„Dzień tysiąca godzin” – recenzja książki

Rok wydania – 2013

Autor – W.S. Kuniczak

Wydawnictwo – Zysk i S-ka

Liczba stron – 856

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – epopeja losów polskiego narodu w trakcie kampanii wrześniowej – zbiór opowieści.

Nie lubię czytać pobieżnych recenzji, podobnie jak nie lubię pisać skrótowych opracowań. „Dzień tysiąca godzin” Kuniczaka to dzieło monumentalne, przynajmniej gdy idzie o rozmiar. Można je jednak podsumować dość krótko – fabularyzowana historia pierwszych dni II wojny światowej, którą można wysłać na eksport. W USA sprzedawała się znakomicie. W Polsce jakoś bez większego rozgłosu. I, czego się obawiam, wśród młodszych czytelników furory nie zrobi.

Przygotowaniem „Dnia tysiąca godzin” (już sam tytuł pokazuje, że narracji nie sprowadzono do kilku chwil początku kampanii wrześniowej) zajęło się Wydawnictwo Zysk i S-ka, które zadbało o estetyczną szatę graficzną i twardą okładkę. Ponad 800 stron tekstu czyta się dość długo, a ja sam miałem spore problemy, by przełknąć taką ilość materiału. I nie dlatego, że stron dużo. Po prostu momentami niemiłosiernie się nudziłem. Bohaterów jest wielu. Ich historie wciągają mniej lub bardziej, każdy czytelnik zapewne szybko znajdzie swojego faworyta. Z racji upodobań zdecydowanie najbardziej pociągały mnie fragmenty poświęcone walce. Kuniczak ma styl i klasę, bez wątpienia. Jego dokładne, realistyczne opisy pozbawione są taniego efekciarstwa, ale nie można odmówić im polotu. Sęk w tym, że momentami zbyt wiele w nich liryki, zbyt wiele tej naszej polskiej zadumy. A mnie to niepomiernie nudzi!

Nie chcę, żeby Państwo myśleli, że Kuniczak jest nudziarzem, o nie! On naprawdę potrafi pisać w dobrym stylu i sprawić, by lektura dawała przyjemność. Ma jednak zacięcie do nadmiernego stylizowania wypowiedzi, do podniosłego nastroju. Starsi czytelnicy szybko odnajdą się w tej konwencji. Młodzi, przyzwyczajeni do innych standardów pisarskich, będą mieli duże problemy.

Oczywiście, całość jest ledwie luźno powiązana z prawdziwą historią. Zbeletryzowana wersja przeszłości może się podobać, choć trudno książkę traktować jako dokument. Jest to bardziej powieść o losach Polaków (a także Niemców – młody SS-man, starzy wyjadacze chcący zemsty za zamordowanie kolegi etc.), o dramatach ludzi, o stawianiu czoła wojnie. Paweł, który obserwuje egzekucję przez powieszenie, bezradność na Westerplatte, tortury, którym przysłuchiwał się Adam wodzony za nos przez Niemców. Setki małych historii składających się na obraz całości – cierpienia, od którego nie było ucieczki. Gwałty, grabieże, bitwy, ludzkie dramaty, rozstania, egzekucje, tortury, miłość, nienawiść, bohaterstwo, tchórzostwo. I, tak, czasem nudzi, ale to przecież powieść o nas, Polakach, prawdziwa i przemyślana.

Męczyłem się, czytając blisko 900 stron i wszystkiego nie byłem w stanie strawić. A jednak doceniam, bo obiektywnie jest to epopeja losów polskiego narodu. Nie mam pojęcia, jak ocenić całość, bo na dobrą sprawę zgubiłem się gdzieś po drodze, czytając i nie czytając. Niech każdy wyciągnie wnioski sam. Spotkanie z Kuniczakiem może mieć wiele wymiarów i, co chyba najważniejsze, każdy znajdzie u niego coś dla siebie.

Ocena: