Aleksy Dawidowski (1920-1943) – żołnierz Polskiego Podziemia, członek grup Małego Sabotażu, jeden z uczestników Akcji pod Arsenałem. Używał pseudonimów „Alek”, „Glizda”, „Kopernicki”. Jeden z bohaterów książki Aleksandra Kamińskiego pt. „Kamienie na szaniec”.
Urodził się 3 listopada 1920 roku w Drohobyczu. Pochodził z inteligenckiej rodziny o patriotycznych i niepodległościowych tradycjach. Jego ojciec Aleksy był inżynierem, podobnie jak matka, Janina Sagatowska. „Alek” szybko zaangażował się w działalność harcerską. Na stopie prywatnej przyjaźnił się z Janem Bytnarem ps. „Rudy” oraz Tadeuszem Zawadzkim ps. „Zośka”, z którym później współpracował w Polskim Podziemiu. Wraz z nimi uczęszczał też do warszawskiego gimnazjum im. Stefana Batorego, które ukończył w maju 1939 roku wraz z otrzymaniem świadectwa maturalnego. Uczniem był zdolnym, aczkolwiek nie przykładał się szczególnie do nauki. Świetnie radził sobie w sportach, przede wszystkim w kategoriach indywidualnych, co zdradzało naturę Dawidowskiego. Aleksander Kamiński odmalowuje jego portret w następujący sposób: „Był dryblasem. Wysoki, szczupły o niebieskich oczach i płowej czuprynie, ciągle się uśmiechał, mówił szybko, wymachiwał rękoma i przy byle okazji wpadał w zachwyt”. Stąd zapewne jego przezwisko „Glizda”, które odzwierciedlało aparycję „Alka”. Gdy idzie o karierę harcerską, służył w 23. Warszawskiej Drużynie Harcerskiej im. Bolesława Chrobrego. Bez reszty poświęcał się tej działalności, dał się poznać jako ambitny i pełen zapału młody człowiek pochłonięty zainteresowaniami i służbą. Po wybuchu II wojny światowej wymaszerował z Warszawy wraz ze swoim oddziałem. Już w październiku powrócił do stolicy za sprawą dowódcy grupy Leszka Domańskiego ps. „Zeus”, który prowadził drużynę „Buki”. Pod koniec 1939 roku „Alek” zaangażował się w funkcjonowanie organizacji PLAN i, podobnie jak „Zośka”, od 1940 roku służył jako łącznik w komórce więziennej Związku Walki Zbrojnej. Na początku 1941 roku wszedł w skład Szarych Szeregów Chorągwi Warszawskiej. Tutaj warto zacytować opinię dowódcy oddziałów Stanisława Broniewskiego ps. „Orsza”, który tak wspomina Dawidowskiego: „Alek Dawidowski, członek szaroszeregowego hufca „MG”, a w jego ramach członek organizacji „Wawer”, głęboko przeżywał wszystkie okupacyjne wydarzenia. Gdzieś na dnie serca tkwiła bolesna zadra – śmierć ojca z rąk niemieckich. Każda tragedia narodowa, każda łapanka, każda egzekucja rozrywała starą ranę. Młody, silny, wysoki, wysportowany chłopiec, pędzący w krótkich spodenkach na rowerze, miał jakiś smutek w oczach. Opalone dłonie nieraz zaciskały się mocno na rowerowej kierownicy, gdy przed oczyma mignął obraz niemieckiego bezprawia. Lecz nie zaciskały się bezsilnie. Alek walczył. Walczył i mimo żer dalecy jesteśmy od używania na kartkach słów przesadnych, słów pełnych patosu, trzeba jasno powiedzieć, że walczył po rycersku. Walczył, bo Niemcy gnębili innych, walczył, bo czuł się dość silnym, by bronić innych, lecz jednocześnie walczył wewnętrznie. Męczyło go pytanie, czy wolno jest zabijać znienacka, niespodziewanie. Kiedyś z tych i innych wątpliwości zwierzył się komendantowi Chorągwi Warszawskiej i wtedy rozmówcy, patrzącemu się w smutne i dziecięco zakłopotane oczy Alka, wydało się, że słyszy głos sienkiewiczowskiego Zawiszy Czarnego: „Zwróć, Niemcze, głowę i poddaj się albo potykaj ze mną!”. Kiedyś przejeżdżającemu czy przechodzącemu Krakowskim Przedmieściem Alkowi rzucił się w oczy nowy obraz niemieckiego bezprawia […]”. I tutaj zaczyna się kolejna niezwykła historia z udziałem Alka. Walczący w ramach „Wawra” młody żołnierz zauważył, iż tradycyjna tablica pod pomnikiem Mikołaja Kopernika, głosząca wdzięczność narodu polskiego, została zastąpiona napisem „Dem grossen Astronomen”, który mocno poruszył Dawidowskiego. Co ciekawe, pomnik stał niemal sto metrów od posterunku policji. „Alek”, nie zaważając na konsekwencje i zagrożenie, 11 lutego 1942 roku wdrapał się na cokół, odkręcił żelazną tablicę i ukrył w kupie śniegu. Niemcy, poruszeni bezczelnością polskiego żołnierza, za karę zlikwidowali pomnik Jana Kilińskiego, czym po raz kolejny poirytowali Dawidowskiego. Ten, uznając to za osobistą obrazę, odnalazł posąg, przeniesiony do Muzeum Narodowego. I po raz kolejny „Alek” błysnął inwencją twórczą, wypisując na murach budynku pamiętne słowa: „Ludu Warszawy. Jam tu – Jan Kiliński”. W nagrodę komendant „Wawra” nadał „Alkowi” nowy pseudonim – „Kopernicki”, który miał podkreślić jego zasługi na polu walki kulturalnej z niemieckim okupantem. Dawidowski z reguły wykazywał się brawurową i niezwykłą, nawet jak na owe czasy, odwagą. Wybierał akcje najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczne. Kiedy miał zlikwidować niemiecką flagę, czynił to pod nosem żołnierzy okupanta, gdy miał wywiesić polską, robił to tam, gdzie byłaby najbardziej widoczna, narażając się na niebezpieczeństwo złapania. Jego działalność w grupach Małego Sabotażu przeszła do legendy, a Aleksander Kamiński nie szczędził mu ciepłych słów: „Każda akcja to szkoła odwagi, opanowania, to ciągłe wdrażanie w panowanie nad sobą; to jakby nabieranie nawyku odwagi i opanowania”. Dawidowski pozostał jednak sobą, choć można go nazwać gwiazdą Polskiego Podziemia. Zawsze skromny, nieskory do przechwałek. Doceniał także innych konspiratorów, z niektórymi rywalizował na polu wymyślnych i brawurowych akcji. We wrześniu 1940 roku „Alek” zdecydował się na uzupełnienie luk w wykształceniu, podejmując się nauki w Państwowej Szkole Budowy Maszyn. Niestety, musiał przerwać kształcenie wiosną 1942 roku, gdy zagrożony dekonspiracją opuścił Warszawę i udał się do Olesinek. Powrócił do stolicy jesienią i szybko zaangażował się w dalszą działalność konspiracyjną. Jeszcze w 1942 roku został mianowany podharcmistrzem, co było konsekwencją odbycia odpowiedniego kursu „Szkoła za lasem”. W styczniu 1943 roku rozpoczął naukę w ramach Zastępczego Kursu Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty. Z okresem tym wiązało się też zintensyfikowanie akcji sabotażowych i dywersyjnych przeprowadzanych przez Polskie Podziemie. „Alek”, czego można się spodziewać, silnie zaangażował się w tę działalność. 2 lutego 1943 roku brał udział w ewakuacji mieszkania Jana Błońskiego na ul. Brackiej 23.
23 marca 1943 roku aresztowany został Jan Bytnar ps. „Rudy”. Jego koledzy pospiesznie zorganizowali akcję odbicia więźnia przewożonego w dniu 26 marca z Al. Szucha na Pawiak. Operacją dowodził Tadeusz Zawadzki ps. „Zośka”. „Alek” wykazał się niezwykłym duchem bojowym i sercem do walki. Dowodził sekcją „granaty” i podczas starcia postrzelił jednego z walczących SS-manów. Niestety, został raniony w brzuch. Wsiadł do samochodu, którym prowadzono ewakuację żołnierzy Polskiego Podziemia. Akcja zakończyła się połowicznym sukcesem, a rany Dawidowskiego okazały się bardzo ciężkie. Konspiratorzy podjęli spore ryzyko i przetransportowali go do Szpitala Dzieciątka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej, gdzie przeprowadzono niezbędną operację. Jej wynik nie uratował życia „Alkowi”. Zmarł 30 marca 1943 roku. Pośmiertnie nadano mu Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy. Jego śmierć była sporym ciosem dla Grup Szturmowych, co zaznaczało dowództwo. Został wspomniany w specjalnym rozkazie wydanym przez Tadeusza Zawadzkiego, który określił jego śmierć jako piękną, żołnierską. „Alek” został pochowany na warszawskich Powązkach.