Po podboju Polski ambicje Adolfa Hitlera wzrastały. Dlatego też jego wzrok skierował się na zachód. W pośpiechu opracowywano plany wojny z Francją i Wielką Brytanią, co stanowić miało ostateczne rozwiązanie problemu III Rzeszy w tej części Europy. Jednak z militarnego punktu widzenia najwłaściwszym byłoby opanowanie szeregu morskich portów, utrudniając pracę Royal Navy – marynarki brytyjskiej. 20 października 1939 roku adm. Erich Raeder przedłożył Hitlerowi propozycję opanowania Norwegii. Pomył ten, autorstwa adm. Rolfa Carsa, opierał się na słusznych doświadczeniach wyniesionych z I wojny światowej. Dowódca Kriegsmarine proponował zdobycie szeregu norweskich portów, a co za tym idzie, opanowanie skandynawskiego kraju. Tutaj, w ukrytych między fiordami bazach morskich, stacjonować mogłyby okręty podwodne, niwelując tym samym przewagę Royal Navy w tej części wód przybrzeżnych. Podbój Norwegii zabezpieczał również północną flankę III Rzeszy, ponieważ wykluczał on możliwość wykorzystania norweskich baz morskich przez Anglików. Obok opanowania Norwegii rozsądnym i znacznie ułatwiającym wykonanie operacji byo wkroczenie do Danii i podporządkowanie tego kraju hitlerowskim Niemcom. Führer początkowo wahał się, obawiając zdecydowanej kontrakcji Brytyjczyków. Jeszcze 6 grudnia zapewniał, iż Szwecji i Norwegii nie grozi niebezpieczeństwo, a III Rzesza nie żywi wobec obu państw żadnej urazy i nie ma wrogich zamiarów. Dopiero nacisk Raedera oraz argumenty, jakie przedstawiał, roztaczając wizję hegemonii Wielkiej Brytanii w Skandynawii i pojawienie się na scenie politycznej pewnej postaci, zmieniło podejście führera do problemów Norwegii. Osobą, o której mowa, był Vidkun Quisling, szef norweskiej partii faszystowskiej, Nasjonal Samling. Ambitny polityk pragnął rządzić w swoim kraju, zapewniając jednocześnie Niemców o przywiązaniu do NSDAP. W grudniu 1939 roku Quisling przybył do Berlina, aby tam spotkać się ze swoim wieloletnim znajomym Alfredem Rosenbergiem. Niemiec skontaktował go z Raederem. Norweg skrupulatnie opowiedział o sytuacji w kraju oraz polityce międzynarodowej rządu. Dzięki wstawiennictwu admirała Quislingowi zapewniono audiencję u wyższych dowódców Wehrmachtu oraz samego Hitlera. 13 grudnia, tuż po spotkaniu z Norwegiem, führer rozkazał opracowanie planu operacji opanowania Norwegii. Sztab Generalny z zapałem zabrał się do pracy i już za niedługo Hitler zobaczył na swym biurku pełny raport. Wkrótce do Niemiec dotarły niepokojące wieści o propozycjach Winstona Churchilla, ówczesnego Pierwszego Lorda Admiralicji, wobec rządu norweskiego. Hitler nakazał Quislingowi spokojne werbowanie zwolenników i przygotowywanie się do rozpoczęcia działań wojennych. W opinii OKW zamach stanu nie wchodził w grę, jednak führer wolał nakazać wzmożenie czujności. W tym samym czasie wydał polecania dotyczące prac nad utworzeniem planu szeroko zakrojonej operacji „Weserubüng”. Nietrudno było wydać dyspozycje, gorzej z ich wykonaniem. Kłopotów Kriegsmarine przysparzali bowiem Brytyjczycy, którzy wciąż panowali na morzach i oceanach. 20 lutego do Kancelarii Rzeszy wezwano zaskoczonego gen. Falkenhorsta. Hitler chciał powierzyć mu wykonanie prowizorycznego planu operacji. Po kilku godzinach generał ponownie zameldował się w Kancelarii, mając przy sobie sprecyzowany rozkład działań. Führer był widocznie zadowolony ze zreferowanego mu opisu akcji, gdyż powierzył Falkenhorstowi dowodzenie operacją „Weserubüng”, przydzielając mu jako szefa sztabu płk Ericha Buschenhagena oraz kom. Johanna Kranke jako szefa transportu morskiego. Datę rozpoczęcia operacji dwukrotnie przesuwano, ustalając ją w końcu na 8 kwietnia 1940 roku. Atak poprzedziły działania dyplomatów i wojskowych niemieckich, którzy przekazali do Berlina niezwykle cenne informacje dotyczące przygotowania Norwegów oraz Brytyjczyków do walki. W tym czasie Brytyjczycy główkowali nad możliwością przekonania rządu Norwegii co do swoich zamierzeń. Winston Churchill, przyszły premier brytyjski, zdawał sobie doskonale sprawę z wagi strategicznej Morza Bałtyckiego oraz Skandynawii. Najbliższa mu Norwegia stanowiła drogę transportu szwedzkiej rudy – zarówno do Niemiec, jak i do Wielkiej Brytanii. W końcu w marcu, po długich i burzliwych debatach, admiralicja podjęła decyzję o postawieniu zapór minowych na wodach przybrzeżnych Norwegii. Operację zakodowano pod nazwą „Wilfred”. Początkowo jej termin wyznaczono na 5 kwietnia, jednak ostatecznie przesunięto na 8 kwietnia. Opóźnienie to spowodowane było problemem nienaruszalności granic neutralnej Norwegii, jednak wobec narastającego napięcia zdecydowano się pogwałcić to prawo. Efektem wahania było zbyt późne przeprowadzenie operacji „Wilfred”. W konsekwencji okręty niemieckie bez przeszkód popłynęły na północ, zostawiając Brytyjczyków daleko w tyle. Na 5 kwietnia wyznaczono z kolei rozpoczęcie działań floty, poprzedzone wysłaniem na Morze Północne okrętów podwodnych. W planowanych działaniach Brytyjczycy postanowili użyć także Polaków, co wynikało bardziej z własnych braków, niż z szacunku względem sprzymierzeńca. W przeddzień operacji „Weserubüng” obie strony zachowywały gotowość bojową, jednak to Niemcy mieli przewagę, działając z zaskoczenia. Tymczasem Brytyjczycy i Norwegowie toczyli polityczną wojnę odnośnie współpracy w nadchodzących działaniach. Droga memorandów płynących między Oslo i Londynem przecięta została przez okręty Kriegsmarine.
Efektem wahań dowódców Kriegsmarine oraz nieprzyjemnej aury było przesunięcie terminu rozpoczęcia operacji „Weserubüng” przez führera o jeden dzień – na 9 kwietnia. Alianci nie zdawali sobie z tego sprawy, dlatego też nie przyszło im do głowy przyspieszenie akcji minowania wód Norwegii. 28 marca Najwyższa Rada Wojenna zaaprobowała plany admiralicji, przystąpiono zatem do formowania flotylli okrętów. Walką przeciw okrętom niemieckim zająć się miały pancerniki „Rodney” i „Valiant”, krążownik liniowy „Repulse”, lekkie krążowniki „Sheffield” i „Penelope” oraz 10 niszczycieli. Oprócz tego w szereg operacji włączono francuskie lekki krążownik „Emile Bartin” i 2 niszczyciele. Jednocześnie przygotowywano się do desantu u wybrzeży Półwyspu Skandynawskiego. W Rosyth gotowały się do boju krążowniki „Devonshire”, „Berrick”. „York” i „Glasgow” wiozące wojska lądowe oraz jednostki tego samego typu, które osłaniać miały główny zespół – „Galatea” oraz „Arethusa”. Podobne zadanie wyznaczono zespołowi niszczycieli, w skład których weszły także polskie „Błskawica”, „Burza” i „Grom”. Podobna grupa wyjść miała z bazy przy ujściu Clyde. Działania, jakie podjąć miały zespoły z Rosyth i Clyde, obejmowały opanowanie Stavanger, Bergen, Trondheim i Narviku oraz, w przypadku drugiej armady Trondheim i Narvik. Lądowania piechoty alianckiej określał plan „R4”. Z kolei do operacji „Wilfred” przydzielono trzy grupy okrętów, których zadaniem było:
Grupa „WB” – pozorować miała minowanie
Grupa „WS” kładła miny koło Stadlandet
Grupa „WV” minowała koło Horden
Dodatkowo na wodach wokół Norwegii działać miało 16 okrętów podwodnych. Z bazy Rosyth wypływał polski „Orzeł”, którego brawurą ucieczką z Estonii emocjonował się wcześniej cały aliancki świat. Grupy minowania wypłynęły 5 kwietnia; w drodze dołączały do nich zespoły osłony. Zwrócić uwagę należy na 4 niszczyciele kmdr Warburton-Lee (towarzyszące zespołowi „WV”). Całością sił kierował dowódcą Home Fleet, adm. Forbes. Ogólnie, siły brytyjskie dokonały minowania w zaplanowanym terminie, choć, jak pokazały wydarzenia na froncie, nieco za późno.
