„Mój wróg, moja miłość” – recenzja książki

Rok wydania – 2016

Autor – Hanna Zach

Wydawnictwo – Poradnia K

Liczba stron – 256

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – pamiętnik młodej mieszkanki Warszawy okresu II wojny światowej.

Kiedy otrzymałem zapowiedź książki „Mój wróg, moja miłość”, zdawałem sobie sprawę, iż niesie ze sobą duży ciężar gatunkowy ze względu na oryginalną formę i potencjalne kontrowersje związane z odbiorem tekstu. Pamiętnik Hanki Zach to relacja nastolatki zauroczonej Niemcami jako takimi. Już choćby ten fragment recenzji brzmi jako zapowiedź antypolskiego paszkwilu. Nic z tych rzeczy. Wielu wątków antypolskich na kartach książki nie znajdziemy. Dostaniemy natomiast do przeczytania dość dziwną, nieco naciąganą historię, w której emocje przeplatają się z ciekawymi spostrzeżeniami na temat życia w okupowanej Warszawie. Poradnia K sięgnęła po trudny, wymagający materiał, ale podołała zadaniu. „Mój wróg, moja miłość” to kolejna próba przeniesienia historii Hanki do świadomości współczesnego odbiorcy. Pamiętnik został odkryty stosunkowo niedawno i w 2015 roku posłużył jako scenariusz dla spektaklu „Porozmawiajmy po niemiecku”. W role głównej bohaterki wcieliła się Zofia Wichłacz, znana z roli Biedronki w świetnie przyjętym „Mieście 44”. Co znajdziemy na kartach książki? Unikatowe spojrzenie na Warszawę. Miasto oczami nastolatki to miejsce, w którym można się zabawić, a przede wszystkim wesoło żyć. Jakże inny to obraz od tego, który znamy z poważnych opracowań historycznych. Hanka nie tylko cieszyła się życiem, ale i eksperymentowała w oryginalny sposób, chodząc do kina, jeżdżąc w przedziałach dla Niemców, flirtując z żołnierzami wrogiej armii. Ktoś powiedział, że czerpała z życia, brała pełnymi garściami i właściwie to jej się należało. Ocenę zostawiam każdemu z czytelników z osobna, bez przeczytania relacji autorki nie jest to możliwe.

Nie należy przy tym zapominać, że jest to tylko pamiętnik. Dość swobodne spostrzeżenia młodej dziewczyny, która zapewne jeszcze nie do końca rozumiała otaczający ją świat i wielokrotnie kierowała się targającymi nastolatkę naturalnymi emocjami. Nie możemy zatem czytać jej wspomnień bez odpowiedniej dozy krytycyzmu, choć oczywiście o tę będzie bardzo trudno ze względu na brak historycznego komentarza i ewentualne trudności w poruszaniu się po zupełnie innym świecie, zupełnie innych realiach. Warto także przypomnieć, iż relacja Hanki Zach daje możliwość skonfrontowania obiegowych opinii na temat Polaków pod niemiecką okupacją z subiektywnymi wypowiedziami młodej autorki pamiętnika. Z jej relacji wyłania się obraz nieco innej Warszawy, już nie tak chwalebnej, nie tak krystalicznie czystej. Obraz po części prawdziwy, bo przecież nie każdy Polak – co oczywiste i naturalne – zasłużył na miano bohatera, który co dzień bił się z Niemcami. Młodzi musieli jakoś żyć – pracować, zarabiać, wieść życie rodzinne i towarzyskie, wreszcie kochać. A miłość często nie wybiera, nawet za cenę wielkiego mezaliansu, który w gruncie rzeczy można by też nazwać najczystszą zdradą.

Podstawą kontrowersji, co zresztą zdążyliśmy już wspomnieć, będzie ocena prawdziwości spostrzeżeń Hanki Zach oraz jej zachowania. Z punktu widzenia patriotycznej moralności młoda dziewczyna dawno przekroczyła granicę nie tyle dobrego smaku, co lojalności wobec swojego kraju i jego obywateli. Mimo iż sama twierdziła, że 16-latce wypada wszystko, w mojej opinii nie miała racji, stosując dość naiwne, bardzo niedojrzałe standardy oceny swojego postępowania. Z drugiej jednak strony nasuwa się oczywiste pytanie – czy każdy warszawiak miał umierać ze śpiewem na ustach? Czy każdy chciał iść do powstania i uczestniczyć w zagładzie dumnego miasta? Wciąż trwają historyczne spory o ocenę Powstania Warszawskiego, zarówno w kontekście militarnym, politycznym jak i moralnym. Mimo nierozstrzygniętych waśni współczesnych komentatorów, moja odpowiedź brzmi „nie”, bo przecież wielu było ludzi, którzy zwyczajnie chcieli przetrwać i doczekać upragnionego końca wojny. Nie możemy zatem jednoznacznie potępić Hanki Zach, nawet jeśli jej słabostki i miłostki nie przystawały do okupacyjnego ideału Polki. A gdy dodamy do tego możliwość zwyczajnego fantazjowania nastolatki i na jej pamiętnik nałożymy historyczny filtr krytycyzmu, okaże się, że nie taki diabeł straszny…

Osoby odpowiedzialne za przygotowanie do druku książki w Wydawnictwie Poradnia K doszły do podobnych wniosków. Publikacja została opatrzona solidnym wstępem i jeszcze solidniejszym zakończeniem, dzięki czemu czytelnicy nie pozostaną sami z rozterkami towarzyszącymi im po lekturze. Docenić należy zgrabne wydanie książki, zarówno w kontekście komentarzy jak i dużej ilości materiałów fotograficznych prezentujących warszawską codzienność czasu okupacji. Niewątpliwie wpływa to na końcową ocenę książki. Sam tekst pamiętnika nie rzuca bowiem na kolana. Wątpliwości co do prawdziwości wspomnień, a raczej prawdomówności ich autorki, są w jakiejś części rekompensowane przez historyczne wkładki uzupełniające tekst podstawowy. Jeśli publikacja „Mój wróg, moja miłość” zostanie przyjęta negatywnie, to z góry mogę założyć, iż będzie to przysłowiowe „wiele hałasu o nic”. Nie jest to bowiem publikacja, która w jakikolwiek sposób może zmienić postrzeganie niemieckiej okupacji. To raczej głos, a właściwie głosik w dyskusji na temat losów Warszawy w czasie II wojny światowej i odmienności postrzegania świata przez mieszkańców miasta.

Ocena: