Król Olch – Magdalena Ogórek – recenzja książki

Tytuł – Król Olch

Rok wydania – 2024

Autor – Magdalena Ogórek

Wydawnictwo – Zona Zero

Liczba stron – 304

Tematyka – dwie skrajnie różne biografie zestawione w jednej książce – na zasadzie przeciwieństwa Ogórek opisuje dzieje Otto Wächtera i Wilma Hosenfelda.

Ocena – 6,5/10

Niektóre sceny filmowe ze względu na pewną psychologiczną moc oddziaływania na trwałe wryły mi się w pamięć. Jak mógłbym zapomnieć lądowanie w Normandii z „Szeregowca Ryana”? Tak samo do dzisiaj mam przed oczami pierwsze spotkanie Władysława Szpilmana i Wilma Hosenfelda, niemieckiego oficera, który de facto uratował polskiego pianistę. Człowieka, o którym w gruncie rzeczy wiemy mało. A przecież jego biografia byłaby cennym uzupełnieniem do tej fascynującej historii o ludzkim człowieczeństwie, które okazało się silniejsze od wojennej nienawiści.

Częściowo z takiego założenia wychodzi Magdalena Ogórek, która opowiada o losach Hosenfelda w książce „Król Olch”. I nie tylko o jego losach. Dziennikarka mająca na koncie szereg publikacji o rodzinie Wächterów i tropieniu zaginionych polskich dzieł sztuki, wraca do swoich ulubionych wątków, łącząc je z filmowym pianistą. Od razu nasuwa się uzasadnione pytanie, czy takie połączenie ma sens. Cóż, nie w pełni, choć nie da się ukryć, że pewne analogie można znaleźć.

Z tym miałem największy zgrzyt. Nie ma bowiem logicznego punktu zaczepienia, który tłumaczyłby zestawienie tych dwóch biografii w jednej książce. Chyba że chodzi jedynie o skonfrontowanie dwóch różnych postaw. Tyle że wtedy lepiej zdecydować się na bohaterów, których biografie wykazywały większe podobieństwa. Odniosłem zatem wrażenie, że Ogórek zabrakło materiału na wypełnienie trylogii poświęconej Wächterowi i dlatego zdecydowała się sięgnąć po interesujący ją temat z „Pianisty”. Merytorycznie się to nie klei, ale te dwie odrębne części mają swoje silniejsze strony. Zwłaszcza, że opowieść o Wächterze nie jest skoncentrowana wyłącznie na grabieży dóbr kultury, lecz jego powojennych losach, co zgrabnie łączy się z ogólnym problemem masowej ucieczki nazistowskich zbrodniarzy i niejasnej roli różnych instytucji publicznych, w tym Kościoła Katolickiego, w zapewnianiu im azylu po zakończeniu II wojny światowej. Książka Ogórek ledwie prześlizguje się po temacie, choć niewątpliwie jest to ciekawe i godne odnotowania case study.

Pod względem narracyjnym dostajemy podobny schemat co w poprzednich książkach autorki. Ogórek chętnie pisze o sobie, swoich przeżyciach, pracy, dochodzeniu do wniosków (choć już nie tak obficie!). Dokumentuje z jednej strony życie konkretnej postaci historycznej, a z drugiej strony własny wysiłek, ukazując kulisy historycznego śledztwa. Można taką formę lubić lub nie, choć egzaltacja autorki momentami może drażnić i nie zawsze przystoi solidnej pracy źródłowej. Pamiętajmy jednak, że Ogórek sprzedaje czytelnikom pewien klimat tajemnicy, którego elementem jest jej warsztat twórczy. Nie kupuję tej konwencji w całości, ale też rozumiem, że jest na nią wzięcie w niektórych grupach czytelników. Oddaję także autorce, że swoją aktywność opisuje z ogromną pasją i widać, że kolejne prace są dla niej także przeżyciem emocjonalnym i nie stały się jedynie przykrym obowiązkiem archiwalnym. Faktycznie, jest w tym sporo z postępowań śledczych.

Jest też sporo lirycznych uniesień. Biografia Hosenfelda to w dużej mierze analiza anegdotycznych wydarzeń, jego zapisków i próba stworzenia obrazu, a nie szczegółowego dokumentowania jego życia. Sporo miejsca Ogórek poświęca duchowości głównego bohatera, co dobrze łączy się z wyznawanymi przez niego ideałami, które znalazły ujście w konkretnych czynach. Szpilman był bowiem jedną z uratowanych przez Hosenfelda osób. Biografia jako taka to jednak jedynie zarysowanie problemu, prześlizgnięcie się po najważniejszych kwestiach, a nie dokument z krwi i kości. Ponownie, to kwestia pewnej konwencji – materiał zrodził się nieco z potrzeby chwili, a widzów „Pianisty”, podobnych do Ogórek, którzy przez lata zastanawiali się nad losami Hosenfelda jest zapewne więcej. „Król Olch” może zaspokoić ich podstawową ciekawość.

Jak zatem ocenić tak zróżnicowaną książkę, która składa się z dwóch zasadniczo nieprzystających do siebie części? Dostrzegam mocne strony, szczególnie gdy idzie o aspekty biograficzne obydwu opisywanych postaci, czy zwrócenie uwagi na problem powojennych migracji nazistowskich dygnitarzy. Myślę jednak, że Ogórek nieco pospieszyła się z publikacją i mogła zebrać materiał na dwa odrębne tomy, w których jeszcze mocniej zagłębiłaby się w obiektywnie bardzo interesujące tematy. Książka niewątpliwie zrodziła się z historycznej pasji autorki, która od wielu lat podąża sprawdzonym szlakiem archiwalnym i pisarskim. Fani jej twórczości nie powinni być rozczarowani, natomiast pozostali czytelnicy mogą mieć istotne zastrzeżenia natury narracyjnej. Co jednak nie jest dla mnie wielką niespodzianką. „Król Olch” to bowiem kontynuacja cyklu mającego wyrobiony styl. Wiara w to, że ta specyficzna forma pisarska zostanie przez Ogórek zarzucona byłaby naiwnością. Zakładam zatem, że kolejna książka autorki będzie miała podobne ramy i charakterystykę, a ja w recenzji ponownie będę to komentował. Nic nowego, można by rzec. Choć, przepraszam, nowy może być temat, gdyż historia Wächtera chyba już się wyczerpała.

Ocena – 6,5/10