Niemcy znacznie wcześniej postanowili rozpocząć działania. Szybkie i sprawne wykonanie operacji gwarantowało pełne zaskoczenie Brytyjczyków, którzy przez swoją opieszałość nie wykazali się przezornością i intuicją, tak niezbędną w prowadzeniu nowoczesnej wojny. Wypływanie niemieckich okrętów było uporządkowane i przeprowadzone w szeregu, który umożliwiał przypuszczenie ataku na całej długości wybrzeża w zbliżonym czasie. Po opuszczeniu portów przez statki płynące do dalekiego Narviku w drogę wyruszyły jednostki, których celem były znacznie bliżej położone porty. Opowiedzmy teraz pokrótce o siłach, jakie podbić miały Norwegię. Do Narviku wysłano 139. pułk strzelców górskich z 3. dywizji górskiej pod dowództwem gen. Eduarda Dietla. W sumie na 10 niszczycielach znalazło się około 2000 żołnierzy. Do tego przydzielono okręty osłony w sile pancerników „Scharnhorst” i „Gneisenau”. Idąc na południe, docieramy do Trondheim, gdzie dowództwo niemieckie zdecydowało się posłać 1700 strzelców z 138. pułku strzelców górskich z 3. dywizji górskiej. Operację tę umożliwiała obecność 4 niszczycieli i krążownika „Admiral Hipper” kom. Hellmutha Heye. Wspomniane wcześniej pancerniki wiceadm. Lütjensa pomagały w osłonie zarówno desantu w Narviku, jak i Trondheim. W Bergen lądować miało 1900 ludzi z 69. dywizji piechoty. Siły morskie przydzielone do opanowania tego miasta znalazły się pod dowództwem kontradm. Huberta Schmundta. Do dyspozycji miał on lekkie krążowniki „Köln” i „Königsberg”, artyleryjski okręt szkolny „Bremse”, 2 torpedowce, 7 kutrów torpedowych, zbiornikowiec i 3 transportowce. Jeden batalion, przywieziony na pokładzie czterech trałowców, opanować miał Egersund i Mandel. 1100 żołnierzy przydzielono do zadania zajęcia Kristiansandu i Arendal. Należeli oni do 196. dywizji piechoty. Marynarkę w tym rejonie reprezentował lekki krążownik „Karlsruhe”, 3 trałowce, 2 flotylla kutrów torpedowych (7 kutrów), 4 transportowce pod dowództwem kmdr Friedricha Rierego. Ostania grupa miała za zadanie opanowanie Oslo. Dowodził nią kontradm. Oskar Kummetz. 2000 żołnierzy ze 163. dywizji piechoty osłaniało lub przewoziło: pancernik kieszkonkowy „Lützow”, ciężki krążownik „Blücher”, lekki krążownik „Emden”, 3 torpedowce, 8 trałowców i 2 trałowce pomocnicze. Wspomnieć należy jeszcze o maleńkim zespole 4 trałowców wiozących jeden batalion piechoty, który opanować miał Egersund. W całej operacji wziąć miało udział 12 tys. żołnierzy. 9 tys. przewieźć miała marynarka, 3 tys. lądować powinno na spadochronach w okolicach Oslo i Stavangeru. Armia norweska nie przedstawiała większej wartości bojowej, co więcej, znajdowała się dopiero w stadium formowania. Pospieszna mobilizacja nie mogła wypełnić braków w armii. Tym samym Norwegowie, mimo doskonałych warunków do prowadzenia obrony, przygotowani do działań wojennych nie byli.
