„Czerwona zaraza, czarna śmierć” – recenzja książki

Rok wydania – 2021

Autor – Jarosław Sokół

Wydawnictwo – Wydawnictwo Dolnośląskie

Liczba stron –

Tematyka – druga część kryminału retro z Adamem Kostrzewą w roli głównej – tym razem w rządzonym przez Sowietów Świnoujściu ludzi zabija zaraza.

Zacznijmy może od krótkiego ostrzeżenia. Tym z Czytelników, którzy trafili na recenzję „Czerwonej zarazy, czarnej śmierci” zanim przeczytali „Wyspę zero”, rekomenduję szybki „w tył zwrot” i marsz do księgarni po pierwszą część powieści Jarosława Sokoła z Adamem Kostrzewą jako głównym bohaterem. Uwierzcie mi, wyjdziecie na tym lepiej i oszczędzicie sobie frustracji. A mi oszczędzicie recenzenckiej pracy, ponieważ nie będę musiał drugi raz chwalić autora za jego świetny styl, doskonałą kompozycję i dobrze pomyślane postaci. A skoro zostajemy teraz w gronie, które wie, o co chodzi z tym całym Kostrzewą, możemy przejść do rzeczy.

Wracamy do Świnoujścia. Miasta, które wita się z pokojem i nową „wolnością”. W sowieckim stylu. Cały czas, z pomocą usłużnych komunistów, faszystów i Bóg jeden raczy wiedzieć, kogo jeszcze, rządzą nim Sowieci. I, jak to z Sowietami bywa, problem goni problem. W mieście wybucha zaraza, ludzie widzą zmarłych wstających z grobu, a Adam Kostrzewa, który zrezygnował z ucieczki do Buenos Aires, ponownie zaczyna śledztwo, by wyjaśnić, co jest grane. I bardzo dobrze, że zrezygnował, bo bez niego w Świnoujściu nie byłoby materiału na taką opowieść.

Historia z drugiej części powieści jest zdecydowanie bardziej skomplikowana niż ta, którą Jarosław Sokół opowiedział nam przy okazji „Wyspy zero”. Skomplikowana i momentami aż przekombinowana. Dodajmy jednak uczciwie, że nagromadzenie licznych zwrotów fabularnych, w zadziwiający wręcz sposób, splata się w spójną całość z bardzo dynamicznym, trzymającym w napięciu rozstrzygnięciem. Celowo używam słowa „momentami przekombinowana”, gdyż były chwile, gdy odnosiłem wrażenie delikatnej fabularnej przesady. Nawet jeśli autor był w stanie wybronić się z każdego otwartego wątku – co świadczy o jego fachowości i odpowiednim rozplanowaniu historii – w pewnym momencie zostałem aż przytłoczony ilością informacji, które musiałem przyswoić, zapamiętać, przetworzyć, a na koniec poukładać.

A i tak byłem zachwycony! Jarosław Sokół zafundował mi rozrywkę na bardzo wysokim poziomie. Autor był znowu błyskotliwy, w znakomitym stylu wciągnął mnie w wykreowany przez siebie świat i historię, a przy tym z powodzeniem wykorzystał wszystkie schematy, które sprawdziły się w „Wyspie zero”. Nie stronił także od poczucia humoru, wisielczego, a jakże, sprawiając, że Adam Kostrzewa pojawił się w moim kanonie ulubionych bohaterów-detektywów-z przeszłością. Jakby tego było mało, Sokół kontynuuje językowe zabawy, nadając bohaterom specyficzny styl wysławiania się, dedukcji i wyrażania emocji. Zwróćmy uwagę, że ładnie rozwija się nam Pietia, którego w kolejnych tomach – czego życzę sobie i państwu – nie będzie można już lekceważyć.

Nie dziwi zatem, że na koniec książki wrażenia miałem zbliżone do tych po „Wyspie zero”. Świetna lektura, doskonale napisana, a przy tym utrzymująca wysoki poziom poprzedniczki, co przecież nie jest standardem wśród twórców literackich serii. Odniesienie do kolejnych tomów nie było przypadkowe. Mam nadzieję, że Jarosław Sokół na dwóch częściach nie poprzestanie. Szkoda marnować taki potencjał.

Ocena:zi zabija zaraza.