Tytuł – Polowanie na niemieckich naukowców
Rok wydania – 2025
Autor – Sean Longden
Wydawnictwo – RM
Liczba stron – 528
Tematyka – opracowanie poświęcone działalności brytyjskiego oddziału T-Force, którego członkowie „polowali” na nazistowskich naukowców oraz tajemnice programów naukowych III Rzeszy.
Ocena – 7,0/10
Oficjalne zakończenie II wojny światowej tylko w teorii położyło kres działaniom podejmowanym w latach 1939-45. Rozpoczął się bowiem okres trudnych rozliczeń – zarówno od strony wojskowej, politycznej, jak i prawnej. Jedni pięli się po szczeblach kariery, wybijając na spektakularnych frontowych sukcesach. Inni szli na dno, odpowiadając za rozmaite przewinienia. Kartoteki niemieckich dygnitarzy zapełniono z łatwością i szybko rozpoczęto polowanie na ukrywających się nazistów. Poszukiwania nie miały na celu jedynie doprowadzenie winnych przed oblicze sądu. Nie wszyscy niemieccy działacze mieli tam dotrzeć.
Angielski pisarz Sean Longden jako jeden z pierwszych zainteresował się historią oddziału specjalnego T-Force, który w ostatnich miesiącach II wojny światowej zajmował się przechwytywaniem niemieckich naukowców i wyszukiwaniem akt nazistowskich programów naukowych, głównie w zakresie zbrojeń. Niby nie jest to wielkie zaskoczenie, że alianci po wojnie kierowali się głównie pragmatyzmem i we współpracy z nazistami dostrzegali szansę na uzyskanie strategicznej przewagi nad nowym wrogiem, Związkiem Radzieckim. Mimo tego kulisy operacji, w których gości współodpowiedzialnych za rozpętanie wojny i jej przebieg szmuglowano na Zachód, zapewniając im wygodny nowy start. Cóż, to lekcja Realpolitik w pigułce.
Wydana w 2009 roku książka nie jest próbą szukania taniej sensacji. To naprawdę solidne źródło wiedzy, w którym przeplata się praca na archiwach oraz liczne wspomnienia osób zaangażowanych w co najmniej kontrowersyjny proceder. Pod względem wydawniczym książka nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale świetnie, że trafiła na polski rynek. Redakcyjnie można się przyczepić do przypisów, które wyrzucono na koniec książki, co i tak jest lepszym schematem niż ten, który zastosowano przy okazji „Hitlerjugend. Dzieci Hitlera”, gdzie zamieszczono je na koniec każdego rozdziału.
Program rozwoju niemieckiej nauki już podczas II wojny światowej interesował przeciwników III Rzeszy. Niemieccy naukowcy wykazywali się kunsztem i inwencją twórczą, a kolejne prototypy broni, jakie wychodziły spod ich ręki, siały postrach wśród aliantów. Nie ma zatem niczego dziwnego w zainteresowaniu sprzymierzonych właśnie tym aspektem działalności hitlerowców. Naukowcy stanowili łakomy kąsek ze względu na ich wyobraźnię i doświadczenie zdobyte w trakcie trwania konfliktu. Pozyskanie ich do współpracy mogło stać się bodźcem do rozwoju zachodniej techniki, nie tylko wojskowej. Nie może zatem dziwić pomysł alianckiego dowództwa, które powołało do życia oddział specjalny T-Force, którego głównym zadaniem było prowadzenie tajnych operacji i przenikanie za linie wroga, a w ostatnim okresie wojny także wyłapywanie niemieckich naukowców i „namawianie” ich do współpracy z Brytyjczykami. W proces tworzenia jednostki aktywnie zaangażował się Ian Fleming, który ponoć miał tam czerpać wzorce do opowieści z serii o Jamesie Bondzie. Ile w tym prawdy, nie wiadomo, ale anegdotka na pewno dodaje historii smaczku.
Podobnych wtrętów jest więcej, bowiem Longden nie stroni od ciekawostek i krótkich opowiastek, które ubarwiają nieco relację. Widać, że przy pracy nad książką musiał mieć lekki problem z dokonaniem wyboru między preferowanymi stylami. To pewien mankament, gdyż wycieczki poza główną oś narracji nie zawsze wychodzą publikacji na dobre, a przynajmniej nie w warstwie merytorycznej. Tak skomplikowana historia wymaga rzetelnego podejścia i gruntownego przerobienia tematu. Longden zdawał sobie z tego sprawę, ale jednocześnie nie mógł się oprzeć pokusie pisania „dreszczowca”. W efekcie dostajemy kompilację dwóch stylów, co nie zawsze wychodzi książce na dobre. Momentami wręcz drażniły mnie te „przypowiastki”, przez które traciłem główną linię narracyjną, cała historia T-Force została spłycona. Publikacja nie jest bowiem rzetelnym opracowaniem historycznym i brakuje w niej systematyki, detali, suchych faktów, ułożenia tego w spójną i kompletną historię fascynującej jednostki. Nie ulega jednak wątpliwości, iż czyta się ją całkiem nieźle, na co wpływ ma pewnie sensacyjne zacięcie autora.
Longden odwołuje się do regularnych działań wojennych, wyścigu aliantów z Sowietami i meritum, czyli dokonań niemieckich naukowców i ich powojennej przyszłości. Rywalizacja z Rosjanami wydaje się być czymś niezwykłym w kontekście sojuszniczych stosunków (podkradanie „Ruskim” Niemców – standard). Ba, momentami miałem wrażenie, że to ZSRR, a nie III Rzesza, był głównym wrogiem aliantów zachodnich! Paradoksalnie w historii T-Force najbardziej brakowało mi ostatniego z wymienionych wcześniej elementów. Pierwsza część książki niewiele mówi nam o sprawach naukowo-technicznych. Mamy za to smaczek w postaci Kilonii (majstersztyk, choć może nieco podkolorowany). Dopiero w drugiej części akcja się rozkręca i docieramy do niemieckich naukowców. In plus zaliczyć trzeba wytrwałość autora w poszukiwaniach świadków tamtych wydarzeń. Jako że część brytyjskich archiwów pozostaje zamknięta, musiał on posiłkować się relacjami żołnierzy, których ochoczo cytuje. To niewątpliwie solidny punkt, a przy tym przeniesienie historii na płaszczyznę personalną.
Momentami na kartach książki panuje lekki chaos. Odniosłem także wrażenie, że odniesień do spraw stricte naukowych jest nieco zbyt mało. Nie chodzi o epatowanie trudnymi terminami czy szczegółowe analizy eksperymentów naukowych. Przydałoby się jednak nieco więcej specjalistycznych informacji, choćby dla lepszego rozeznania w zaawansowaniu niemieckich programów naukowych w momencie, w którym na scenę wkroczył T-Force. Longden uparcie je pomija.
„Polowanie na niemieckich naukowców” to publikacja o dużym potencjale, który częściowo został zmarnowany. „Częściowo”, bo Longden umiejętnie wprowadza nas w świat tajemnic T-Force i odkrywa nieznane do tej pory obszary historii. Nie dotarł jednak do sedna i wyraźnie spłycił swoją narrację, koncentrując się na pogoni za sensacją, a nie rzetelnej pracy historyka. W efekcie dostajemy produkt dobry do czytania, ale słabszy do merytorycznej analizy. Wydaje się jednak, iż czytelnikom przypadnie do gustu. W końcu, chłopaki z T-Force stanowili pierwowzór dla Jamesa Bonda! Można by z tego nakręcić niezłe sceny, gdy Daniel Craig ogłusza Hahna albo Kramera i pakuje ich do bagażnika Dużego Fiata, wywożąc na Zachód, pomimo wściekłości sowieckich zakapiorów… Longden opisał to całkiem zręcznie.
Ocena – 7,0/10