„Czas zabijania” – recenzja książki

Rok wydania – 2018

Autor – Stephan Lehnsteadt

Wydawnictwo – Prószyński i S-ka

Liczba stron – 232

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – dokumentacja Akcji Reinhard, która doprowadziła do masowej eksterminacji ludności żydowskiej, ale także polskiej, w niemieckich obozach zagłady.

Po przeciętnej jak na Petera Longericha ,,Konferencji w Wannsee” zasiadłem do lektury ,,Czasu zabijania”, wydanej w podobnym czasie przez Prószyński i S-ka książki niemieckiego historyka Stephana Lehnsteadta. Choć CV profesora Wydziału Studiów Holocaustu i Studiów Żydowskich w Touro College w Berlinie wygląda imponująco, lektura jego ostatniej publikacji rozczarowuje. ,,Czas zabijania” to skrótowe ujęcie złożonego problemu, dodatkowo napisane dość topornie i bez spójnej myśli przewodniej. Szkoda, bo można było oczekiwać czegoś więcej, zwłaszcza, że – jak słusznie zauważa to autor – Akcja Reinhardt nie jest tematem, po który historycy sięgają nadzwyczaj chętnie. W efekcie wypełnienie luki wydaje się czymś naturalnym na drodze badaczy Holocaustu.

Tyle tylko, że Akcji Reinhardt, która miała mieć dla Lehnsteadta kluczowe znaczenie, jest w ,,Czasie zabijania” jak na lekarstwo. Autor narzeka na kiepski poziom badań naukowych, by w swoim opracowaniu dołożyć cegiełkę do bylejakości. Rozważania profesora są dość płytkie, powierzchowne, czasem mocno niedokładne. Nie stara się przyjrzeć zjawisku na poziomie detali, a próbując uchwycić genezę zbrodniczego procederu ucieka się do konsekwencji, a nie przyczyn. ,,Czas zabijania” jest książką raczej ubogą w treść, choć pozbawioną merytorycznych wpadek dużego kalibru. Niewątpliwym atutem jest zgrabne, skrótowe ujęcie procesów decyzyjnych na szczytach nazistowskiej władzy, które doprowadziły do eksterminacji na skalę przemysłową. Lehnsteadt stara się pokazać źródła niemieckiego planu wymordowania milionów żydowskich więźniów, ale przy tak złożonym zjawisku oczekuję zdecydowanie więcej szczegółów, a już zwłaszcza solidnej podbudowy w postaci fundamentalnej analizy zjawisk społecznych i politycznych w Niemczech.

Myślę zatem, że zakres tematyczny publikacji zadowoli jedynie nie-historyków, którzy poszukują skrótowego ujęcia historii Holocaustu. Fachowcy będą zwyczajnie rozczarowani, bo nie dostaną ani niczego nowego, ani dokładnego, ani nawet zgrabnego pod względem stylistycznym. Lehnsteadt porusza się w świecie oczywizmów, nie wykracza poza wątki wielokrotnie omawiane i analizowane na wielu płaszczyznach. ,,Czas zabijania” jest w moim odczuciu nieudaną próbą uchwycenia tematu złożonego, wymagającego cofnięcia się co najmniej do 1919 roku, a przecież badacze Holocaustu regularnie odwołują się do czasów wcześniejszych. Za podstawowy plus uznaję zajęcie się tematem Bełżca, Treblinki i Sobiboru, których dramat jest często przykrywany przez historię niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Zwrócenie uwagi na tragedię i śmierć setek tysięcy bezimiennych ofiar hitlerowskiego reżimu jest ważnym elementem budowania historycznej świadomości. Żałuję jedynie, że opisy poszczególnych obozów i ich dzieje zajęły w książce tak mało miejsca.

Wreszcie dochodzimy do rozdziału jedenastego, który w mojej opinii ma tytuł skandaliczny. Oto, w jak prosty sposób odpowiednim doborem słów można całkowicie zmienić wydźwięk. Stephan Lehnsteadt po prostu wrzucił Polaków do jednego wielkiego wora z napisem ,,szabrownicy”, kompletnie ignorując statystykę (nie podpiera się nią w żaden sposób). Rozpisuje się na temat plądrowania obozów zagłady w okresie powojennym, spłycając to zjawisko i, co najgorsze, piętnując przy okazji cały naród. Niestety, jest to efekt rozmywania odpowiedzialności, charakterystycznego dla zachodniej historiografii. Akcje w stylu ,,Words Matter” mają za mały wydźwięk, by skutecznie przeciwdziałać manipulowaniu historią – bądźmy szczerzy, to zwyczajnie banalne, niezależnie od rzeczywistych intencji autora. Podobnie rzecz się ma z używaniem określenia ,,Polska” na opisywanie terytoriów zajętych przez III Rzeszę we wrześniu 1939 roku. Upieram się, że bardziej właściwe jest sformułowanie ,,okupowana przez Niemców Polska”, które nie pozostawia wątpliwości, kto sprawował wówczas zarząd nad terytoriami będących sceną jednego z największych dramatów w dziejach ludzkości. Na szczęście, w tym drugim wypadku Lehnsteadt radzi sobie już znacznie lepiej i konsekwentnie posługuje się przymiotnikiem ,,okupowana”, co odbieram bardzo pozytywnie. Widać, że w tym względzie autor ma odpowiednie wyczucie. Niestety, patrząc na całość tekstu, dochodzę do konstatacji, iż nieodpowiednio dobrał prezentowane treści do ambitnego zakresu tematycznego. Przez to spłycił szereg wątków, o wielu nawet nie wspomniał, a w konsekwencji nie opisał poszczególnych zagadnień tak, jak na to zasługiwały. Dobry zamysł, ale nie do końca udana próba.

Ocena: