„Upadek”

Rok premiery – 2004

Czas trwania – 160 minut

Reżyseria – Oliver Hirschbiegel

Scenariusz – Bernd Eichinger

Zdjęcia – Reiner Klausmann

Muzyka – Stephan Zacharias

Tematyka – opowieść o ostatnich dniach Adolfa Hitlera zawiadującego III Rzeszą z berlińskiego bunkra.

Koniec III Rzeszy to historia nie tyle szczęśliwa, nawet z perspektywy aliantów, co tragiczna. Upadek wielkich tamtego świata był wybawieniem dla ludzkości umęczonej trudami II wojny światowej, jednocześnie zmuszając do smutnej refleksji – jak cenne jest życie jednego człowieka, czy zbrodniarz wojenny nadal jest człowiekiem? Po zakończeniu działań zbrojnych rozpoczął się trudny okres rozliczeń z przeszłością. Byli dygnitarze niemieccy, którzy do niedawna trzęśli światem, nagle stali się bezbronni, pozbawieni armii i wielomilionowej rzeszy wyznawców nazizmu. Dzieje Benito Mussoliniego i Adolfa Hitlera ukazały tragedię życia – choć dziś jesteś bogiem, jutro możesz stać się nikim.

Stąd też obok „Upadku” nie można przejść obojętnie. Nastrój budowany jest od pierwszych minut filmu. Reżyser obrazu, Oliver Hirschbiegel, umiejętnie wykorzystuje potencjał scenariusza stworzonego przez Bernda Eichingera, który w znakomity sposób przełożył rzeczywistość historyczną na świat filmu. Obraz jest przede wszystkim dramatem. Jak się okazuje, dramatem człowieka i narodu. Wrażeń dopełniają efekty dźwiękowe, wśród których na plan pierwszy wysuwa muzyka skomponowana przez Stephana Zahariasa. Tworzy odpowiedni nastrój, który komponuje się z kolejnymi scenami przewijającymi się na ekranie.

Skoro już jesteśmy przy wydawaniu dźwięków, twórcy filmu umiejętnie grają na emocjach widzów, którzy w pewnych momentach mogą zacząć odczuwać sympatię dla głównego bohatera. Zmęczony, schorowany człowiek stojący na skraju militarnego bankructwa. W umiejętny sposób zmanipulowano widzami, pokazując im trzęsące się ręce i zniedołężniałego starca. Ostatnim krokiem nad przepaścią był pojedynczy strzał, który zakończył życie jednego z największych tyranów w dziejach ludzkości. I cóż z tego. Chociaż wiemy, że działania Hitlera i jego pomagierów doprowadziły do śmierci wielu milionów ludzi, dostrzegamy jego ludzkie oblicze, naturę człowieka. Wielka w tym zasługa znakomitej kreacji Bruno Ganza, który tak udanie wcielił się w rolę Adolfa Hitlera, odpowiednio wykorzystując emocjonalny potencjał drzemiący w odgrywanej postaci. Jego bohater to człowiek wyrazisty, choć wyniszczony, znienawidzony, choć kochany, emanujący charyzmą, choć przegrany. Kilkanaście dni wyrwanych z życia dyktatora to niekoniecznie dni najważniejsze w jego wojskowej karierze. Można powiedzieć, iż w kwietniu 1945 roku wszystko było już rozstrzygnięte. Poznajemy zatem Hitlera jako człowieka, przyglądając się niezwykłej charakterystyce postaci. Ganz wykonał kawał niesamowitej roboty, choć nie on jeden powinien zostać wyróżniony. Warto odnotować role Corinny Harfouch i Ulricha Mathesa, którzy wcielili się w małżeństwo Goebbelsów. Losy tej rodziny wydają się być jeszcze bardziej tragiczne niż samego Hitlera – upadek Magdy i Josepha pociągnął za nimi szóstkę niewinnych dzieci. To musi przemawiać do wyobraźni.

Warto podkreślić, iż filmowa wizja końca III Rzeszy to także ciekawe dzieło historyczne, ukazujące nam losy Niemiec u schyłku II wojny światowej. Bitwa o władzę i przejęcie schedy po Hitlerze, knowania i gorączkowe przygotowania albo do budowania defensywy, albo do ratowania własnej skóry. Mamy okazję obserwować wybuchu gniewu Hitlera, który nie może się pogodzić z porażką. Napady agresji wyładowywanej na podkomendnych przywracają mu poczucie dawnej władzy. Autentyzmu scenom dodaje stosowanie języka niemieckiego – film został stworzono w kooperacji austriacko-niemiecko-włoskiej, co oczywiście wpłynęło na aspekt lingwistyczny. W efekcie całość brzmi bardziej naturalnie. Nie mogę sobie wyobrazić oglądania Adolfa Hitlera używającego języka angielskiego, z, nie daj Boże, amerykańskim akcentem. Już ten fakt mógłby zepsuć przyjemność oglądania. Obraz Olivera Hirschbiegela już na wstępie zyskuje sobie przewagę nad produkcjami zachodnimi.

Jest jednak, przede wszystkim, cenną lekcją historii. Na dwóch płaszczyznach. Po jednej stronie otrzymujemy świetny zapis ostatnich dni w bunkrze Hitlera oraz ciekawą perspektywę upadku wodza i armii niemieckiej. Z drugiej strony mamy do czynienia z lekcją moralności w wojennym wydaniu. Kinematografia często przekazuje pożądane wartości. Twórcy „Upadku” nie decydują się na autorytarne rozstrzyganie kwestii odwołujących się do aspektów ludzkiego sumienia, ukazują jednak wizję tego, jak wyglądał świat Adolfa Hitlera i jemu podobnych. Co więcej, robią to w niezwykłym stylu, którego wielu widzów nie spodziewało się po niemieckiej produkcji. Kino zaserwowane przez Hirschbiegela to grubo ponad dwie godziny niezwykłych emocji, napięcia i wyrafinowanych, choć niezwykle cennych wrażeń artystycznych. Nie można się temu dziwić, to przecież doskonałe połączenie kinowego rozmachu z teatralną ekspresją.

Ocena: