Stacja radiowa Świt

Pod Londynem zbudowano silną stację radiową, która przybrała nazwę Świt i udawała, że jest w Polsce. Kto słuchał tej stacji, nie mógł uwierzyć, że nie nadaje z okolic Warszawy.

Zawsze były aktualne informacje o wszystkim, co działo się w Warszawie. Trudno było jednak uwierzyć, że taka radiostacja technicznie mogła nadawać z kraju, bo przecież byłaby szybko namierzona i zlikwidowana przez Niemców. Z drugiej strony inni twierdzili, że musi być gdzieś w pobliżu, skoro można w niej codziennie usłyszeć najświeższe wiadomości.

Tekst stanowi rozdział książki „II wojna światowa Polaków w 100 przedmiotach” autorstwa Teresy Kowalik i Przemysława Słowińskiego. Publikacja ukazała się w 2021 roku nakładem Wydawnictwa Fronda.

O lokalizacji stacji wiedziały tylko dwie osoby: Stefan Korboński i jego żona Zofia Korbońska. Z czasem zostali jednak poinformowani delegat rządu na kraj Jan Jankowski i gen. Stefan Grot-Rowecki.

10 września 1942 r. rozgłośnia rozpoczęła swoje nadawanie. Radiostacja miała podnosić ducha oporu i zachęcać do walki z okupantem. Mimo że audycje nadawali Polacy, Brytyjczycy zastrzegli sobie prawo do ingerencji cenzorskich, nie mieli jednak prawa narzucać Polakom żadnej wiadomości czy interpretacji; mogli jedynie wysuwać sugestie. Zakres swobody był nieco większy niż sekcji polskiej BBC czy nadającego na falach BBC Polskiego Radia. Właśnie Stefan Korboński dostarczał najnowsze wiadomości z kraju do Londynu. Korboński pseudonim Nowak był specjalnym korespondentem w Polskim Państwie Podziemnym. Stał na czele Kierownictwa Walki Cywilnej (KWC). Korboński używał szyfru, którego nie udało się Niemcom złamać.

„Wychodziłem wcześnie na miasto – wspominał Stefan Korboński.  – Rozpoczynałem w ten sposób polowanie za jakąś sensacyjną wiadomością, która by dała Świtowi temat do audycji tego samego lub następnego dnia. Jeżeli nieszczęście chciało, że Niemcy w nocy – na przykład – rozplakatowali listę osób rozstrzelanych (…) lub rozlepili jakieś rozporządzenie, lub też w ogóle coś się stało, o czym całe miasto mówiło, wówczas wracałem do kryjówki i po ułożeniu tekstu i zaszyfrowaniu go przez Zofię [Korbońską – żonę Stefana], depesza wędrowała na stację, tak by zdążyć na rozpoczęcie pracy z Londynem. (…) Wieczorem słyszymy je nadawane przez Świt, rozbudowane i skomentowane. Słyszą je tysiące Polaków, słuchających w kraju radia potajemnie, nie bacząc na grożącą im za to karę śmierci”. Radiostacja Korbońskiego z wyprzedzeniem informowała także o tym, co ma się ukazać w podziemnej lub w gadzinowej prasie. Jak? Współpracujący z nim drukarze dostarczali mu mokre jeszcze płachty gadzinówek, zanim trafiały do sprzedaży. Dzięki temu wieczorne audycje rozgłośni mogły rozpoczynać się słowami: „Dzisiejszy «Nowy Kurier Warszawski» przynosi wiadomość”. Był to koronny – w mniemaniu odbiorców – dowód na to, że jest to rozgłośnia krajowa. Audycje były pilnie śledzone i kontrolowane przez Niemców, którzy bezskutecznie szukali owej mitycznej krajowej radiostacji fonicznej. Świt ogłaszał nazwiska i funkcje Niemców wyróżniających się szczególnym okrucieństwem, wyliczał ich zbrodnie i ostrzegał przed dalszym takim postępowaniem. Niekiedy tak napiętnowany Niemiec łagodził swe poczynania, obawiając się podziemnego wymiaru sprawiedliwości, wiedział bowiem o tym, że wiele takich wyroków zostało wykonanych.

Pierwszą audycję przygotował Jan Karski (Kozielewski): „Tu mówi tajna radiostacja warszawska (…). Mówimy do Was z Warszawy, dziś cierpiącej i zubożałej, ale nieuległej, z której możemy być dumni, że godna jest być stolicą wielkiego państwa. (…) Warunki, w jakich odbywa się nasza audycja, nie pozwalają na dłuższe jej trwanie”.

Jan Nowak-Jeziorański zasugerował, żeby nadać jakiś specjalny sygnał. Wymyślono – „Janek pozdrawia Helenę”. Redaktorami byli tzw. ludzie zaufania czterech stronnictw konspiracyjnych. Mimo różnic politycznych wszystkim przyświecał wspólny cel – by ich działalność pomagała w walce z III Rzeszą. Tajemnica radiostacji została ujawniona dopiero po śmierci gen. Władysława Sikorskiego. Dlatego zarówno w okupowanym kraju, jak i w Wielkiej Brytanii krążyło wiele plotek. Zdaniem niektórych rozgłośnia miała być umiejscowiona w… Moskwie, inni twierdzili, że nadaje z pokładu jednego z brytyjskich statków, a pewna zachodnia gazeta zaliczyła nawet Świt do grupy tajnych radiostacji kierowanych przez… Niemców.

Brytyjscy mocodawcy odmawiali emisji programów na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. Nie wyrazili zgody na nadanie 1 sierpnia audycji z informacją o wybuchu Powstania Warszawskiego. Spikerów wysłano… na urlop. Zakaz zniesiono dopiero 4 sierpnia i od tej pory programy koncentrowały się na omawianiu walk toczonych w Warszawie. Ton tych audycji był starannie wyważony – z jednej strony, by nie dawać przesadnych nadziei, z drugiej zaś – by nie wzbudzać nastrojów klęski.

W czasie powstania Świt zdobył drugiego, po Korbońskim, korespondenta powstańczej Warszawy. Był nim brytyjski oficer lotnictwa por. John Ward, były jeniec wojenny. Został uznany za oficjalnego korespondenta dziennika „The Times” i korzystając z systemu łączności „Nowaka”, nadał aż 65 depesz o przebiegu walk.

O lokalizacji radiostacji wiedziały tylko dwie osoby! Zdjęcie za: „II wojna światowa Polaków w 100 przedmiotach”.

Po upadku powstania audycje Świtu (pracującego w okrojonym składzie) koncentrowały się głównie na opisywaniu losu przymusowo wysiedlonej ludności Warszawy: „Mówiliśmy o pędzeniu umęczonych ludzi do obozu w Pruszkowie. Opisywaliśmy warunki bytowania w brudnych halach warsztatów kolejowych, z których Niemcy już poprzednio wywieźli sprzęt naprawczy. Mówiliśmy wreszcie, że wiele osób cywilnych zesłanych zostało do obozów koncentracyjnych, a ogromna liczba ludzi została odtransportowana do Niemiec na przymusowe roboty” – wspominał radiowiec Czesław Straszewicz.

Stacja nie była tylko kolejną tubą propagandową na użytek aliantów zachodnich. Trafnie ocenił to Straszewicz: „Nasi ofiarodawcy, Anglicy, chcieliby, abyśmy tylko podsycali opór polski przeciw Niemcom i mieli taki raczej spontaniczny charakter. W porządku. Ale nie możemy przy tym zaniedbywać innych spraw. Musimy być czujni na niebezpieczeństwo ze Wschodu, przypominać los dzieci polskich wymierających na Syberii i oficerów polskich wygrzebanych właśnie w Katyniu. Musimy być stacją polityczną, gdyż jesteśmy stacją polską, nas obchodzi Polska i własny kraj. Musimy mówić albo tak, jak myślą i czują Polacy, albo natychmiast zamilknąć”. W odróżnieniu od wielu innych Świt nie był stacją brytyjską, nadającą w języku polskim i udającą polskie radio. Była to stacja polska, udająca tajną placówkę w kraju. Rozgłośnię tę, reprezentującą interesy ogólnonarodowe, kontrolował legalny rząd polski w Londynie. Radio informowało o życiu w okupowanym kraju, przede wszystkim o zbrodniach niemieckich i sowieckich, w tym o zbrodni katyńskiej, o likwidacji getta warszawskiego, o przebiegu Powstania Warszawskiego, o niemieckich doświadczeniach na więźniarkach w Auschwitz. W opinii niektórych powojenna Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa Jana Nowaka-Jeziorańskiego w pewnej mierze nawiązywała do Świtu.

24 listopada 1944 r. podał się do dymisji premier Stanisław Mikołajczyk. Decyzja ta stworzyła nową sytuację. Od tej pory Brytyjczycy cenzurowali każdą depeszę pochodzącą od rządu polskiego i jego agend oraz wszystkie depesze przychodzące. 30 listopada Świt zlikwidowano, a ostatnią audycję nadano trzy dni wcześniej.

Artykuł stanowi rozdział książki „II wojna światowa Polaków w 100 przedmiotach” autorstwa Teresy Kowalik i Przemysława Sowińskiego. Publikacja ukazała się w 2021 roku nakładem Wydawnictwa Fronda. Recenzję tytułu możecie przeczytać tutaj. 

Zdjęcie tytułowe: stacja radiowa „Świt” nadawała z Londynu. Zdjęcie za: „II wojna światowa Polaków w 100 przedmiotach”.