„Wojna” niemiecko-duńska to jeden dzień wydarzeń, które zakrawają na farsę. Jeszcze 8 kwietnia niemieckie radio mówiło o niezwykle pokojowych zamiarach III Rzeszy względem Duńczyków. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna. O świcie następnego dnia specjalne oddziały Abwehry i Wehrmachtu wkroczyły na terytorium Danii, zajmując szereg strategicznych punktów, praktycznie bez żadnego wystrzału. Jedyny opór stawili Duńczycy strzegący pałacu Amelienburg, choć i oni ulegli wobec miażdżącej przewagi Niemców. Rząd duński nie miał wyboru i zdecydował się na poddanie kraju i oddanie go pod kuratelę południowego sąsiada. W południe rada ministrów i król ogłosili proklamację: „Do narodu duńskiego”, w której opowiadali o wprowadzeniu nowego ładu. Tym samym w ciągu jednego zaledwie dnia Półwysep Jutlandzki przeszedł pod kontrolę Niemiec, stając się kolejnym po Austrii, Czechosłowacji i Polsce terytorium podbitym. Inną sytuację niemieckie wojska zastały w Norwegii. Problemem był oczywiście rozmiar terytorium, które atakowali oraz, w późniejszym czasie, wzmożony opór sił alianckich. Jeszcze przed wschodem słońca siły niemieckie wspomagane ludźmi Quislinga zajęły dwa niedalekie Oslo lotniska – Fernebu i Kjellen. Po chwili na pasach startowych pojawiać się zaczęły niemieckie Ju-52, pierwsi przedstawiciele Luftwaffe w Norwegii. W przedsięwzięciu udział wziął attaché lotniczy Rzeszy w Oslo, kapitan Spiller. Mniej więcej w tym samym czasie Kriegsmarine przeprowadzało najważniejszą część operacji „Weserubüng” („Nord”), zbliżając się do skandynawskich wybrzeży. 28 okrętów podwodnych zawczasu rozpoczęło patrolowanie wód przybrzeżnych celu ataku. Stanowiły one jedyne ogniwo marynarki, które było w przewadze nad siłami Royal Navy. W przeddzień dnia rozpoczęcia wojny niemiecko-norweskiej doszło do szeregu starć obu flot, które niemalże pokrzyżowały plany Hitlera i OKW. Rankiem 7 kwietnia RAF raportował o ruchach Kriegsmarine, alarmując dowództwo brytyjskie. Dziwnym jest zatem, iż admirałowie alianccy nadal nie wierzyli w możliwość zbrojnego wkroczenia wojsk wroga do Norwegii. Nie podjęto zatem żadnych działań w celu zatrzymania morskiej ofensywy III Rzeszy. Brytyjczyków zgubiła również ich przesadna pewność siebie – nieprawdopodobną wydawała się im akcja floty przeciwnika w chwili absolutnej dominacji Royal Navy. Zlekceważono nawet tak oczywiste fakty, jak zatopienie kilku niemieckich jednostek, ze szczątków których wyłonili się żołnierze Wehrmachtu. Ciekawym jest epizod polskiego okrętu podwodnego „Orzeł”. Dowódca okrętu, kpt. Jan Grudziński, zdecydował się na ryzykowny wyczyn. W pobliżu Kristiansend zauważono niemiecki transportowiec „Rio de Janeiro”. Polska załoga zorientowała się, iż ma przed sobą Niemców. Po szybkiej akcji torpedowej „Rio de Janeiro” poszedł na dno, a wyłowieni z wody żołnierze niemieccy wyznali Norwegom, jaki był cel ich podróży. Na uwagę zasługuje historia zatonięcia niszczyciela „Glowworm”, który o 8.20 tego dnia natknął się na krążownik „Admiral Hipper”. Dowódca brytyjski, kpt. Roope, wobec przewagi nieprzyjaciela i uszkodzenia własnego okrętu zdecydował się na staranowanie krążownika. Ten dramatyczny manewr doprowadził do poważnego uszkodzenia „Admiral Hipper”. Nazajutrz Niemcy rozpoczęli pierwszy akt dramatu Norwegów. Wczesnym rankiem w kilku punktach Skandynawii na brzegu pojawili się żołnierze Wehrmachtu. Feldgrau wyskakiwali z wiozących ich okrętów, rozmieszczając swe stanowiska w byłych punktach oporu norweskiej armii. Okazało się teraz, iż nierozsądnym było odmówienie Brytyjczykom, którzy proponowali pomoc. Nie powiodły się również nieudolne próby sformowania sześciu dywizji piechoty. W nocy stoczono bój między artylerią okrętową Kriegsmarine oraz bateriami obrony wybrzeża w rejonie Oslo. W efekcie uszkodzony został krążownik „Blücher”, trafiony dwudziestoma pociskami. „Blücher” musiał się wycofać, jednak uszkodzenia nie pozwalały mu na osiągnięcie pełnej prędkości, przez co stał się doskonałym celem dla norweskich baterii. Aparaty nadbrzeżne szybko uporały się z krwawiącym przeciwnikiem – „Blücher” został zatopiony. „Lützow” i „Emden” wycofały się nieco, aby prowadzić ogień z większej odległości. Szybko uporano się z obroną Oslo, zajmując stolicę Norwegii. W czasie walk u wybrzeży Norwegii aktywnością wykazały się norweskie okręty: stawiacz min „Olaf Trygrasson” oraz trałowiec „Otra”. Zatopienie „Blüchera” przyczyniło się do utonięcia 3200 ludzi. Z załogi krążownika wzmocnionej dodatkowo przez żołnierzy desantu i gestapowców, uratowało się zaledwie 100 osób, co było jedną z największych strat niemieckich w trakcie trwania kampanii. Kristiansendu broniło 12 dział kalibru 254-152 mm. Po przypuszczeniu szturmu na port Niemcy szybko musieli umykać. W wyniku huraganowego ognia Norwegów uszkodzony został krążownik „Karlsruhe”. Jeden z torpedowców poszedł na dno. Siły Kriegsmarine w tym rejonie wezwały na pomoc Luftwaffe, która szybko uciszyła baterie. Wtedy też Niemcy jeszcze raz rozpoczęli forsowanie cieśniny. Tym razem natarcie powiodło się, a desant pomyślnie wysadzono. Do wieczora opanowano miejscowości w pobliżu fiordu. Lądowanie umożliwiło unieszkodliwienie baterii Gleodden (wcześniej zniszczone te znajdujące się na wyspie Odderöy). Niemcy zdobyli dodatkowo 2 okręty podwodne „B2” i „B5” oraz torpedowiec „Gyller”. Krążownik „Karlsruhe” nie dotarł jednak z powrotem do Niemiec, gdyż po drodze storpedował go i zatopił angielski okręt podwodny „Truant”. Inaczej przebiegała akcja zajęcia Bergan. W nocy z 8 na 9 kwietnia Norwegowie ujrzeli zbliżające się okręty i pogasili światła nawigacyjne. Niemcy odpowiadali na zapytania czystą angielszczyzną, podając się za okręty brytyjskie. Norwegowie, choć spodziewali się podstępu, nie otworzyli ognia. Dopiero po wyruszeniu w stronę lądu zamiary przybywających stały się jasne. Było już jednak za późno. Chaotyczny ogień nie wyrządził większych szkód jednostkom Kriegsmarine, choć Norwegowie mieli sporo szczęścia. Uszkodzono, wprawdzie lekko, wszystkie okręty wroga. Mimo to do południa Bergen zostało opanowane. Wieczorem okręty niemieckie opuściły port, zostawiając tam uszkodzony krążownik „Königsberg”. Nazajutrz jednostkę dobiło lotnictwo brytyjskie, które przypieczętowało los krążownika, trafiając go dwiema bombami. Podobną sytuację zaobserwować można było w Trondheim, gdzie Niemcy użyli identycznego podstępu. W efekcie miasto opanowano bardzo szybko, unikając zbędnych strat personalnych. Oprócz wymienionych miejscowości opanowano jeszcze Egersund, Stavanger i Arendal. Ciekawą historię, zapewne najciekawszą ze wszystkich norwesko-niemieckich epizodów, przedstawił Narvik. Najbardziej na północ wysunięty cel niemiecki przysporzył bowiem sporo kłopotów uderzającym żołnierzom Wehrmachtu. 9 kwietnia Niemcy napotkali na swej drodze 2 stare pancerniki obrony wybrzeża. Po atakach torpedowych niszczyciela „Anton Schmitt” oraz „Wilhelm Heidkamp” zatopili „Eidsvold” i „Norge”. Bez większych przeszkód Niemcy wysadzili desant u wybrzeży Narviku, zajmując miasto oraz leżącą powyżej miejscowość Elvegaardmoen. Niemcy mieli jednak pecha, gdyż do Narviku nie dotarły zbiornikowce, co doprowadziło do pozostania okrętów Kregsmarine w porcie do następnego dnia. A wtedy Brytyjczycy wreszcie wzięli się do działania, posyłając do boju siły Royal Navy.
