„Architekci zwycięstwa” – recenzja książki

Rok wydania – 2015

Autor – Paul Kennedy

Wydawnictwo – RM

Liczba stron – 455

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – opowieść o inżynierach, którzy przyczynili się do zwycięstwa w II wojnie światowej.

Gdy zapytamy o zwycięzców II wojny światowej, większość historyków wskaże na obóz aliantów. Gdy będziemy szukać przyczyn wiktorii, pewnie odwołamy się do wielkich batalii i kampanii doskonale rozegranych przez wybitnych dowódców. Gdy zagłębimy się w szczegóły konkretnych bitew, docenimy strategię, poświęcenie żołnierzy, zaskoczenie czy szczęście, bez którego trudno o zwycięstwo. Na końcowy sukces pracowały miliony ludzi, którzy często znajdowali się daleko od pola walki i pozornie nie mieli wpływu na wynik starć. Ich osiągnięcia były jednak ważnym elementem kształtowania militarnej potęgi. Wielokrotnie przypominano o wysiłkach kryptologów łamiących szyfry Enigmy, szpiegów czy naukowców. Wszyscy oni dołożyli ważną cegiełkę do pokonania Państw Osi i każdy z osobna zasłużył na miano architekta zwycięstwa. Paul Kennedy, w ciekawie napisanej i nieźle udokumentowanej publikacji koncentruje się właśnie na tych drobnych trybikach wielkiej machiny wojennej, przedstawiając historię „ludzi pomysłu”, inżynierów, których osiągnięcia pozwoliły powstrzymać, a w ostateczności pokonać armie III Rzeszy i jej sojuszników.

Książka Kennedy’ego została przygotowana przez Wydawnictwo RM, które kontynuuje tym samym historyczną serię poświęconą zapomnianym bohaterom II wojny światowej. „Architekci zwycięstwa” może i nie powalają na kolana elementami technicznymi i redakcyjnymi, ale mają inne cenne atuty. Jednym z nich jest oryginalność opracowania. Choć każda z historii pewnie została już kilkukrotnie opowiedziana, zebranie ich w spójną i merytorycznie poprawną całość to zasługa historyka z Uniwersytetu Yale. Kennedy wybrał kilka historycznych „smaczków”, starając się zaprezentować osiągnięcia inżynierów w sposób interesujący, a jednocześnie poukładany. Nie szuka taniej sensacji, usiłując konsekwentnie i, na ile to możliwe w tak krótkim opracowaniu, dokładnie dokumentować poszczególne wydarzenia. Wybrał dość zróżnicowane tematy, dla których spoiwem są oczywiście osiągnięcia technologiczne. Różnorodność nie pozwala się nudzić. Czytelnicy mają bowiem okazję zapoznania się z szeregiem na pozór niepowiązanych ze sobą wątków. Kennedy zmierza jednak do jasnej konkluzji łączącej wszystkie historie – bez zaangażowania inżynierów zwycięstwo nie byłoby możliwe.

Robi to jednak w dość oryginalny sposób. Kwestie techniczne są ledwie przyczynkiem do szerszej debaty na temat strategii i wykorzystania innowacji. W efekcie czytelnicy nie muszą się obawiać, iż dostaną do rąk naukową tyradę wymagającej szczegółowej wiedzy z zakresu matematyki i fizyki. Wszystko napisane jest w sposób przystępny, a autor stara się być bardziej przewodnikiem niż guru. Kluczowa dla całej książki teza jest oczywiście mocno naciągana, co zresztą podkreśla sam Kennedy, dostrzegając znaczenie innych wątków. Co może drażnić, momentami stara się nieco na wyrost udowodnić jakieś twierdzenie, co nie wychodzi książce na dobre. Amerykański autor ma czasem tendencje do spłycania skomplikowanej, wielowątkowej historii. I tak, wygrana wojna powietrzna nie była zasługą jedynie jednego typu samolotów, a odparcie ofensywy U-Bootów to raczej kombinacja strategii, zdrowego rozsądku i techniki wojskowej niż złotego konceptu „Johnny’ego Walkera”. Stąd też można odnieść wrażenie, że Kennedy na siłę doszukuje się spektakularnych osiągnięć. Owszem, przedstawione przez niego postacie to ludzie wybitni, to nie podlega dyskusji. Trzeba jednak zachować umiar w końcowej ocenie. Tego Kennedy’emu czasami brakuje, choć trzeba mu też oddać, że potrafi docenić kunszt dowódczy i taktyczny, co czyni chociażby w przypadku lądowania w Normandii. Cieszy mnie natomiast, że autor publikacji stara się także dostrzec drugą stronę medalu, zwracając uwagę na dwuznaczność oceny niektórych postaci i ich dorobku. Nie dostrzegłem również przesadnego gloryfikowania bohaterów i budowania sztucznego wizerunku herosów. Problem leży w nietrafionej, nieco przesadnej ocenie wpływu poszczególnych innowacji technologicznych na rezultaty bitew, kampanii i wreszcie całej wojny.

Smaczkiem dla polskich czytelników miała być wzmianka o inż. Józefie Kosackim, twórcy ręcznego wykrywacza min. Niestety, jest to w istocie tylko wzmianka, raptem na pół strony. A szkoda, spodziewałem się, że ten wątek – bardzo ciekawy i mało znany – zostanie przez amerykańskiego historyka rozwinięty. Zdziwił mnie także brak wyraźnych odniesień do osiągnięć polskich i brytyjskich matematyków pracujących nad złamaniem szyfru Enigmy. Wydawać by się mogło, że jest to sztandarowe osiągnięcie o charakterze naukowym. Z drugiej strony historię tę wałkowano już tyle razy, że Kennedy słusznie sobie ją darował.

Książka ma niewątpliwie spory potencjał, zwłaszcza, gdy interesuje nas konkretne zagadnienie, które akurat zostało omówione przez Paula Kennedy’ego. Pod względem stylistycznym całość prezentuje się nieźle, dzięki czemu lektura nie dłuży się, a autor szybko znajduje kontakt z czytelnikami. Niestety, czasem daje się nieco ponieść fantazji, przesadnie koncentrując się na mało znaczących epizodach. W ogólnym rozrachunku to nie inżynierowie wygrali II wojnę światową, lecz miliony żołnierzy rzuconych na front. Owszem, bez technologicznego wsparcia nie byliby w stanie sobie poradzić, ale końcowe zwycięstwo to kombinacja tak wielu czynników, że każda próba spłycenia tego złożonego zjawiska jest zwyczajnie naiwna.

Ocena: