lurie był amerykańskim artystą pochodzenia żydowskiego. Gdy Niemcy rozpoczęli inwazję na Związek Radziecki, przebywał w Rydze. W czasie wojny część jego rodziny zginęła z rąk niemieckiego okupanta, a Lurie trafił wraz z ojcem do obozu koncentracyjnego Stutthof, skąd obaj zostali przeniesieni do Buchenwaldu. Mieli szczęście, dożyli końca wojny i w maju 1945 roku zostali wyzwoleni przez Amerykanów (Lurie dowiedział się o możliwym końcu wojny w latrynie, gdzie podjął decyzję o ucieczce, by uniknąć „marszu śmierci” – stało się to zresztą jedną z inspiracji dla szczególnie skandalizującej ekspozycji). Po wojnie wyemigrowali do USA, gdzie Lurie rozwinął się jako artysta, zarówno w zakresie sztuk plastycznych, jak i literackich.

Swój unikatowy styl budował na sprzeciwie. Kontestował rzeczywistość, podważał kanony królującego po wojnie pop-artu. Często operował słowem „Nie”, któremu nadawał różnorodne formy. Nade wszystko zaś koncentrował się na Zagładzie, którą uczynił fundamentem swojej sztuki. Holocaust był dla niego doświadczeniem na tyle traumatycznym, że zmagał się z nim przez całe życie. Dowiemy się tego z praktycznego wstępu do katalogu wystawy dzieł Luriego. Przygotowane przez MOCAK opracowanie zawiera nie tylko przedruki z ekspozycji, ale także szereg wspomnień na temat artysty (obejmujących także bardzo praktyczne uwagi na temat jego stylu), kalendarium jego życia oraz wybrane dzieła literackie. Jeśli założeniem publikacji było pokazanie Luriego z możliwie wielu perspektyw i narzucenie jego barwnego, choć naznaczonego tragedią życiorysu na tworzone prace, to MOCAK zrobił to w sposób znakomity.

Co więcej, książka została wydana w dwóch językach (polski i angielski), dzięki czemu stanowi także doskonały materiał promujący Luriego, jego prace i samo Muzeum. Liczne fotografie pozwolą nam wizualizować formy, o których opowiadają m.in. Bartosz Kwieciński, Maria Anna Potocka czy Delfina Jałowik. Jakby tego było mało, w publikacji znajdziemy sporo zdjęć archiwalnych, głównie ukazujących bezmiar niemieckich zbrodni w odniesieniu do ludności żydowskiej. Słusznie, w konfrontacji ze sztuką Luriego wzbudzają one grozę i naturalny niepokój. Zwłaszcza że Lurie nie zamierza trzymać się sfery komfortu widza, co bardzo obrazowo tłumaczy Bartosz Kwieciński. Wiele bulwersujących mnie zjawisk byłem w stanie przerobić na nowo i zrozumieć właśnie dzięki mądrym – może czasem zbyt wyrafinowanym jak na moje zdolności poznawcze w tej materii – tekstom wprowadzającym do zapisu wystawy.

Nadal stawiam sobie zawsze aktualne pytania o granice artystycznego wyrazu, szczególnie w odniesieniu do tak delikatnej problematyki. Jestem jednak bardziej świadomym odbiorcą, bo w czasie lektury wyszedłem naprzeciw temu, co chciał nam pokazać Lurie. Czy jego intencją było szokowanie widza? Z pewnością, ale nie robił tego dla taniego poklasku, lecz by wyrwać odbiorcę z otępienia i dystansu względem masowych mogił, w których pogrzebano rodzinę artysty i miliony, często bezimiennych ofiar Holocaustu.

Ocena: