Motti – piekło sowieckich żołnierzy

Kiedy w listopadzie 1939 roku Armia Czerwona przystąpiła do ofensywy przeciwko niewielkiej – zarówno pod względem liczebności, jak i wyposażenia – armii fińskiej, sowieccy dowódcy nie spodziewali się zapewne, że przyjdzie im walczyć grubo ponad trzy miesiące. Co więcej, nie mogli mieć pojęcia, że Wojna Zimowa stanie się prawdziwym piekłem dla dziesiątek tysięcy ich żołnierzy. Finowie nie tylko nie zamierzali skapitulować, ale ostro postawili się przeważającemu wrogowi.

Na wielu odcinkach frontu przeszli do udanej kontrofensywy, zamykając w okrążeniu liczne dywizje Armii Czerwonej. Utworzone w ten sposób kotły – nazywane przez finów motti – okazały się być prawdziwie śmiertelną pułapką dla zgromadzonych wewnątrz żołnierzy. Czerwonoarmistów dziesiątkowały zimno i głód, a poczucia beznadziei dopełniali fińscy snajperzy, którzy bezlitośnie polowali na skoncentrowanych wewnątrz motti nieprzyjacielskich oficerów. Strzelcy wyborowi mieli ułatwione zadanie i swobodnie wybierali kolejne ofiary. Gdy tylko sowiecki żołnierz nieopatrznie zbliżył się do ogniska, był likwidowany z zaskoczenia. Zamknięci w kotłach przeżywali załamania nerwowe, a dowództwo nie było sobie w stanie poradzić z ukrywającymi się w okolicznych lasach snajperami.

Fińska armia doprowadziła taktykę motti do perfekcji. Mimo mniejszej liczebności oddziałów, Finom regularnie udawało się tworzenie odizolowanych punktów – rozdzielali sowieckie linie, a następnie konsekwentnie likwidowali grupy żołnierzy Armii Czerwonej zamkniętych w kotłach. Co ciekawe, etymologia określenia „motti” wywodzi się od nomenklatury stosowanej przez fińskich drwali, którzy w czasie wycinki zostawiali kolejne sterty drewna (motti oznaczało metr sześcienny surowca), posuwając się dalej w las. Właśnie w lesie najlepiej sprawdzała się strategia podziału i izolacji. Podobno pierwszy raz terminu użyto w styczniu 1940 r. w IV Korpusie. Później miał się rozprzestrzenić na całą armię i wejść do wojskowego żargonu.

Finowie świetnie wykorzystywali warunki terenowe, wciągając wroga w kolejne zasadzki. Sowieci, zaangażowani próbami likwidacji działających na wskroś po partyzancku Finów, nie wiedzieli, iż w powstałe w ich zgrupowaniach wyrwy wchodzą fińskie oddziały. Gdy orientowali się w sytuacji, było już za późno.

Wróćmy jeszcze na moment do snajperów. Prawdziwym przekleństwem Armii Czerwonej stał się Simo Häyhä. W czasie Wojny Zimowej zastrzelił ponad 500 żołnierzy wroga. Dał się we znaki Sowietom do tego stopnia, że ci urządzili regularne polowanie na fińskiego strzelca. Nie udało się im jednak ani zabić, ani pochwycić Simo. Dopiero w marcu 1940 roku Fin został ciężko ranny po otrzymaniu trafienia w szczękę.

Zdjęcie tytułowe: żołnierze fińscy na froncie wojny zimowej 17 grudnia 1939 roku. Wikimedia, SA-kuva, CC-BY-4.0.