Szybko, sprawnie i dokładnie – tak wyglądało lądowanie Niemców na brzegach Norwegii. Obrońcy byli równie zaskoczeni, co Duńczycy. Jeszcze większe zdziwienie na wieść o operacji okazali Brytyjczycy. Choć Anglicy wyszli w morze ze Scapa Flow już 7 kwietnia, nie podjęli się aktywniejszych działań. Powodem była nieznajomość zamierzeń Niemców. Brytyjczycy sądzili, iż Kriegsmarine podejmuje drobne działania z powodu postawienia zapór minowych. Prawda okazała się nieco inna. Jak przed chwilą mogliśmy zauważyć, wszystko poszło zgodnie z planem OKW, a sam Hitler mógł być zadowolony z początkowej fazy „Weserubüng”. Teraz nadchodził czas na przewidywaną ripostę Brytyjczyków. Minął 7 kwietnia, następnie 8, a marynarka brytyjska wciąż nie podejmowała się agresywnych działań. Dopiero 9 kwietnia Royal Navy wpadła na trop przeciwnika. Wtedy też do walki włączyła się Luftwaffe. Hermann Göring wspomógł XXI grupę gen. Falkenhorsta częścią swoich sił. Lotnictwo niemieckie szybko dało się we znaki Royal Navy, uszkadzając „Rodneya”. Jak pamiętamy, w tym samym czasie sukcesy odonisł też RAF, odbijając sobie straty na „Königsbergu”. Pomoc Brytyjczyków była niezbędna Norwegom, którzy tracili grunt nie tylko militarnie, ale i politycznie. Już o 4.20 rząd norweski otrzymał ultimatum, w którym ambasador niemiecki żądał oddania państwa pod kuratelę III Rzeszy. Jednak przeliczyli się politycy niemieccy, którzy oczekiwali kapitulacji rządu, natrafiając na niezwykły w tak trudnej sytuacji opór rady ministrów. 9 kwietnia działania rozpoczął również Vidkun Quisling. Początkowo szło mu wyjątkowo nieudolnie, a zamach stanu w jego wykonaniu był bardziej komedią niż tragedią konstytucyjnego rządu norweskiego. Rezydujący w Oslo Niemcy, żołnierze Wehrmachtu, byli całkowicie zaskoczeni pojawieniem się u nich człowieka, który rościł sobie prawa do bycia premierem okupowanego kraju. Interwencji Rosenberga Quisling zawdzięczał wolność, gdyż niewiele brakowało do jego uwięzienia przez zdziwionych Niemców. 9 kwietnia nowy premier wydał pierwszą proklamację, w której ogłosił kapitulację swego kraju. Zapewne niedługo porządziłby w Norwegii, gdyby legalne władze zechciały negocjować z Niemcami, co było na rękę Hitlerowi. Brak porozumienia na linii Oslo-Berlin zapewnił Quislingowi wymarzone stanowisko. Znacznie ciekawsze wydarzenia rozgrywały się na froncie militarnym. W pierwszym dniu inwazji siły Wehrmachtu liczyły dopiero 12 000 żołnierzy, jednak z godziny na godzinę dowództwo niemieckie stale powiększało ich liczebność. I tak 163. dywizja piechoty gen. Engelbrechta działała w rejonie Oslo, część 196. dywizji piechoty gen. Hansa Hinze operowała na odcinku Kristiansand-Stavanger, 69. dywizji gen. Wernera Woitischa przydzielono obszary w pobliżu Trondheim, a 3. dywizji strzelców górskich gen. Dietla oddano pod opiekę Narvik. Niestety, walczący w Norwegii żołnierze wciąż nie mieli odpowiedniego ekwipunku – brakowało im czołgów, ciężkiego sprzętu, ale i nart oraz rakiet śnieżnych, których pod dostatkiem mieli obrońcy. Norwegom sprzyjała pogoda – śnieżna zima unieruchomiła niemieckich piechurów, a głębokie zaspy uniemożliwiały szybkie działania. Dopiero 12 kwietnia aura umożliwiła natarcie, pozwalając Niemcom opanować szereg miejscowości w rejonie Oslo. Podobnie sytuacja rozwijała się w pobliżu Trondheim. Wydarzenia dni następnych znacznie skomplikowały sytuację na froncie. Do boju ruszyła bowiem Royal Navy. 10 kwietnia w Westfjordzie doszło do pierwszej walki niszczycieli obu stron. 