„Jeden dzień Iwana Denisowicza i inne opowiadania” – recenzja książki

Rok wydania – 2010

Autor – Aleksander Sołżenicyn

Wydawnictwo – Rebis

Liczba stron – 233

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – zbiór trzech opowiadań, z których część kluczową stanowi historia opisana w tytułowym „Jednym dniu Iwana Denisowicza”.

Gdy w 2008 roku zmarł Aleksander Sołżenicyn, wszyscy miłośnicy jego twórczości byli wstrząśnięci. Odchodził jeden z tych, którzy stali się symbolami nieugiętej walki przeciwko radzieckiemu totalitaryzmowi. Sowieckie obozy pracy odcisnęły głębokie piętno na życiu Sołżenicyna. Gdy w 1945 roku został aresztowany, być może nie przypuszczał nawet, jak ciężki czeka go los. Już wtedy rozpoczął swoją pracę literacką, choć wątpił, czy kiedykolwiek uda się mu zrealizować pomysły wydawnicze rodzące się za kolczastym drutem. Co gorsza, w latach pięćdziesiątych wykryto u niego raka, a lekarze nie pozostawili Sołżenicynowi żadnych wątpliwości – zostało mu najwyżej kilka miesięcy życia. Tak się jakoś dziwnie poskładało, iż więzień Gułagu nie tylko nie umarł, ale i przetrwał zesłanie. W 1956 roku wyszedł na wolność i rozpoczął nowe życie, także pod względem literackim. Natychmiast rozpoczął gromadzenie informacji do „Archipelagu Gułag”, za który w 1974 roku uhonorowano go Nagrodą Nobla. „Jeden dzień Iwana Denisowicza” był w tym czasie przepustką do radzieckich archiwów. Sołżenicyn nie tylko otrzymał zgodę na opublikowanie opowiadania, ale i przyzwolenie na dalsze prace. I choć nie występował on jeszcze otwarcie przeciwko ZSRR, nie ulegało wątpliwości, iż nie jest pozytywnie nastawiony do polityki prowadzonej przez władze radzieckie.

Gdy sięgałem po zbiór trzech opowiadać Aleksandra Sołżenicyna, w oczy rzucił mi się świetny projekt okładki. Wydanie publikacji jest jej mocną stroną, przede wszystkim ze względu na estetykę pracy, doskonale wykonane elementy graficzne oraz przestronny podział całości. Nie ma fotografii, jedyna dokumentacja, gdy idzie o obrazy, to zdjęcia zamieszczone przy okazji prezentacji nowego rozdziału książki. Na publikację składają się trzy opowiadania Sołżenicyna opublikowane w latach 1962-63. O pierwszym z nich już wspomnieliśmy – „Jeden dzień z życia Iwana Denisowicza” to niemal sztandarowy utwór w twórczości radzieckiego literata. Dalej następują krótsze, ale równie ciekawe „Zagroda Matriony” oraz „Zdarzenie na stacji Koczetowka”. Dystrybucją i wydaniem prac Sołżenicyna na polskim rynku zajmuje się Wydawnictwo Rebis, znane czytelnikom przede wszystkim ze względu na publikowane książki historyczne. Warto przy okazji wspomnieć, iż Dom Wydawniczy Rebis wydał również „Archipelag GUłag”, a przygotowane niedawno opowiadania Sołżenicyna są jakby logiczną konsekwencją prezentacji jego prac polskim czytelnikom.

Wstrząsających relacji niemal wprost z radzieckiego obozu pracy nie brakuje. Na polski grunt GUłagowe życie przeniósł Gustaw Herling-Grudziński, który starannie odmalował inny świat kryjący się gdzieś tam, na wschodzie. Aleksander Sołżenicyn poszedł nieco innym tropem, kreując postać Iwana Denisowicza Szuchowa, więźnia radzieckiego obozu pracy, którego jeden dzień z więziennej udręki mogą poznać czytelnicy. Sołżenicyn stwarza zatem postać, która utożsamia uniwersalne cechy więźnia obozu pracy. Co więcej, jeden dzień wyrwany z jego smutnego życia to jakby przemycenie do literatury opowieści o tym, jak jest tam, za zasiekami z drutu kolczastego, gdzie nadzieja umiera z każdym kolejnym rozpoczynającym się dniem i odżywa wraz z zachodzącym słońcem, o którym właściwie zapomina się przy trzydziestostopniowym mrozie. Sołżenicyn, co jest oczywistym spadkiem po trudnej więziennej przeprawie, z łatwością zagłębia się w psychikę więźnia i maluje niezwykle realistyczny obraz obozu pracy. Jest przecież człowiekiem z wewnątrz, kimś, kto przeżył i widział to wszystko na własnej skórze. Tylko człowiek tak doświadczony przez los potrafi realistycznie oddać dreszcze przechodzące ciało Szuchowa, gdy ten trząsł się z zimna na kilkudziesięciostopniowym mrozie, radość z prozaicznych czynności, które w obozie traktowane są jako szczyt marzeń – posiłek, uniknięcie karceru. Może się podobać styl autora, który w barwny sposób opisuje wojenną i powojenną rzeczywistość. Sołżenicyn wykazuje się kunsztem artystycznym, ale nie zatraca przy tym zdolności empatii, współczucia, nie brakuje mu melancholii i zadumy nad trudnym losem człowieka zdominowanego przez totalitarny reżim. Tworzy ponure świadectwo, które w klarowny sposób ukazuje rzeczywistość GUłagów, dając choć szczątkowe wyobrażenie o tym, co dla dzisiejszego czytelnika może być po prostu niewyobrażalne. Opowiadania są też istotnym źródłem informacji historycznych. Łatwo bowiem zbudować obraz tego, co działo się w radzieckich obozach pracy na podstawie relacji, która, choć fikcyjna, oparta jest na autentycznych przeżyciach i emocjach. „Zagroda Matriony” to z kolei opowiadanie autobiograficzne. Autor dzieli się wrażeniami z okresu, podczas którego zamieszkiwał u Matriony Wasilewny, próbując odbudować się po więziennej przeprawie. Wreszcie ostatnie z opowiadań, „Zdarzenie na stacji Koczetowka” to połączenie brawurowych dialogów, żywej wojennej akcji i historii, która nie tylko pasjonuje, ale i pokazuje radzieckie realia. Po lekturze trzeciego z opowiadań Sołżenicyna wszelkie żale kierowane do rodzimych PKP prysną jak bańka mydlana.

Doszukiwanie się minusów w pracy Sołżenicyna zacząć muszę od krótkiej refleksji – często czytelników można podzielić na takich, których fascynuje otoczenie, w którym osadzono historię i takich, którzy są zainteresowani jedynie akcją i wydarzeniami. Sołżenicyn z reguły nie pisze dynamicznie, brak mu literackiego rozmachu, momentami możemy mieć wrażenie, iż cała opowieść to jakby gadanina faceta, który siedzi na bujanym fotelu z fajką w ręku i uniemożliwia oddychanie słuchaczom, wypuszczając gęste obłoki dymu. Przy okazji lektury opowiadań Sołżenicyna wiele stron czyta się z zapartym tchem, pochłaniając kolejne wersy, akapity i kartki. Ze zniecierpliwieniem szukamy odpowiedzi na pytanie: „Przeżyje, czy odejdzie tam, gdzie wielu jemu podobnych więźniów?”. Są jednak i takie momenty, gdy autor zaczyna spowalniać bieg historii, kradnąc cenne minuty z życia czytelnika. W tumanach papierosowego dymu ciężko jest się odnaleźć, zwłaszcza, gdy akcja traci tempo. Zwolennicy żywej narracji momentami będą narzekać, lecz ogółem przede wszystkim historia Szuchowa ma w sobie tak wielki potencjał, iż ciężko się w nią nie zagłębić. Pozostałym dwóm powierzono zdecydowanie mniej miejsca, również pod względem fabularnym ustępują pierwszej, najobszerniejszej. Wydaje się, iż opowiadania Sołżenicyna są doskonałym rozwinięciem do „Archipelagu GUłag”, pokazując trudności życia i umierania w Związku Radzieckim. Myślę, iż rozpoczęcie przygody od krótszych utworów rozbudzi zainteresowanie czytelników i sprawi, iż z zainteresowaniem sięgną po monumentalne dzieło radzieckiego pisarza, znajdując tam wielu innych Iwanów Denisowiczów, dla których jeden dzień obozowego życia stanowić mógł koniec więziennej egzystencji.

Dzisiejszy świat, nowoczesności, technicznych udogodnień, rozluźniających się więzi społecznych sprawia, iż coraz mniej rzeczy szokuje, coraz więcej uznajemy za akceptowalną normę. Lejąca się strumieniami krew na ekranach telewizorów, bulwersujące skandale, wszędobylska śmierć – to wszystko sprawia, iż ludzie uodparniają się na oczywiste wynaturzenia i powoli zaczynają się przyzwyczajać do zmian w postrzeganiu świata. II wojna światowa to niejednokrotnie melodia przeszłości, zapomniana historia sprzed lat, o której pamiętać nie warto, bo się to po prostu nie opłaca. Stąd też każda kolejna publikacja, która przybliża ten trudny okres jest niezmiernie ważna i stwarza okazję do tego, by na nowo odkrywać to, co powoli zasypujemy pod gruzami mijających dekad i wieków. Aleksander Sołżenicyn był świadkiem historii, rodziła się ona na jego oczach, niemal każdego dnia życie pisało nową opowieść i każdy z tych dni godny jest odnotowania. „Jeden dzień Iwana Denisowicza i inne opowiadania” to książka-dokument, choć nie możemy mieć pewności, czy zawsze oparty na autentycznych wydarzeniach. Sposób ich przedstawienia, przede wszystkim spojrzenie na życie więźnia z perspektywy osoby, której także odebrano wolność, tworzy dzieło niezwykle. To prawdziwa sztuka, a kunszt pisarski Sołżenicyna jedynie dodaje jej smaku, pozwalając czytelnikom wejść do innego świata, dzisiaj już nieco zapomnianego, ale jakże ważnego dla spadkobierców smutnej historii.

Ocena: