„Od Auschwitz do Ameryki” – recenzja książki

Rok wydania – 2019

Autor – Katrina Shawver

Wydawnictwo – Replika

Liczba stron – 367

Tematyka – Wspomnienia Henryka Zgudy, znakomitego przedwojennego i powojennego pływaka, więzionego przez Niemców w Auschwitz. Po wojnie emigrował do USA.

Dobra, na początek robimy historyczny rachunek sumienia i odpowiadamy – tylko szczerze! – na pytanie: kto słyszał o Henryku Zguda? Sportowiec, świetny pływak, boleśnie doświadczony przez los w czasie II wojny światowej. Uciekinier, więzień obozów koncentracyjnych, prześladowany przez komunistyczne władze w powojennej Polsce. Po wojnie czekała go dalsza tułaczka, dotarł jednak szczęśliwie do USA, które okazało się być drugim domem.

Wspomnienia Zgudy zostały spisane przez Katrinę Shawver, ale czytamy je w pierwszej osobie. To po prostu opowieść Zgudy, może delikatnie dopracowana przez dziennikarkę, która miała przyjemność rozmawiać z głównym bohaterem na początku lat dwutysięcznych. Ilekroć czytam podobne zapiski, zastanawiam się nad tym, jak łatwo stracić człowieczeństwo. Doszedłem do tego wniosku już po 40 stronach, na których dowiadujemy się, w jaki sposób Zguda został przez Niemców złapany, jakie barbarzyńskie metody stosowali przy przesłuchaniach i co ziało się na Montelupich (skąd, o czym warto wspomnieć na marginesie, uciekł w tym czasie Stanisław Marusarz). Stamtąd Zguda trafił do Auschwitz. Jego wspomnienia są tak plastyczne, tak prawdziwe, że aż czuje się dramat wszystkich ofiar nazistowskiego bestialstwa. Pomordowanych Polaków, zagazowanych Żydów, maltretowanych ludzi, w których nie było cienia winy. Straszne, a zarazem przerażająco prawdziwe. Oto obcujemy z historią taką, jaką była – dramatem jednostek, którym przyszło żyć w czasach orucieństwa na niewyobrażalną skalę. Wstrząsające, nawet jeśli dobrze poznaliśmy historię.

Książkę przeczytałem jednym tchem. Po prostu nie mogłem się oderwać od historii, która być może nie była szczególnie wyjątkowa. Być może takich historii można by spisać setki, gdyby wsłuchać się w głosy odchodzącego dziś, niestety, pokolenia. Ale właśnie dlatego czytałem w tak dużym skupieniu, z takim zainteresowaniem, mając świadomość, że oto ktoś „stamtąd” przekazuje mi coś ponadczasowego. Prawdę o cierpieniu i bestialstwie, nadziei na przeżycie i znieczulicy, o ekstremach, które stały się udziałem ludzkości. Panie Henryku, dziękujemy, że za życia zdążył się Pan tą prawdą podzielić.

Ocena: