Powstanie Warszawskie z punktu widzenia Kazimierza Leskiego

radzieccy pancerniacy podczas ćwiczeń z czołgami T-34 na froncie wschodnim w 1942 roku. Wikimedia, domena publiczna.

Przed rozpoczęciem Powstania Warszawskiego, w lipcu 1944 roku Polacy obserwowali działania zbrojne toczone na przedpolach Warszawy. Dzięki sprawnie działającemu wywiadowi Armii Krajowej mieli świadomość, że Armia Czerwona uderzała już na stanowiska niemieckie w rejonie polskiej stolicy. Miało to znaczny wpływ na decyzję o rozpoczęciu powstania, i to z co najmniej dwóch powodów. Była to ostatnia szansa na rozpoczęcie walk zanim Warszawę wyzwolą Sowieci. Ponadto – z czysto wojskowego punktu widzenia – zakładano, że Armia Czerwona przyjdzie z pomocą walczącej Warszawie.

Zwrócił na to uwagę Kazimierz Leski w swoich wspomnieniach pt. „Życie niewłaściwie urozmaicone”. Zacytował wymowną relację Józefa Romana Bączkowskiego, ps. „Ziuk”, oficera wywiadu Komendy Głównej Armii Krajowej, mieszkającego ówcześnie w Radości na linii otwockiej. Tego typu relacje rzucają nieco więcej światła na kulisy podjęcia decyzji o rozpoczęciu powstania:

„W niedzielę rano nie było już żadnych wątpliwości […]. Około godziny 10, gdy byliśmy przy śniadaniu, wdarł się nowy i narastający na sile warkot. Wybiegliśmy na ulicę. W odległości około 100 metrów od nas, u wylotu ulicy w kierunku na Międzylesie, zatrzymał się radziecki czołg. Podbiegliśmy do niego. Zobaczyliśmy w głębi Radości długą kolumnę. Na wierzchu czołgu, podobnie jak i następnych, siedzieli czerwonoarmiści. Z czołgu zszedł do nas oficer w stopniu majora. Otoczyliśmy go. Odpowiadaliśmy na pytania o nieprzyjacielu. Informowaliśmy, że ani w Radości, ani w Międzylesiu zorganizowanej linii oporu nie ma, że aż do Warszawy nie ma większych sił niemieckich. Major z wielkim żalem pytał, gdzie są nasi partyzanci i dlaczego nie pomagają, oni mają przecież rozkaz Stalina dziś jeszcze zająć Warszawę.

Po chwili kolumna ruszyła w kierunku Międzylesia. Z nawyku zacząłem liczyć czołgi. Było ich około 50. Orientowaliśmy się, a było nas przecież i uczestniczyło w rozmowie czterech oficerów artylerii różnych stopni, że kolumna pancerna, która minęła nas przed chwilą, stanowiła jedynie ubezpieczenie boczne, że siły główne nacierającej armii znajdują się na wschód od nas, tam skąd słychać walkę. Byliśmy więc oswobodzeni! […]

Jednak moje władze przełożone znajdowały się w Warszawie. […] Pożegnałem więc swoich najbliższych i wspólnie z bratem «Krzesławem» oraz «Bogumiłem» wyruszyliśmy w drogę. Idąc wzdłuż toru kolejowego teraz dopiero zobaczyliśmy stan jego zniszczenia. Pierwszych Niemców w sile około plutonu z działkiem ppanc. spotkaliśmy w rejonie przejazdu kolejowego w Międzylesiu. Zajmowali stanowiska. Działko otworzyło ogień w kierunku lasu, do którego kierowały się radzieckie czołgi z Radości. Po jednym ze strzałów widziałem kłęby czarnego dymu unoszące się z lasu. Zrozumiałem, że któryś z czołgów został trafiony. Następnych Niemców zobaczyliśmy dopiero na Grochowie. Było tam sześć czołgów typu «Tygrys», stojących na szosie wylotowej z Warszawy. Widziałem grupę oficerów, wśród nich generała”.

Następnie Leski zanotował własne spostrzeżenia, zgodne jednak z opinią innych oficerów wywiadu AK z którymi współpracował:

„Wszystko to łącznie złożyło się na wytworzenie nastroju niespotykanego, zupełnie wyjątkowego. Przez pięć prawie lat działające hamulce przytłoczenia i ostrożności puściły. Warszawa chciała powstania! Ogień artylerii radzieckiej słychać było z bliska. Nad miastem krążyły radzieckie samoloty. Przeciwlotniczej obrony niemieckiej ani myśliwców jakby nie było. Czy należało jeszcze czekać? Co trzeźwiejsi i lepiej poinformowani o przebiegu i wynikach współpracy oddziałów Armii Krajowej z Armią Czerwoną wkraczającą na Wołyń, do Lwowa, Wilna i innych ośrodków na przedwojennych wschodnich terenach Polski, nie byli optymistami. Powszechnie wierzono jednak, że nawet w przypadku przejściowego zatrzymania się ofensywy radzieckiej, Armia Czerwona przyjdzie z pomocą walczącemu miastu. Przecież Warszawa walcząca przeciw Niemcom stawała się niejako automatycznie przyczółkiem mostowym dla tej Armii znajdującej się już na przedpolach miasta, przyczółkiem powstałym ‘z niczego’, którego nie trzeba było zdobywać. Nieprawdopodobne wydawało się też, aby walczące miasto mogło w tych warunkach zostać pozostawione bez pomocy.”

O tej opinii warto pamiętać – wskazuje ona, że z czysto wojskowego punktu widzenia decyzja o wybuchu Powstania Warszawskiego wydawała się jak najbardziej uzasadniona. Dziś dysponujemy zupełnie inną wiedzą, mam szeroki ogląd wydarzeń i motywacji politycznych władz ZSRR. Założenie, że Sowieci przyjdą z pomocą powstańcom rozmijało się z rzeczywistością. Tyle że Leski, kierujący się czysto wojskowymi przesłankami, nie mógł tego wiedzieć. Podobnie jak i jego koledzy z konspiracji i władze powstańcze. Stalin nie musiał kierować się wojskową strategią. Mógł opierać swoje decyzje na czynnikach politycznych. Nie obchodziła go doskonała okazja do szybkiego zajęcia polskiej stolicy – chciał z kolei pozbyć się, rękami Niemców, kłopotliwych dla niego żołnierzy Armii Krajowej. A może właśnie to świadczyło o strategicznym zmyśle dyktatora, a decyzja o niepomaganiu wykrwawiającym się Polakom była pochodną chłodnej politycznej i militarnej kalkulacji?

Fotografia: radzieccy pancerniacy podczas ćwiczeń z czołgami T-34 na froncie wschodnim w 1942 roku. Wikimedia, domena publiczna.

Marek Korczyk