„Dzieci Ireny Sendlerowej”

Rok premiery – 2009

Czas trwania – 95 minut

Reżyseria – John Kent Harrison

Scenariusz – John Kent Harrison

Zdjęcia – Jerzy Zieliński

Muzyka – Jan Kaczmarek

Tematyka – historia niezwykłego poświęcenia w okresie niemieckiej okupacji – kobieta ratująca żydowskie dzieci przed śmiercią z rąk nazistów.

Analizując historię II wojny światowej, często zachwycamy się spektakularnymi operacjami, kunsztem dowódczym wojskowych i kolejnymi bataliami, dzięki którym okres ten stał się jednym z najciekawszym dla miłośników dziejów przeszłości. Zapominamy jednak o tym, co w tym przypadku powinno wysuwać się na plan pierwszy, będąc najcenniejszą lekcją. Wojna to nie tylko chlubne czyny i żołnierze umierający za ojczyznę ze śpiewem na ustach. To także niezwykłe cierpienie zwykłych ludzi, którzy muszą się zmierzyć z okrucieństwem międzynarodowego konfliktu, dramatem okupacji, obserwując na co dzień śmierć, która dosięgnąć może każdego. Szczególnie tragiczne wydają się być losy tych, którzy nie mają możliwości skutecznej obrony. Bo przecież wojna to nie strzelanina dużych mężczyzn spragnionych wrażeń, ale i cierpienie tych najmniejszych.

Irena Sendlerowa, członkini Polskiego Podziemia, uhonorowana tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, to postać nietuzinkowa pod wieloma względami. W 1942 roku objęła kierownictwo nad jedną z komórek żydowskiej organizacji podziemnej Żegota, w której zajmowała się kwestiami dziecięcymi. Dzięki odwadze, niezwykłemu hartowi ducha udało jej się uratować około 2500 dzieci przebywających głównie na terenie warszawskiego getta, które następnie umieszczano w sierocińcach i zakładach opieki, co uchroniło je przed pewną śmiercią z rąk niemieckiego okupanta. W 1943 roku została aresztowana przez Gestapo, ale dzięki wstawiennictwu przyjaciół-konspiratorów, którym udało się przekupić niemieckich funkcjonariuszy, wyszła na wolność i kontynuowała niebezpieczną misję. Także po wojnie udzielała się społecznie, swym życiem wskazując właściwą ścieżkę wielu ludziom zaangażowanym w pomoc bliźnim. Zmarła w 2008 roku, zostawiając po sobie niezwykłą spuściznę oraz wspaniałą historię, która posłużyła najpierw za podstawę książki „Matka dzieci Holocaustu” autorstwa Anny Mieszkowskiej oraz za scenariusz filmu „Dzieci Ireny Sendlerowej” nakręconego w 2009 roku. John Kent Harrison, który podjął się reżyserii obrazu był także współautorem filmowej adaptacji książki Mieszkowskiej. Film wyprodukowali głównie Amerykanie przy aktywnej współpracy ze stroną polską, co dostrzegalne jest także w obsadzie. Podkreślić jednak trzeba, iż tylko w Polsce film reklamowany był na większą skalę, podobnie było z seansami. Sęk w tym, że całość nie była obliczona na pozyskanie krytyki i publiczności, a sprzedanie lekcji historii. W efekcie do kin poszli uczniowie i miłośnicy historii, a przeciętny kinoman ominął produkcję szerokim łukiem, nie spodziewając się kina na przyzwoitym poziomie.

Harrison zdecydował się na stworzenie pogadanki umoralniającej, która dość ciekawą historię pokazuje z mało wyrafinowanej strony. Brakuje emocji i artystycznych wrażeń, których wartości nie może podnieść patetyczne zadęcie i wzniosła muzyka. Oprawa dźwiękowa nie jest w stanie uratować mdłych scen, które jednak prezentują propolską wizję historii. Mamy zatem szereg bohaterów i złych Niemców, dzięki którym kontrast staje się wyraźny – są dwie strony barykady, a my i Żydzi jesteśmy po tej lepszej. Biorąc pod uwagę, że nie mamy do czynienia z poważną produkcją, takie uproszczenie rzeczywistości i pójście na łatwiznę jest oczywistym wybiegiem w stronę przeciętnego widza, który „Dzieci Ireny Sendlerowej” oglądnie dla patriotycznego uniesienia i przyjemności z obcowania z prawdziwą bohaterką II wojny światowej. Zadania nie ułatwia mu odtwórczyni głównej roli, Anna Paquin, która nie wykazuje się specjalnymi umiejętnościami aktorskimi, choć przecież to laureatka prestiżowego Oscara za drugoplanową rolę w „Fortepianie”. Całe szczęście, że jest piękną kobietą, dzięki czemu patrzy się na nią z większą przyjemnością. Muzyka Jana Kaczmarka podnosi wrażenia artystyczne, ale za dużo w niej nostalgii i melancholii. Nastrój zadumy towarzyszy nam niemal przez cały czas. Nie mówię, iż „Dzieci Ireny Sendlerowej” powinny być zrobione jak tania sensacji, ale przecież oryginalny wątek można było przedstawić nieco bardziej efektownie.

Cieszę się, iż film o Sendlerowej znalazł sobie miejsce w kinematograficznej rzeczywistości. Bohaterska działaczka zasłużyła na upamiętnienie. Winni jesteśmy jej podziękowania za niezwykły wysiłek w okresie II wojny światowej i prace kontynuowane po zakończeniu działań zbrojnych. Jak się jednak okazuje, kino zaproponowane nam przez Harrisona nie jest najlepszą formą hołdu złożonego Sendlerowej. Jego film to mało oryginalna mieszanina nudnawej lekcji historii z nostalgiczną opowieścią o wojnie i poświęceniu. Mimo iż miał do dyspozycji niezwykły scenariusz, napisany głównie przez życie, nie poradził sobie z trudnym tematem. Niestety, wykorzystując historię Ireny Sendlerowej zamknął drzwi innym twórcom, którzy być może zrobiliby to lepiej.

Ocena: