„Pilecki. Śladami mojego taty” – recenzja książki

Rok wydania – 2015

Autor – Mirosław Krzyszkowski, Bogdan Wasztyl

Wydawnictwo – Znak

Liczba stron – 317

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – zapis rozmowy z synem Witolda Pileckiego, Andrzejem.

Witold Pilecki to bez wątpienia jedna z najważniejszych postaci, które w ostatnich kilkunastu miesiącach pojawiały się w historycznych mediach. Nie podnosząc ręki na narodowe świętości, można by nawet pokusić się o malownicze określenie „historycznego celebryty”. Odnoszę bowiem wrażenie, iż zamieszanie wokół postaci Rotmistrza jest często sztucznie kreowane, a jego bohaterstwo wykorzystywane jest do politycznych manifestów, które nie mają wiele wspólnego ani z przeszłością, ani z rzeczywistą misją Pileckiego. O ile jeszcze jakiś czas temu z zadowoleniem przyjmowałem kolejne doniesienia o projektach poświęconych wzmacnianiu pamięci o Rotmistrzu, dzisiaj patrzę na nie z coraz większym sceptycyzmem. Historia Pileckiego jest bowiem rozgrywana jak karta w talii cwaniaków, którzy chcieliby wykorzystać jego nazwisko do własnych celów. Dlatego też z uznaniem patrzę na wszelkie inicjatywy, których autorzy w sposób oddalony od polityki, uczciwy i szczery koncentrują się na przypominaniu, że Witold Pilecki zasługuje na miejsce w panteonie bohaterów narodowych, robiąc to godnie i nienachalnie.

Mirosław Krzyszkowski i Bogdan Wasztyl zdają się wpisywać w powyższy kanon. Polscy reporterzy postanowili odtworzyć historię życia Pileckiego, kierując się szlakiem wytyczonym przez 80-letniego dziś syna Rotmistrza, Andrzeja. Książka „Pilecki. Śladami mojego taty”, która ukazała się na rynku 23 września 2015 roku nakładem Wydawnictwa Znak Horyzont, nie jest lakonicznym, schematycznym zapisem rozmowy z potomkiem głównego bohatera, nie jest też standardową biografią pisaną w oparciu o wspomnienia. Jest raczej kompilacją tego, co wiedzieliśmy z poprzednich opracowań i tego, co wyłącznie syn może powiedzieć o ojcu. W efekcie książka łączy opowieść Andrzeja Pileckiego uzupełnianą wycinkami z biogramu Rotmistrza oraz wiadomościami z planu filmu „Pilecki”, w którego produkcję zaangażowani byli autorzy opracowania. To ciekawe połączenie sprawiło, iż lektura wydała mi się nietuzinkowa i jakby oderwana od tego, co do tej pory pisano o Pileckim. We wspomnieniach syna zyskuje on zupełnie inne oblicze. Przede wszystkim zwykłego człowieka, członka rodziny, lokalnej społeczności. Dopiero na dalszych miejscach znajduje się to, co zazwyczaj najbardziej eksponowane, a więc działalność niepodległościowa i poświęcenie na rzecz ojczyzny. Książka jest też źródłem smutnej i odrobinę przytłaczającej konkluzji – nie jest łatwo być bohaterem. Bohaterstwo to sztuka poświęceń i wyrzeczeń, nierzadko takich, w których – chcąc, nie chcąc – partycypują najbliżsi.

Trudno mówić o stylu pisarskim, kiedy mamy do czynienia ze swego rodzaju wywiadem. Doznania z lektury będą, jak to zwykle bywa, absolutnie subiektywnym odczuciem, choć tutaj subiektywizm jest spotęgowany ze względu na specyficzną formę opowiadania o historii. Andrzej Pilecki jest dobrym kronikarzem, ale nie brakuje mu również gawędziarskiej swady. Potrafi przytoczyć szczegóły z życia ojca, ukazując jak zachowywał się w domowym zaciszu. To rzeczy, których do tej pory albo w ogóle nie wywlekano na światło dzienne, albo robiono to w sposób skrótowy. I dobrze, bo o takich kwestiach powinni mówić przede wszystkim najbliżsi, a i to po solidnym zastanowieniu i przy przemyślanym doborze słów i tematów. Andrzej Pilecki opowiada historię swojego życia (tak, powinniśmy patrzeć na to z tej strony) z wyczuciem, bez popadania w ckliwy sentymentalizm charakterystyczny dla rodzinnych wspomnień, bez nadmiernego patosu, ale i bez sztywności. Zdaję sobie również sprawę z tego, że części czytelników taki schemat nie przypadnie do gustu. Nie każdy musi być fanem publikacji o charakterze wspomnieniowym. Myślę jednak, że tytuł ten należy potraktować jako kolejną cegiełkę dołożoną do budowania spójnego, ale wieloaspektowego wizerunku Pileckiego, a co za tym idzie uczynienia jego życiorysu kompletnym. I, co zaznaczyłem we wstępie, nie ma tutaj czasu na polityczne dywagacje, uzurpowanie sobie prawa do zawłaszczania historii Witolda Pileckiego. Jest syn, jest ojciec, z tej perspektywy wszystko wydaje się prostsze, ale i – co zakrawa na oczywisty paradoks – nieco trudniejsze w odbiorze. Taki już jednak urok historii, że zawsze na jej kartach pojawią się nie tylko komplikacje, ale i relatywizm. Zarówno ze strony autorów, jak i czytelników.

Ocena: