Rok wydania – 2010
Autor – Wiktor Suworow
Wydawnictwo – Rebis
Liczba stron – 415
Seria wydawnicza – „Lodołamacz”
Tematyka – historia wojny radziecko-niemieckiej opowiedziana z perspektywy odkryć poczynionych przez rosyjskiego historyka.
Po raz kolejny na polskiej scenie wydawniczej melduje się Wiktor Suworow, kontrowersyjny rosyjski pisarz i historyk, który zasłynął jako niszczyciel mitów narosłych wokół kampanii radzieckiej i odkrywca nowej historii Związku Radzieckiej. Jego prace, do czego czytelnicy pewnie zdążyli się już przyzwyczaić, wzbudzają sporo emocji. Suworow jest bowiem autorem niepokornym, niepodporządkowanym żadnym schematom, o charakterystycznym stylu z nutką zadziorności i sarkastycznego poczucia humoru. Jego przenikliwość u jednych wzbudza szacunek, u innych wywołuje ironiczne komentarze dotyczące wiarygodności pomysłów prezentowanych przez Suworowa. Nie ulega jednak wątpliwości, iż pisarz ten dawno stracił anonimowość i przebił się do czołówki drugowojennych autorów, którzy tworzą własną unikatową historię pisarską. O takim zjawisku mówić możemy w przypadku cyklu „Lodołamacz”, który jakiś czas temu zawitał do polskich czytelników wraz z serią Domu Wydawniczego Rebis. „Klęska” to kolejna część niemiecko-radzieckiej sagi, jaka wyszła spod pióra Suworowa. Kolejna i, jak zwykle, naszpikowana kontrowersjami, bez których nie mogło się obyć. Bo przecież o to Suworowowi chodzi.
Konwencja książek wydawanych w cyklu „Lodołamacz” jest od lat niezmienna. Ta sama szata graficzna, ten sam układ i rozplanowanie tekstu, parametry i twarda okładka. Całość zgrabnie się komponuje, a dla tych, którzy nie mieli okazji zapoznać się z poprzednimi publikacjami Suworowa, garść informacji. „Klęskę” podzielono na kilkadziesiąt rozdziałów o krzykliwych tytułach, które wskazują nam, co w nich dostaniemy. Zdjęć jest jak na lekarstwo, ale mimo wszystko są. Przyjęte przy tej okazji rozwiązanie jest najskuteczniejszym sposobem wstawiania fotografii do książki – estetyczne wkładki plus lakoniczne opisy, wystarczające jednak do zidentyfikowania zdjęć. Cóż więcej powiedzieć? Po prostu stały poziom wypracowany przy okazji poprzednich prac Suworowa ukazujących się na naszym rynku za sprawą Domu Wydawniczego Rebis. Praca tłumacza i korekty także nie pozostawia wiele do życzenia. Książkę czyta się dobrze, a Anna Pawłowska zajmująca się przekładem oddała charakterystyczny suworowski styl narracji. Nie ma większych zastrzeżeń, ale i Suworow nie angażuje się w jakieś trudniejsze rozważania, co jednak wychodzi książce na dobre, czyniąc ją nieco bardziej zrozumiałą dla przeciętnego czytelnika.