5 jednostek angielskich spotkało tyle samo okrętów niemieckich tego samego typu. Początkowo Brytyjczycy przeważali w starciu, zatapiając dwa i uszkadzając trzy niszczyciele przeciwnika. Wtedy włączyły się do walki kolejny cztery okręty Kriegsmarine, zatapiając „Huntera” i „Hardy’ego”. Reszta brytyjskiej floty wycofała się. 13 kwietnia alianci powrócili do Narviku w sile 9 niszczycieli i pancernika „Warspite”. Armada ta szybko rozprawiła się z pozostałościami floty niemieckiej w tym rejonie, zatapiając wszystkie znajdujące się w porcie statki wroga. Klęskę Kriegsmarine oglądał ze wzgórz gen. Dietl, przekonując się o słabości niemieckiej floty w starciu z lepiej przygotowanym do boju przeciwnikiem. Na wieść o porażce Hitler wpadł w rozpacz. Wydawał szybkie i nieprzemyślane decyzje, co mogło odbić się negatywnie na sytuacji na froncie. Na jego szczęście, Anglicy wciąż nie decydowali się na przeprowadzenie desantu u wybrzeży Norwegii. To uspokoiło nieco dyktatora, który pozwolił na cofnięcie błędnych poleceń i wydanie nowych. Dowódca wojsk brytyjskich, adm. Cork zwlekał, oddając inicjatywę Niemcom. Tymczasem wojska Wehrmachtu parły naprzód, wypierając ok. 18 000 Norwegów (mieli do dyspozycji 180 samolotów i 85 jednostek floty różnego rodzaju) na wschód. Alianci planowali wówczas pospieszny desant. W bazie Clyde od 7 kwietnia stały okręty przygotowane do wyjścia w morze wraz z wojskiem lądowym na pokładach. 10 kwietnia 3 jednostki z tejże bazy ruszyły w stronę Szkocji, a stamtąd do Norwegii, łącząc się z innymi zespołami. Wojska desantowe przewieźć miało pięć transportowców, w tym polskie „Batory” i „Chrobry”. 13 kwietnia do konwoju dołączył zespół eskortowy wiceadm. Geoffreya Laytona, który miał do dyspozycji lekkie krążowniki „Manchester” i „Birmingham” oraz kilka niszczycieli. Grupa ta skierowała się do Harstad, bazy leżącej na północ od Narviku. 12 kwietnia z Rosyth ruszył inny konwój z krążownikiem „Aurora” w składzie. Wtedy u wybrzeży Skandynawii operowały już okręty Royal Navy. W czasie podróży do Narviku pierwszej z grup Najwyższa Rada Wojenna zmieniła nieco plany, nakazując lądowanie części żołnierzy w Namsos, na północ od Trondheim. Adm. Forbes postanowił całość sił oddać do osłony pancernik „Valiant”, krążownik „Cairo” oraz kilka niszczycieli. Teraz do Narviku płynęły transportowce „Empress of Australia” i „Chrobry”, pancernik „Valiant” oraz 9 niszczycieli. Do Namsos skierowano 3 transportowce, w tym „Batory”, krążowniki „Manchester”, „Birmingham” i „Cairo” oraz 3 niszczyciele. 16 kwietnia do portu Namsos weszły niszczyciele alianckie, przywożąc pierwszych żołnierzy. Szybko wyładowano oddziały, których liczba wyniosła 2500 ludzi z francuskiego pułku strzelców alpejskich i 2000 ludzi z angielskiej brygady terytorialnej pod dowództwem gen. Cartona de Wiarta. Dwa dni później w Andelsnes (250 km na południe od Trondheim) desantowały wojska 148. i 95. brygady piechoty gen. B.C.T. Pageta. Plan był prosty – kleszczowe uderzenie na największy w tym rejonie port. Alianci nie odnieśli jednak na tym odcinku sukcesu. Już 24 kwietnia pod Lillehammer niemieckie wojska zaatakowały Brytyjczyków i zmusiły ich do odwrotu. Do 1 maja alianci oddali utrzymane z trudem przez Norwegów Dombas. Teraz siły gen. Engelbrechta ruszyły przeciw wojskom nacierającym z Namsos. 163. dywizja szybko rozprawiła się z anglo-francuskim oddziałem. Alianci rozpoczęli ewakuację z tej części Norwegii. 4 maja, kosztem dwóch niszczycieli, wysłane wojsko opuściło Skandynawię. Nieco dłużej trwał bój pod Narvikiem.
15 kwietnia na wyspie Hinnöya lądowały pierwsze anglo-francuskie oddziały. Norwegowie z 6. dywizji piechoty gen. Fleischera ponownie zaczęli wierzyć w możliwość zwycięstwa. Faktycznie, zanosiło się na pierwszy sukces sił sprzymierzonych w Skandynawii. 24 kwietnia udało się zatrzymać marsz gen. Dietla w pobliżu miejscowości Laphaugen. W następnych dniach 6. dywizja nadal nacierała w kierunku Laphaugen. Wkrótce dołączyły do niej oddziały polskie i francuskie, które właśnie przybyły do Narviku. 23 kwietnia na odsiecz Norwegom odpłynęło 4778 Polaków zaokrętowanych w Breście. Wyruszyli oni tuż po północy. Tymczasem w Narviku wydarzenia następowały bardzo szybko. Gen. Dietl szybko opanował miasto, a w jego ręce dostały się zapasy żywności i amunicji, które umożliwiały Niemcom przetrwanie w trudnym terenie. Dowódca garnizonu miasta poddał się praktycznie bez walki. Norwegowie, z lekkim opóźnieniem, w końcu przeszli do kontrofensywy. Z kolei 7 maja do Norwegii, na wyspę Harstad, przybyły polskie posiłki. Polacy stanowili w tym czasie blisko 1/3 całości sił alianckich zgromadzonych w tym rejonie i weszli w skład 1. lekkiej dywizji strzelców dowodzonej przez gen. Bethouarta. Wartość bojowa Północno-Zachodniego Korpusu Ekspedycyjnego (w którego skład wchodziła 1. lekka dywizja strzelców) równała się sile dwunastu batalionów piechoty. Cztery z nich stanowili Polacy, pozostałe Walijczycy, żołnierze Legii Cudzoziemskiej i na ostatnie trzy składały się bataliony alpejskie. 10 maja Niemcy zaatakowali Francję, rozpoczynając kolejną wielką kampanię. Znaczyło to praktycznie zawieszenie działań w Norwegii, która od tej pory stała się dla aliantów mniej znaczącym frontem. Wiązało się to oczywiście ze wstrzymaniem dostaw dla walczących pod Narvikiem żołnierzy sił sprzymierzonych. Mimo to nadal trwały walki, zakończone zdobyciem Bjerkvik w dniu 12 maja. Teraz gen. Bethouart, który wiedział już o planach wycofania zgrupowania do Wielkiej Brytanii, postanowił zdobyć Narvik. Początek operacji wyznaczono na noc z 27 na 28 maja i zaangażowano do niej większość pozostałych w tym rejonie jednostek. Ostatecznie 28 maja opanowano miasto. Sukces ten nie był jednak długotrwały, ponieważ zaplanowano już akcję ewakuacyjną sił sprzymierzonych ze Skandynawii. Norwegów poinformowano o niej dopiero 1 czerwca, co wywołało zdziwienie obrońców, dla których zdumiewającym było wycofywanie się w chwili tryumfu. 2 czerwca w ścisłej tajemnicy rozpoczęto ewakuację zgrupowania. Polacy odpływali jako jedni z ostatnich. 8 czerwca patrole wojsk gen. Dietla wkroczyły do Narviku. O 23.00 dowódca nadał do Berlina depeszę: „Nieprzyjaciel cofa się na całym froncie”. Wkrótce potem dodał jeszcze: „Narvik odebrany”. Tak naprawdę aliantów nie było tam od dwóch dni, a w mieście pozostały słabiutkie jednostki norweskie oraz kukły umieszczone tam w celu dezinformacji przeciwnika. Ostatni bastion obrony aliantów w Norwegii przestał istnieć w dniach 9-10 czerwca, kiedy to skapitulowali Norwegowie. Wraz z Brytyjczykami Skandynawię opuścił król norweski Haakon VII wraz z rodziną, rządem i wyższym dowództwem, który ewakuował się do Wielkiej Brytanii na pokładzie krążownika „Southampton”. Za cenę 5296 tys. zabitych, rannych i zaginionych, 3 zatopionych krążowników, 11 niszczycieli i 6 okrętów podwodnych oraz 31 mniejszych jednostek pływających, a także 242 samolotów Hitler stał się panem kolejnego kraju – Norwegii. Niedługo miał sięgnąć po inne europejskie państwa, do tej pory nieokupowane. Kampania norweska kosztowała aliantów 3734 żołnierzy różnych nacji. Straty zanotowało także lotnictwo (50 zniszczonych maszyn) oraz marynarka, którą Niemcy pozbawili lotniskowca, 2 krążowników, 10 niszczycieli, 6 okrętów podwodnych oraz kilku innych jednostek innego typu. Ale tryumfy Wehrmachtu i Luftwaffe nie mogły trwać wiecznie, o czym już niedługo boleśnie przekonali się Niemcy, obserwując bitwę o Wielkę Brytanię.
Fotografia tytułowa: żołnierze Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich płyną łodzią rybacką z zaopatrzeniem z portu Harstad w Norwegii 14 maja 1940 roku (Wikimedia/IWM, domena publiczna).