Tytuł – Gorące silniki, zimne stopy; Oczy dywizji
Rok wydania – 2023
Autor – Helmut Günther
Wydawnictwo – Bellona
Liczba stron – 223 oraz 250
Tematyka – wspomnienia niemieckiego żołnierza, który przeszedł ciężki szlak bojowy i zostawił po sobie bogaty opis codzienności służby w jednostkach SS.
Ocena – 6,0/10
Wspomnienia Helmuta Günthera są w pewnych kręgach uznawane za doskonały przykład niemieckiej literatury wspomnieniowej spisanej na stosunkowo niskim poziomie armijnej hierarchii. Zazwyczaj to w takich opracowaniach upatrujemy prawdy historycznej. Ci „zwykli żołnierze”, przedstawiciele ludu, mają być zbiorowym głosem pokolenia mówiącym bez ogródek, dlaczego wojna jest parszywa i jak daleko jej do romantycznej przygody. „Gorące silniki, zimne stopy” i „Oczy dywizji” spełniają tylko część tych kryteriów. Owszem, to pewien głos pokolenia, ale bardzo specyficzny.
A może specyficznego pokolenia? Helmut Günther był po prostu jednym z nazistów. Nie takim zdeklarowanym, nie tym pierwszoplanowym. Był nazistą, bo przyszło mu żyć w takich czasach, a częściowo był podatny na nazistowskie pranie mózgu zafundowane młodym chłopakom jego pokroju. Owszem, na kartach jego książek pojawiają się pewne refleksje, ale jest ich zaskakująco mało i dzielą miejsce z dziwacznym brakiem krytycyzmu i weryfikacji. Günther opowiada historię swojej służby i w bardzo ciekawy sposób mówi o detalach, codzienności, nawet w wydaniu taktycznym. I to jest w porządku, jego wspomnienia stanowią cenne źródło wiedzy. Z drugiej strony zapomina jakby o większym obrazie, w którym nie sposób nie dostrzec, że SS była organizacją zbrodniczą, która „wsławiła się” masowymi morderstwami.
Nie kupuję także historii „młodych chłopców, którzy musieli się nauczyć dorosłości”. Takie rzeczy dzieją się czasem na wojnie, ale raczej nie w przypadku żołnierzy SS. Nie byli to goście, których siłą zaciągnięto na front. Dla znacznej części z nich, nawet jeśli na front się im nie paliło, przynależność do tej rzekomo elitarnej formacji była źródłem dumy. Myślę, że Günther nie był tego w stanie wyłapać, bo zwyczajnie posługiwał się innymi kategoriami w systemowym myśleniu o wojnie i jej wytworach. Ba, momentami historia opisywana przez Günthera wcale nie wskazuje na jakieś wielkie rozterki łączące się z refleksją nad parszywością wojny, Adolfa Hitlera i jego zbrodniczych kompanów. Być może z tego względu książka ma określoną, nieco obniżoną wartość poznawczą. To wycinek historii opowiedziany z pewnej perspektywy. Günther być nie może był zdeklarowanym nazistą, ale daleko mu było do potencjalnego członka ruchu oporu, który postawiłby na szali życie w imię obrony wolności, sprawiedliwości i równości.
Zostawmy jednak autora i jego osobistą historię na boku. „Gorące silniki, zimne stopy” i „Oczy dywizji” to faktycznie ciekawe sprawozdanie z frontu. Ba, sprawozdanie obejmujące kilka różnych kampanii, w których Günther rzeczywiście brał udział. Uważny czytelnik pozna specyfikę walk w określonych warunkach, wynotuje istotne informacje na temat ówczesnej taktyki i organizacji działań, a także form dowodzenia i przełożenia ich na praktykę wojskową. Günther przygląda się kolegom, dowódcom, częściowo także przeciwnikowi. Skrupulatnie notuje swoje spostrzeżenia, uwypuklając tym samym ów „codzienny” charakter wspomnień. To niewątpliwie ciekawy dokument, choć specyficzny, bo adresowany głównie do analityków i pasjonatów, zwłaszcza tych interesujących się batalionami motocyklowymi i rozpoznaniem.
Obie części wspomnień stoją na podobnym poziomie, a zróżnicowanie tematyczne (front walki oraz jednostka i funkcja Günthera) pozwalają na uwzględnienie większej liczby kontekstów. Günther pisze poprawnie, może nieco szablonowo, ale nie razi sztucznością. Stara się wplatać w swoje wypowiedzi dialogi stylizowane na oryginalne, które dynamizują nieco narrację i dodają jej autentyczności. Tyle że w ogólnym rozrachunku lektura była dla mnie umiarkowanie przyjemna. Cały czas towarzyszyło mi poczucie pewnego fałszu, jakby wyjęcia istotnego kontekstu historycznego, który zmienia wydźwięk nawet najpiękniejszych, najbardziej emocjonujących opowieści. Günther zapewne opowiadał o swoich przeżyciach tak, jak je widział. Możliwe, że był z czytelnikami absolutnie szczery, a świat w którym przyszło mu żyć i służyć znamy po prostu lepiej, ponieważ mamy „wczytany” bagaż historycznych doświadczeń i świadomość. Tyle że i ta hipoteza ma pewne braki. Gdy na koniec „Oczu dywizji” zaczął utyskiwać na brutalne traktowanie niemieckich jeńców w niewoli, rozstrzeliwanie SS-manów oraz zbrodnicze bombardowanie Drezna, poczułem dobitnie, że mój świat historii i świat historii Günthera po prostu się rozjeżdżają. Zalecam zatem ostrożność i staranne wyciąganie wniosków.
Ocena 6,0/10