Miłośnicy specyficznego stylu Suworowa, jak zwykle dostają do swoich rąk prezent od autora – schemat narracji jest niezmienny od lat, a rosyjski historyk w iście mistrzowskim stylu łączy elementy merytoryki i kunsztownych zdolności oratorskich. Suworow wykazuje się znanym z poprzednich części „Lodołamacza” poczuciem humoru, często mocno ironicznym. Jak zwykle, najbardziej obrywa się marszałkowi Żukowowi, radzieckiemu bohaterowi narodowemu. Autor stara się prowadzić dialog ze wspomnieniami nieżyjącego wojskowego, co momentami przeistacza się w kampanię kpin i prześmiewczych tekstów pod adresem, bądź co bądź, zasłużonego dowódcy. Momentami jego agresywną polemikę określić możemy mianem wyżywania się na marszałku. Szkoda, iż Suworow nie spotka się z repliką ze strony adwersarza. Ci, którzy odważyli się wypowiedzieć przeciwko rosyjskiemu historykowi, muszą się liczyć z publicznym napiętnowaniem. Suworow ma w naturze brak pokory, czemu upust daje w „Klęsce”, odpowiadając na zarzuty krytyków, często nie przebierając w słowach. W efekcie kilka rozdziałów nowej publikacji to bezładna mieszanina przekrzykiwania się i merytorycznej analizy dokumentów. Z pewnością nie wychodzi to lekturze na dobre, bowiem takie rozwiązanie nijak ma się do omawianego problemu. Wydaje się też, iż po raz kolejny Rosjanin próbuje udowadniać pewne tezy na siłę. Owszem, stara się podpierać rozmaitymi dokumentami, jednak ich wiarygodność lub weryfikowalność jest albo niepewna, albo niemożliwa do zrealizowania. W konsekwencji ciężko się połapać, co jest tylko domysłem, na który nie ma wystarczających dowodów, a co genialnym odkryciem popartym bogatą dokumentacją, argumentami i retoryką na najwyższym poziomie. Taki już jednak urok Suworowa, że zostawia on sporo miejsca na rozmyślania, wciągając w swój świat czytelników.
Gdy idzie o sam tekst, znowu dostajemy dawkę oryginalnych rozważań. Suworow zastanawia się nad fenomenem Stalina, ukazuje nowe oblicze radzieckiego dyktatora i wojny z Niemcami. Jego dogłębna analiza dotyczy kwestii ważnych (jak chociażby problemy aprowizacyjne Armii Czerwonej) czy też dotyczących jednostek niższego szczebla. W całość wpleciono sporo wspomnień, a autor nie stroni od cytowania i odwoływania się do wypowiedzi innych – zarówno historyków, jak i uczestników zdarzeń. Momentami brakuje mu obiektywizmu i niemal wszystko oceniane jest w kategoriach czarne-białe. Skrajności jest aż nadto, a Suworow w iście diabelskim stylu rozprawia się z mitami narosłymi wokół kampanii radzieckiej, tworząc przy okazji nowe, co jest kwestią nie zawsze odpowiednio dobranej dokumentacji. Trzeba jednak przyznać, iż z łatwością wciąga czytelników w kreowany przez siebie świat historii, ukazując im jego dwa oblicza – oficjalne i nieznane, odkryte przez autora „Klęski”. Warto zwrócić uwagę na szczegółowość Suworowa, który roztrząsa problemy pojedynczych żołnierzy, nierzadko bardzo udanie. Jak jednak mówię, powtarzane od lat schematy w stylu polemiki z Żukowem i szczegółowej analizy tekstów napisanych przez nieżyjących ludzi są po prostu jałowe, bowiem Suworow nie spotka się ani z repliką, ani z kontrnatarciem adwersarza, przez co wszelka agresja uchodzi mu na sucho i, co dla czytelnika wydaje się być sprawą gorszą, brak jej zweryfikowania poprzez kontrargumenty drugiej strony.
Innowacyjność Suworowa jakby powoli zaczynała ulegać wyczerpaniu. Rosyjski historyk, z sobie charakterystyczną gracją, opluwa wszystkich jadem, nie szczędząc cierpkich słów marszałkom, generałom i współczesnym badaczom historii. Skutecznie udowadnia, co zresztą zaczął czynić już na pierwszych stronach swojej pracy, że Hitler i Stalin w gruncie rzeczy mogliby wychować się na jednym podwórku i bawić w tej samej piaskownicy. Na pochwałę, jak zwykle, zasługuje świetny styl autora, dobór słów, ironiczne poczucie humoru i zaciekłość, z jaką broni swoich racji. Mimo wszystko można odnieść wrażenie, że Suworow powoli zatraca się w swojej samotnej walce z całym światem. Spora część jego nowej książki to quasi-merytoryczne rozważania dotyczącego tego, komu dokopać i z kim polemizować. Agresywny styl pisarza zabija jego najważniejsze przymioty jako historyka. Z drobiazgowego badacza historii przeistacza się w samotnego orędownika jedynej słusznej prawdy, który czepia się coraz mniej znaczących szczegółów udowadniając drugorzędne tezy. Dopóki jednak robi to w sposób ciekawy, będzie miał czytelników, a tytułowa „Klęska” póki co mu nie grozi.
Ocena: