Henryk Dobrzański

Henryk Dobrzański (1897-1940) – major Wojska Polskiego, jeden z legendarnych żołnierzy walczących w kampanii wrześniowej, organizujący następnie Oddział Wydzielony Wojska Polskiego na terenie okupowanego kraju. Używał pseudonimu „Hubal”.

Urodził się 22 czerwca 1897 roku w Jaśle. Był synem Henryka Dobrzańskiego i Marii z Lubienieckich. Pochodził ze szlacheckiej rodziny legitymującej się herbem Leliwa. Rodzice młodego Henryka od najmłodszych lat wpajali mu miłość do ojczyzny. Tę wyssał jakby z mlekiem matki – jego dziadek był powstańcem styczniowym, pradziadek walczył w powstaniu listopadowym. Przodkowie Dobrzańskiego na przestrzeni wieków wykazywali się patriotyzmem. Nic zatem dziwnego, iż od najmłodszych lat Henryk przejawiał żywe zainteresowanie militariami i sztuką wojenną. W 1903 roku rozpoczął naukę w miejscowej Szkole Ludowej. Po jej ukończeniu kontynuował edukację w Krakowie w Szkole Realnej, którą ukończył 1914 roku zdaniem egzaminu dojrzałości. Od najmłodszych lat uczył się jeździć konno. Była to jego pasja, a zamiłowaniu poświęcał każdą wolną chwilę. Był dzieckiem żywym i aktywnym, co niejednokrotnie przyprawiało rodziców o zawrót głowy. Dość powiedzieć, iż w wieku ośmiu lat Henryk przeszedł wstrząs mózgu. Mirosław Derecki („Tropem majora Hubala”) opisuje to w następujący sposób: „Już jako ośmioletni chłopiec doznał wstrząsu mózgu po upadku z konia, którego zmusił do skoku przez jedną z krów pasących się na pastwisku”. Zwróćmy uwagę na niezwykłą fantazję i odwagę młodego człowieka, który nie tylko wykazał się sporą brawurową, jak i lekkomyślnością. W momencie wybuchu I wojny światowej młody Henryk prawdopodobnie przebywał na wakacjach u ciotki. Z miejsca postanowił zaciągnąć się do wojska, mimo młodego wieku. Został wyprawiony przez rodzinę i ruszył do Legionów Polskich. W maju 1915 roku służył w Kawalerii Sztabowej w Kowlu. Według innych źródeł Dobrzański zaciągnął się do Legionów w Krakowie, jednocześnie podrabiając dokumenty, w których musiał zafałszować młody wiek. Tak czy inaczej, w grudniu 1915 roku został przydzielono do 2. pułku ułanów. Siły oddziału zostały przeniesione do rezerwy. Musiał być zdolnym wojakiem, skoro dowództwo postanowiło wysłać go do Szkoły Podchorążych II Brygady. Edukacji w placówce nie rozpoczął. W początkach 1918 roku sytuacja polityczna w Legionach była niepewna. Bunt legionistów doprowadził do interwencji austriackiej. Polaków internowano. Dobrzański został ujęty 15 lutego 1918 roku i umieszczony w obozie w Saldabos. Szybko podjął decyzję o ucieczce, która zakończyła się sukcesem. Młody żołnierz postanowił przedostać się do kraju i dalej walczyć o wyzwolenie ojczyzny. W listopadzie 1918 roku Dobrzański zaciąga się do 2. pułku ułanów, z którym niegdyś przebywał szlak wojenny. Szybko awansuje, osiągając pod koniec roku stopień chorążego. Trudna sytuacja polityczna młodego kraju sprawiła, iż angażował się on w kolejne konflikty. Wszędzie tam był Dobrzański, który najpierw bił się o Lwów, a następnie dowodził plutonem podczas walk z Sowietami w wojnie 1920 roku. W listopadzie 1919 roku został awansowany do stopnia podporucznika. Podczas wojny polsko-bolszewickiej wykazał się hartem ducha i zaciętością. Dowództwo doceniało jego dotychczasowy wysiłek bojowy, honorując Krzyżem Walecznych, który uzyskuje kilkukrotnie. Otrzymuje również Krzyż Virtuti Militari V Klasy. W 1922 roku obejmuje dowodzenie nad 4. szwadronem i rozpoczyna naukę w Centralnej Szkole Kawalerii w Grudziądzu w stopniu rotmistrza. Następnie, oprócz rozwijania umiejętności militarnych, poświęca się karierze sportowej. Odnosi spore sukcesy w jeździectwie, reprezentując Polskę na międzynarodowych zawodach. W 1925 roku Polacy wygrywają prestiżowe zawody Pucharu Narodów. W czerwcu Polska przegrywa jedynie z Włochami, a Dobrzański otrzymuje wyróżnienie indywidualne. Miesiąc później podobny sukces w Aldershot. Łącznie Dobrzański zdobywa aż 21 nagród w różnych międzynarodowych turniejach. Był w składzie drużyny na Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie w 1928 roku. Nie zaniedbał jednak wojska. Dwa lata wcześniej został bowiem awansowany do stopnia majora (1 września 1926 roku). Otrzymał też stanowisko dowódcy szwadronu 18. Pułku Ułanów. Wydaje się jednak, iż w tym momencie jego kariera wojskowa zaczyna ostro hamować. Być może naraził się komuś „na górze”, bowiem jego rozwój został zastopowany, a już we wrześniu 1929 roku został karnie przeniesiony do 20. Pułku Ułanów w Rzeszowie, co miało związek ze ścięciem świeżo posadzonych drzewek ułańską szablą podczas jednej z konnych wypraw w grudziądzkim parku. Mimo kłopotów Dobrzański potrafił ułożyć sobie życie osobiste i 3 czerwca 1930 roku poślubił Zofię Zakrzeńską. Ślub odbył się w Krakowie. W dwa lata później urodziła się im córka Krystyna. Jak się okazało, było to jedyne dziecko pary. Dobrzański kiepsko znosił rozbrat z zawodowym sportem. Brak sukcesów odbił się na jego statusie w armii, a brak znajomości ludźmi „na stanowiskach” sprawiał, iż nie mógł on liczyć na protekcję. W 1934 roku został przeniesiony do Hrubieszowa, gdzie miał objąć stanowisko kwatermistrza 2. Pułku Strzelców Konnych. W dwa lata później zostaje skierowany do 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich w Wilnie. Akt przeniesienia był jawnym uderzeniem w majora, którego po prostu zepchnięto na dalszy plan do drugorzędnej placówki wojskowej. W okresie tym historycy dostrzegają niemal całkowity rozpad małżeństwa Dobrzańskich. Major zaangażował się zresztą w romans, którego szczegółowa historia wygląda dość mgliście. Jakby tego było mało, w 1938 roku pokazał, iż osiągnął stopień mistrzowski w przysparzaniu sobie kłopotów. Major miał dowodzić jednym z pułków podczas wielkich manewrów wojskowych. Sprawę potraktował na tyle serio, że przekreślił swoje szanse na awans. Warto przytoczyć relację Mirosława Dereckiego: „Ale major Dobrzański nie umiał się bawić. Gdy któregoś wieczora wojska ułożyły się do snu, postawił pułk na nogi, przeprawił się przez rzekę, obszedł nieprzyjaciela i wziął jego sztab do niewoli. Tego już było za wiele. Jeszcze raz okazał się oficerem 'nie na czasy pokojowe’. Oczywiście o awansie nie było mowy”. Niepowodzenia osobiste i wojskowe sprawiły, iż Dobrzański postanowił pożegnać się z wojskiem. Nie było tam dla niego odpowiedniego miejsca. W lipcu 1939 roku został przeniesiony do rezerwy w drodze postępowania rewizyjno-lekarskiego, jednak 1 września 1939 roku sytuacja zmieniła się diametralnie. Oto Henryk Dobrzański wreszcie mógł robić to, co umiał najlepiej – walczyć. Otrzymał przydział na stanowisko zastępcy 110. Pułku Ułanów, którym dowodził ppłk Jerzy Dąbrowski ps. „Łupaszka”. Siły te walczyły w składzie Rezerwowej Brygady Kawalerii „Wołkowysk”. Niestety, Dobrzańskiemu nie dano było posmakować walki. Jego oddział otrzymał rozkaz wyruszenia w stronę Wilna. Pojawił się wtedy pomysł marszu w kierunku Warszawy, gdzie sprawy przybierały niekorzystny obrót, a napór wojsk niemieckich tężał w każdym dniem. Zagrożona stolica mogła być ostatnim bastionem obrony wschodniej części kraju. Niestety, gdy 17 września Polskę zaatakowała Armia Czerwona, sprawa wydawała się być rozstrzygnięta. Siły Rezerwowej Brygady Kawalerii stopniowo rozpoczęły przebijanie się ku granicy litewskiej, po przekroczeniu której oddziały były rozwiązywane. Rozlatujące się pułki nie podejmowały walki, a niektórzy żołnierze otwarcie buntowali się przeciwko rozkazom złożenia broni. Także Dobrzański z niepokojem obserwował sytuację, sądząc, iż przynajmniej jego pułk podejmie się aktywnych zmagań z najeźdźcą. Wspólnie z ppłk Dąbrowskim postanowili przebijać się do Warszawy. Dopiero 28 września w Janowie koło Kolna gdy sytuacja wydawała się beznadziejna pułk został rozwiązany. Część żołnierzy odchodzi do domów, część zostaje przy walecznym majorze, który zapowiada kontynuowanie walki. Niezłożenie broni przez majora było aktem odwagi i gorliwości w wypełnianiu pierwszorzędnego obowiązku względem ojczyzny, jakim była jej obrona. Do sił majora dołączają żołnierze z sąsiedniego 102. pułku. Łącznie ponad sto osób, pod przewodnictwem Dobrzańskiego, rusza w kierunku Warszawy, lawirując pomiędzy niemieckimi oddziałami. Wreszcie docierają do majątku Krubki nieopodal stolicy w dniu 30 września. Wcześniej Warszawa kapituluje, nie mając szans na skuteczną obronę. Nazajutrz informacje o tym tragicznym wydarzeniu docierają do Dobrzańskiego. I tym razem dzielny major nie decyduje się na złożenie broni. Proponuje towarzyszom, by ruszali w dalszą drogę, może do granicy węgierskiej, skąd mogliby przedostać się na zachód i tam formować kolejne oddziały Wojska Polskiego, by kontynuować walkę u boku aliantów. 1 października pisze list do córki Krystyny, w którym czytamy, poznając inne, pełne uczuć i miłości, oblicze żołnierza: „[…] Tatuś zawsze o swojej najukochańszej Jedynaczce myślał bardzo i z całych swoich sił kocha i kochać będzie. Może Bozia da, że jeszcze danem mi będzie córeczkę osobiście ucałować, uściskać i do serca przytulić. Tatuś idzie w świat spełnić swój twardy, ale niemniej zaszczytny obowiązek wobec Ojczyzny. – Żegnam Ciebie, Krysiuniu, i Mamusię oraz błogosławię Was Obie i do serca serdecznie tulę. Zawsze Wasz – Henryk”. W pierwszych dniach października siły Dobrzańskiego przedostają się na Kielecczyznę, gdzie dochodzi do starcia z siłami niemieckimi. Niewielki oddział wroga zostaje wyniszczony, a major zdobywa sobie coraz większe uznanie wśród wędrujących z nim żołnierzy. Warto podkreślić, iż mieli oni wystarczającą ilość sprzętu do toczenia regularnych potyczek z Niemcami. Nieźle wyekwipowany oddział musiał jednak sporo natrudzić się, by przejść przez okupowany kraj. Mimo trudności „Hubal” bez trudów ciągnął kompanów na południe, a następnie na zachód. Prawdopodobnie podczas krótkiego postoju pod Bodzentynem dowódca podejmuje ważką decyzję o pozostaniu w kraju i kontynuowaniu walki partyzanckiej. Oddział kurczy się pod wpływem starć z siłami wroga, część żołnierzy odchodzi na własną rękę, nie widząc sensu w dalszym poświęcaniu się dla dobra rozbitego kraju przy niewielkich szansach powodzenia misji. Dobrzański ma jednak nową wizję prowadzenia działań i prezentuje ją żołnierzom. Prawdopodobnie liczył na szybkie uderzenie Wielkiej Brytanii i Francji, które umożliwiłoby skonstruowanie ewentualnego drugiego frontu na wschodzie. Pod koniec października siły majora liczą ledwie dziesięciu ludzi na koniach. Wydaje się, iż losy oddziału są przesądzony. W Zychach odbywa się narada z pozostałą dziesiątką, a miejscowa ludność żywiołowo reaguje na przejaw bezgranicznego poświęcenia dla sprawy, wspomagając żołnierzy żywnością i kwaterunkiem. Dobrzański rozpoczyna agitację wśród mieszkańców Kielecczyzny. Opracowuje plany powołania Okręgu Bojowego Kielce. Jednocześnie do oddziału napływają ochotnicy. Niestety, już w pierwszych dniach listopada część sił zostaje rozbita przez niespodziewaną akcję Niemców w rejonie miejscowości Cisownik. Siły okupanta szybko dowiedziały się o grasowaniu niesfornej grupki partyzantów, choć jej lokalizacja nastręczała sporo trudności, głównie ze względu na zaangażowanie ludności cywilnej, która za wszelką cenę starała się ochronić „małe wojsko” majora „Hubala”. Dobrzański udaje się do Kielc i Warszawy, gdzie spodziewa się rozmówić z przywódcami rosnącego w siłę ruchu konspiracyjnego. W stolicy spotyka się z gen. Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim, dowódcą Służby Zwycięstwu Polski, który wyraża zgodę na funkcjonowanie partyzantki w kieleckim. Oddział zaczyna się szybko przemieszczać oraz rosnąć w siłę. „Hubal” angażuje się również w budowanie siatki konspiracyjnej Polski Podziemnej na Kielecczyźnie. W lutym 1940 roku jego siły kwaterują w Gałkach Krzczonowskich. Warto w tym momencie powiedzieć kilka słów o Niemcach, którzy uparcie polowali na majora i jego żołnierzy. Okupacyjne rozporządzenia zabraniały jakiejkolwiek działalności niepodległościowej, nie mówiąc już o regularnym wojsku. Aktywne poszukiwania grupy Dobrzańskiego nie przynosiły skutków, wobec czego Niemcy uciekali się do brutalnych represji w stosunku do ludności cywilnej, którą, całkiem zresztą słusznie, podejrzewano o kontakty z „Hubalem” i ciche wspomaganie jego oddziału. W marcu 1940 roku siły Dobrzańskiego liczyły ponad trzystu ludzi i stale przybywali nowi ochotnicy. Stąd też interwencja Kwatery Głównej Związku Walki Zbrojnej, który zastąpił Służbę Zwycięstwu Polski. 13 marca do „Hubala” przybywa ppłk Leopold Okulicki, późniejszy dowódca Armii Krajowej, który nakazuje rozwiązanie oddziału, obawiając się represji względem ludności cywilnej oraz wyniszczenia oddziału nieprzygotowanego do boju z regularną armią niemiecką, której zagony w każdej chwili mogły przybyć w miejsce kwaterowania sił „Hubala”. Rozkaz dotknął bardzo silnie majora. Po raz kolejny odebrał rozrządzenie władz jako atak wymierzony w jego osobę. Można tylko zastanawiać się, na ile wyrachowane było postępowanie zwierzchników, czy faktycznie chcieli uderzyć w „Hubala”. Bardziej prawdopodobne jest jednak, iż oddział majora i jego działalność były po prostu niezgodne z założeniami planów ustalanych w Warszawie przez zwierzchnictwo Polskiego Podziemia. „Hubal” rozkaz zaakceptował, choć sam nie zamierzał złożyć broni. U jego boku pozostało około siedemdziesięciu żołnierzy, ale i ten stan liczbowy został szybko zwiększony. Wraz z nimi wyruszył w bój. 30 marca dochodzi do batalii z Niemcami pod Huciskiem. Nie są znane pewne straty obu stron. Hubalczycy notowali 2 zabitych i sześciu rannych, a relacje dotyczące strat Niemców są rozbieżne. Można jednak przyjąć, iż naliczono do 70 zabitych i 200 rannych. Oczywiście, dane strony niemieckiej minimalizują zwycięstwo Polaków, sprowadzając je do kilku zabitych i rannych. 1 kwietnia dochodzi do kolejnych starć, tym razem z siłami SS, które napierają na Hubalczyków w okolicach Szałasu i Samsonowa. Siły kawalerii i piechoty próbują się przebić. Wielu żołnierzy traci życie podczas całodniowej bitwy. „Hubal” kierował się w stronę Gór Świętokrzyskich. Za nim podążali żołnierze niemieccy, których naprędce ściągano w ten rejon. W tym samym czasie siły okupanta rozpoczęli krwawą zemstę na ludności cywilnej. Pacyfikują kolejne miejscowości, a największy wymiar ich zbrodnie przybierają w Hucisku i Skłobach, gdzie łącznie zginęło ponad trzystu ludzi. Do walki z „Hubalem” podciągnięto siły 372. dywizji piechoty Wehrmachtu, w której prym wiodły 650. i 651. pułki piechoty. 30 kwietnia siły Dobrzańskiego zostały zaskoczone w pobliżu Anielina. Niemcy bez trudu poradzili sobie z wątłym oddziałem, który dodatkowo nie miał informacji o zbliżającym się wrogu. Relacje dotyczące śmierci „Hubala” nie są pewne. Zginął zapewne od niemieckich kul, które zaczęły świstać wokół żołnierzy oddziału. Jego ciało zabrali niemieccy żołnierze. Zostało pochowane w nieznanym miejscu. Część jego towarzyszy podejmowała się jeszcze walki, jednak ich siły były wątłe i pozbawione sensu istnienia, który do tej pory stanowił upór Dobrzańskiego. Po śmierci majora odznaczono Krzyżem Złotym Orderu Wojennego Virtuti Militari.