Byliśmy w Oświęcimiu – Borowski, Siedlecki, Olszewski – recenzja książki

Tytuł – Byliśmy w Oświęcimiu

Rok wydania – 2022

Autor – Tadeusz Borowski, Janusz Nel Siedlecki, Krystyn Olszewski

Wydawnictwo – Słowne

Liczba stron – 224

Tematyka – jeden z najważniejszych, klasycznych przykładów literatury obozowej – wstrząsające wspomnienia trzech więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz.

Ocena – 7,5/10

Ilekroć dostaję do recenzji jeden z klasyków polskiej literatury wojennej lub obozowej, mam ogromny dylemat, czy jakakolwiek ocena tego typu książek jest uprawniona. Gdy opisywałem serię Seweryny Szmaglewskiej, wznowioną po latach przez Prószyński i S-ka, miałem duże problemy, by zmierzyć się z dziełami, które słusznie zostały uznane za wybitne przez krytyków i czytelników na przestrzeni kilkudziesięciu lat, a więc i kilku pokoleń. Dlaczego dzisiaj mielibyśmy je ponownie oceniać? Jakie mielibyśmy stosować kryteria? Czy to w ogóle ma sens? Uznajmy, że wyrażone w recenzji oceny punktowe są jedynie elementem pewnej konwencji, bo o prawdziwej wartości tego typu opracowań nie trzeba zaświadczać żadnymi rankingami.

„Byliśmy w Oświęcimiu” należy rozpatrywać w tych samych kategoriach. Książka ukazała się w 1946 roku, a następnie była kilkukrotnie wznawiana. To tytuł, który wielu czytelnikom jest doskonale znany – przez lata był uznawany za sztandarowe dzieło wspomnieniowe. Wydźwięk ujęcia był potęgowany przez późniejsze tragiczne losy jednego z autorów, Tadeusza Borowskiego. Do „Byliśmy w Oświęcimiu” odwoływano się w szkołach, a sam Borowski trafił do kanonu twórców, których poznanie było po prostu uczniowskim obowiązkiem. W 2022 roku publikacja ukazała się na rynku książkowym ponownie, tym razem nakładem Wydawnictwa Słowne. Nie mam wątpliwości, iż była to dobra decyzja, która powinna pozwolić podtrzymać pamięć o cierpieniu setek tysięcy ludzi, w których imieniu Borowski, Siedlecki i Olszewski przemówili po raz pierwszy w 1946 roku i symbolicznie przemawiają do dzisiaj.

W 1946 roku „Byliśmy w Oświęcimiu” wypuszczono na świeżo, gdy o zabliźnieniu ran nie można było mówić. Już wtedy niektórzy wprost twierdzili, iż traumatyczne przeżycia muszą odcisnąć trwałe piętno na psychice więźniów. Ba, dzisiaj wiemy, że odcisnęły trwałe piętno na zbiorowej psychice narodu. Piekła Auschwitz nie dało się zapomnieć. Czy w przypadku Borowskiego konsekwencją było samobójstwo? Autor najprawdopodobniej odebrał sobie życie w 1951 roku. Wcześniej flirtował z ustrojem komunistycznym, przez lata bezskutecznie próbując się odnaleźć w nowej rzeczywistości, w której słuszne były pytania o „twórczość po Auschwitz”. Ta była możliwa, choć często w specyficznej formie.

„Byliśmy w Oświęcimiu” jest klasycznym przykładem obozowej literatury wspomnieniowej. Zbiór opowiadań trzech autorów prezentuje ich przeżycia – to prosta, przejmująca, nasączona cierpieniem opowieść o codzienności więźniów. Właśnie prostota, szczerość ujęcia, otwartość są elementami, które wyróżniają publikację i sprawiają, iż z takim przejęciem czytają ją kolejne pokolenia. Pamiętajmy, iż w 1946 roku rynek książkowy był pusty. Przeżyciami z Auschwitz dzielono się głównie ustnie. Opowiadania Borowskiego, Siedleckiego i Olszewskiego skupiały jak w soczewce zbiorową historię ofiar niemieckiego terroru. Wtedy autorom przyświecał też cel ocalenia od zapomnienia ich doświadczeń z Oświęcimia. Nie mogli przecież przypuszczać, iż Auschwitz stanie się jednym z najlepiej rozpoznawanych na świecie miejsc zbiorowej kaźni i doczeka się tysięcy ustnych i książkowych relacji oraz historycznych opracowań.

Wspomnienia więźniów Auschwitz są wciąż aktualne, mimo upływającego czasu i ogromu pracy wykonanej przez historyków. Nie bez przyczyny o „Byliśmy w Oświęcimiu” mówi się w kontekście swego rodzaju „klasyki obozowej”. „Byliśmy w Oświęcimiu” stanowiło pewien przełom w karierze pisarskiej Borowskiego. W późniejszym czasie znacznie częściej sięgał po opowiadania, które dawały mu możliwość szerszego artystycznego wyrazu, nawet jeśli jeden z jego biografów (Tadeusz Drewnowski) słusznie zauważył: „Potrafił odsunąć na bok psychologię zarówno kata, jak i ofiary, potrafił wznieść się ponad cierpienia milionów i własną gehennę obozową – i spojrzał na lagry zimnym, bezlitosnym wzrokiem”. Tragiczne losy trzech autorów poruszają i w moim odczuciu nie są beznamiętnym zapisem wydarzeń, nawet jeśli żaden z autorów nie był nadmiernie emocjonalny czy wymowny. Trudno ich przecież za to winić. Zapiski, które pozostawili są dobitnym dowodem na piekło, które przeżyli i które na zawsze zmieniło świat.

Ocena – 9,0/10

Recenzja „Byliśmy w Oświęcimiu” powstała we współpracy z TaniaKsiazka.pl.