„Enemy Territory”

Rok produkcji – 2002
Autorzy – studio id Software

Gatunek – FPS

Liczba misji – podstawowo 6

Cena – darmowa

Tematyka – II wojna światowa w najlepszym wydaniu – nie ma to jak możliwość gry z kumplem przez sieć!

Grę komputerową może zrobić każdy utalentowany (tutaj sprawa jest dość względna) programista. Ale, aby zrobić dobrą grę na światowym poziomie, potrzeba świetnie wyszkolonego studia developerskiego, które zgodnym współdziałaniem spożytkuje wiedzę, przenosząc ją na ekrany monitorów. Tematyki II wojny światowej chwytali się programiści z różnych krajów. Raczyli nas grami komputerowymi różnej jakości, jednak każda z nich dawała nam sporo przyjemności. Niedawno na pecetach królowało „Call of Duty”, teraz wypierają je o wiele młodsze produkcje, lepiej dopracowane graficznie oraz nieco obszerniejsze. Jedynie wśród onlinowych FPS-ów wciąż trwa hegemonia jednego króla – „Enemy Territory”. I dominacja ta trwa nieprzerwanie od kilku już lat! Nieznający realiów ET zapytają, jakim cudem gra może utrzymywać się tak długo na szczycie? O tym przeczytacie poniżej. Na początek, fabuła gry. Tutaj mamy standard, kilka misji osadzonych w realiach największego światowego konfliktu. Operacje te z prawdami historycznymi wiele wspólnego nie mają, jednak pokazują działania wojsk koalicji antyhitlerowskiej i III Rzeszy. Standardowo twórcy gry przewidzieli sześć map:
Siwa Oasis
Seawall Battery
Gold Rush
Fuel Dump
Würzburg Radar
Rail Gun

Pierwsze trzy to rzetelna kampania afrykańska. Pustynne realia, żar lejący się z nieba – a my w środku piekła. Kolejne trzy to z kolei kampania europejska, w której nie brak ani śniegu, ani deszczu. Dalszą historię ET tworzyli gracze i autorzy, dorabiając szereg map, które niejednokrotnie stały się lepsze od pierwowzorów. Tak było chociażby z TC_Base czy Caen. O co w tym wszystkim chodzi? Cele misji są jasno określone. Dwie drużyny składające się z dowolnej liczby zawodników rywalizują między sobą w czasie różnorodnych kampanii o zróżnicowanej tematyce i stopniu trudności. I tak, mamy wysadzić działa (meritum Siwa Oasis), ukraść sztabki złota (chociażby Gold Rush) czy wysadzić w powietrze baterię dział nabrzeżnych (Seawall Battery). Akcję dynamizują dźwięki, jakie wydobywają się z głośników. Huk broni maszynowej, jęki zabijanych oraz krzyki wydających rozkazy kolegów – to wszystko jest otoczką dla niesamowitej atmosfery wojennej, znanej nam z najlepszych książek i filmów. Świetna grafika komponuje się z resztą. Żołnierzy odwzorowano bardzo dobrze, chociaż dzisiaj fajerwerki graficzne sprzed tylu lat nie wyglądają już tak pięknie na tle innych, pewnie ładniejszych wytworów wyobraźni programistów. Wszystkie inne gry ET bije na głowę grywalnością. To, co dzieje się z człowiekiem podczas partyjki Enemy Territory przechodzi wszelkie pojęcie. Doszło nawet do tak kuriozalnych sytuacji, że w czasie odpoczynku śnili mi się Niemcy, do których pół godziny wcześniej strzelałem. Bez przesady, nie popadam w obłęd, jednak świadczy to o wielkim magnetyzmie gry – gdy raz spróbujesz, na pewno będziesz chciał więcej. Mam nadzieję, że w miarę dokładnie uzmysłowiłem Wam reguły i przyjemność płynącą z gry, teraz czas na trochę suchych faktów odnośnie rozgrywki. Standardowo mamy 30 minut na realizację zadań postawionych przez autorów mapy. Dysponujemy pięcioma profesjami:
Soldier
Medic
Field Ops
Covert Ops
Engineer
W przypadku pierwszej, drugiej i piątej postaci sytuacja jest klarowna – medyk odpowiada za ogólny stan zdrowia żołnierzy (co oczywiście nie zwalnia go z obowiązku noszenia karabinu), żołnierz odwala brudną robotę strzelecką, inżynier w końcu bawi się elektronicznymi zabawkami – czarną magią dla historyków. Zagadką pozostają Field Ops i Covert Ops. Pierwszy z nich odpowiada za zaopatrzenie, dostarczając nam amunicji. Drugiego określić możemy mianem speca od zadań specjalnych. Przebranie się w mundur jednego z przeciwników? Cicha likwidacja zza pleców wroga? Nic trudnego dla Covert Opsa. W podsumowaniu nie będę się rozwodził nad zaletami gry, bo są one oczywiste. Ciężko mi, jako zagorzałemu fanowi ET, pisać o wadach, gdyż dostrzec je naprawdę trudno. 10/10? W pełni zasłużone, wystarczy raz wejść w świat Enemy Territory. Po latach od pierwszej rozgrywki ET wciąż daje mi radość. To coś niezwykłego – w świecie fajerwerków graficznych, wspaniałych scenariuszy, mamy coś, co od lat króluje w kategorii Multi Player. Król wciąż żyje i nie zanosi się na to, aby szybko umarł. Dopóki są gracze, a wejścia w świat ET liczone są już w miliardach, dopóty gra ta będzie mieć fanów i tych, którzy o niej będą pamiętać.

Ocena: