„Wielka ucieczka”

Rok premiery – 1963

Czas trwania – 170 minut

Reżyseria – John Sturges

Scenariusz – W.R. Burnett, James Clavell

Zdjęcia – Daniel Fapp

Muzyka – Elmer Bernstein

Tematyka – perypetie alianckich oficerów szykujących się do ucieczki z niemieckiego obozu jenieckiego.

Wśród klasyków wojennego kina na plan pierwszy wysuwają się dzieła światowej kinematografii nakręcone jeszcze w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ich wymowa jest ponadczasowa i nieustannie fascynują widzów, dla których obrazy takie jak „Midway” czy „Najdłuższy dzień” stanowią filmową świętość. Zekranizowana historia II wojny światowej to nie tylko doskonała lekcja (choć często z mocno naciąganymi faktami), ale i fantastyczna rozrywka. To także pierwowzór tego, jak należy mówić o wojnie, by fascynować odbiorców. W dobie efektów specjalnych i nowoczesnych rozwiązań reżyserskich stare dzieła spychane są na dalszy tor. Nie ulega jednak wątpliwości, iż liczne rzesze zwolenników starego dobrego kina nie pozwolą zapomnieć o kinematograficznym dziedzictwie.

Jest rok 1944. II wojna światowa trwa w najlepsze, choć wszyscy z nadzieją wypatrują jej końca. Rozmieszczeni w licznych obozach jenieckich brytyjscy piloci organizują doskonale funkcjonującą siatkę, której głównym założeniem są wystąpienia przeciwko Niemcom. Cyklicznie organizowane przedsięwzięcia w postaci ucieczek najczęściej kończą się fiaskiem. Tylko nielicznym udaje się odzyskać wolność. Do Stalagu Luft III nieopodal Żagania przybywa Roger Bushell, który szybko mobilizuje kolegów i staje na czele prężnego ruchu oporu. Zaczyna przygotowania do wielkiej ucieczki, w której wziąć ma udział ponad 600 alianckich lotników. Chociaż teren, starannie wybrany przez Niemców, nie sprzyja tego typu przedsięwzięciom, z zapałem rozpoczynają kopanie trzech równoległych tuneli. W nocy z 23 na 24 lutego 1944 roku więźniowie wchodzą do jedynego tunelu, który zapewniał przynajmniej częściowe powodzenia akcji. Niestety, niemieccy wartownicy szybko zorientowali się w sytuacji. W konsekwencji tylko trzech uciekinierów zdołało się wydostać z obozu. Reszta została pojmana, z czego blisko 50 rozstrzelano. Tak, w wielkim skrócie, wyglądała historia „wielkiej ucieczki”, która stała się podstawą scenariusza filmu nakręconego w 1963 roku przez Johna Sturgesa.

Streściliśmy zatem, przynajmniej częściowo, fabułę obrazu. Nie spodziewajmy się jednak czystej prawdy historycznej bez naleciałości stricte filmowej fantazji. Wydaje się jednak, iż historia sama w sobie była na tyle ciekawa, iż kolejne urozmaicenia były po prostu zbędne. Widzowie i tak w napięciu czekać będą końca, obserwując staranne przygotowania, obozową rzeczywistość i pęd ku wolności. Warto zwrócić uwagę na drugi z wymienionych elementów. Polacy oceniają niemieckie obozy przez pryzmat kompleksu Auschwitz-Birkenau i tragicznych wydarzeń, jakie dotknęły ludność podbitych przez Niemców terytoriów. Tymczasem Luft III to miejsce, w którym żyje się zupełnie inaczej. Administrowany przez Luftwaffe obóz wydaje się być rajem w porównaniu do tego, co serwowano ludności żydowskiej eksterminowanej przez nazistów. Sielanka jest tylko pozorna, choć życie lotników alianckich odmalowano w dość optymistycznych barwach. Wrażenia dopełniać może poczucie humoru wplecione w kolejne dialogi. Dramat wojenny zostaje zaprezentowany z nieco innej perspektywy, a życie w obozie nagle nabiera nowych znaczeń. Kompozycja skryptów sprawia, iż z zapartym tchem wsłuchujemy się w burzliwe narady i zabawne wymiany zdań. Humor sytuacyjny jest mocną stroną filmu, przy czym podkreślić należy, iż duża w tym zasługa doskonałej obsady aktorskiej. Sturges zgromadził przed kamerą plejadę ówczesnych gwiazd. U boku Steve’a McQueena pojawili się chociażby Charles Bronson, Richard Attenborough czy James Garner. Doborowa obsada i świetne wykonanie. Po tylu latach wciąż zachwyca kunszt i rzemiosło możnych tamtego świata filmu. Moim ulubieńcem jest Steve McQueen, ale przy takim bogactwie wyboru każdy z widzów z pewnością obstawi własnego faworyta. Nie ukrywam, iż spore wrażenie zrobiły na mnie jego (a może i nie jego) popisy w jeździe na motocyklu. Było efektownie i trzeba przyznać, iż sceny tego typu dodają smaczku każdej produkcji.

Obok znakomitej fabuły i gry aktorskiej na najwyższym poziomie na wyróżnienie zasługuje ścieżka dźwiękowa. Muzyka pojawia się w momentach, w których chcielibyśmy ją słyszeć. Nie brakuje patosu, ale i lekkich, pozytywnych melodii oddających klimat filmu. Na pewno zapada w pamięć – aż chce się to wesoło gwizdać po każdej kolejnej scenie, w której pojawiają się charakterystyczne motywy dźwiękowe. Duża w tym zasługa Elmera Bersteina, który odpowiadał za ścieżkę do „Wielkiej ucieczki”. Odpowiednie dopasowanie linii melodycznej do kolejnych scen wzmacnia wrażenia zmysłowe, podkreślając wyrazistość niektórych ujęć.

Nie ulega wątpliwości, iż „Wielka ucieczka” to dzisiaj film kultowy. Jego kilkudziesięcioletnia historia to przede wszystkim kolejne pokolenia widzów, którzy nieustannie zachwycają się ponadczasowością kinematograficznego dzieła. Doborowa obsada aktorska i bardzo dobre wykorzystanie świetnego scenariusza okraszone dodatkowymi elementami filmowego rzemiosła stojącymi na wysokim poziomie, sprawiają, iż film po prostu chce się oglądać, a wrażenia z seansu są niezmiennie takie same – to po prostu ekstraklasa kina wojennego.

Ocena: