UFO i pojazdy antygrawitacyjne Hitlera

Był kwiecień 1945 roku, kiedy kolumna czołgów T-34 wyszła na równię leżącą 50 kilometrów na wschód od przedmieść Berlina. Witalij Popow, dowódca pierwszego w szyku czołgu, poczuł dziwne drżenie i falę gorąca zalewającą wnętrze maszyny. Było to zaskakujące, gdyż zwykle wnętrze czołgu było i tak nagrzane jak piec hutniczy. Skąd więc nagle taki skok temperatury? Witalij zastanawiał się nad dziwnym zjawiskiem, gdy drżenie przyrządów i całego czołgu spotęgowało się. Dowódca już chciał przez interkom zapytać mechanika, czy wjechał na przeszkodę, gdy rozległ się dziwny ogłuszający tępy odgłos, a wnętrze czołgu rozbłysło. Witalij poczuł zapach palonego mięsa. T-34 zapalił się rozcięty na pół świetlnym promieniem. Poprzez falę płomieni i dymu Popow wydostał się przez podniesiony właz na wieżyczkę czołgu, a właściwie to co z niej pozostało. Spojrzał w dół i przez rozcięty pancerz, ogień i dym spostrzegł na wpół zwęglone ciała załogi, rozcięte niby płonącym mieczem. Przeniósł wzrok na pozostałe czołgi. Większość stała w ogniu, a z rozciętych pojazdów wyskakiwali płonący czołgiści. Z góry dobiegł go wibrujący metaliczny dźwięk. Podniósł głowę i zobaczył stalowy aeroplan o okrągłym kształcie wirujący wokół własnej osi smagający go w twarz gorącymi podmuchami powietrza. Nigdy nie widział czegoś podobnego. Nagle latający spodek zawył zgrzytliwym dźwiękiem, wzniósł się o kilkaset metrów w ułamku sekundy i pomknął na zachód z zawrotną prędkością, umykając nadlatującym migom. Z całej kolumny czołgów atak przeżył tylko Witalij Popow, który po złożeniu raportu z zajścia został aresztowany i przesłuchany przez NKWD, po czym słuch po nim zaginął.

Czy ta historia mogła mieć miejsce? Czy Niemcy stworzyli Wunderwaffe, którą widział Witalij Popow? Czy w Ludwikowicach Śląskich produkowano pojazdy antygrawitacyjne? Czy latające spodki z Roswell były tajnymi projektami niemieckich inżynierów?


Foo Fighters i technologia przyszłości

Skąd w ogóle wziął się pomysł o skonstruowaniu tajnej broni przez III Rzeszę? Pod koniec II wojny światowej pojawia się termin „foo fighters” („płonące myśliwce”) używany przez alianckich pilotów obserwujących na niebie dziwne i tajemnicze zjawiska, które później potocznie zwano UFO, czyli Unidentified Flying Object – niezidentyfikowany obiekt latający. Część z tych raportów potraktowano poważnie jako opisy nowych zaawansowanych typów samolotów i broni wyprodukowanych przez Niemcy. Było to uzasadnione tym, że używane w wojnie technologie wymyślone przez niemieckich naukowców od zbrojeń daleko wyprzedzały epokę i pozostawiały w tyle aliancką myśl techniczną.

Jako przykład można tu podać choćby rakiety V-1 i V-2, samolot myśliwski Messerschmitt Me 163 Komet napędzany silnikiem rakietowym, czy myśliwce odrzutowe Heinkel He 162 Volksjäger oraz Messerschmitt Me 262 Schwalbe. Po wojnie zjawisko UFO przedostaje się do opinii publicznej w USA i zostaje natychmiast podchwycone oraz nagłaśniane przez media. Kolejne artykuły w amerykańskiej prasie o zaobserwowanych latających spodkach mnożą się jak grzyby po deszczu będąc atrakcją dla mas i dobrym zyskiem dla wydawców. Znaczna część tych opowieści była wyssana z palca, jednak niektóre relacje odnotowane w pobliżu baz wojskowych zdają się być rzetelne i najprawdopodobniej opisywały nowe rodzaje rakiet, samolotów testowanych przez amerykańskie siły powietrzne. W ramach operacji „Spinacz” pod koniec wojny trafia do Stanów Zjednoczonych grupa nazistowskich naukowców, inżynierów a wraz z nimi szereg niedokończonych będących w fazie rozwoju projektów, jak np. latające skrzydło lotnicze, konstrukcja niemieckich braci Horten. Samolot ten wyposażony w dwa silniki odrzutowe stworzono dla Luftwaffe w końcowym okresie II wojny światowej. Był to pierwszy w historii samolot wykonany w technologii stealth, pierwowzór produkowanego wiele lat później przez amerykański Northtrop bombowca B-2. Horten Ho 229 ze względu na swój kształt żywo wpisywał się w definicję UFO.


Fakty i mity Wunderwaffe

Ponadto w latach 50-tych i 60-tych pojawiają się artykuły włoskich i niemieckich naukowców opisujących swoje doświadczenia w pracach nad różnymi typami Wunderwaffe. Profesor Giuseppe Belluzzo, włoski naukowiec i były włoski minister Gospodarki Narodowej Mussoliniego, twierdził, że „rodzaje dysków latających zostały zaprojektowane w Niemczech i we Włoszech już w 1942 r.” Z napędami o kształcie dzwonu wykorzystującymi niezbadaną moc wprowadzającą je w ruch. Niemiecki inżynier Rudolf Schriever w wywiadzie dla Der Spiegel, twierdził, że jego zespół BMW w Czechosłowacji zaprojektował statek napędzany przez okrągłe płaszczyzny, a dokładnie obracanie łopatek turbiny 15-metrowej średnicy. Jego projekty zostały po wojnie skradzione. Jakby na potwierdzenie jego słów, w 1953 roku powstaje kanadyjski Avrocar. Statek powietrzny pionowego startu i lądowania w kształcie dysku zdolny do latania z prędkością 2400 km / h. Nie wszedł jednak do sił powietrznych USA z powodu kłopotów ze sterownością, co było powodem wielu katastrof prototypów i zarzucenia projektu. Chociaż Avrocar mógł utrzymywać się w powietrzu tylko około metra nad ziemią śmiało można powiedzieć że odzwierciedla swoim wyglądem wyobrażenia o latających spodkach. Niewątpliwie miał swój wkład w teorie UFO. Prototypy Avrocar zostały uziemione, jednak posłużyły do powstania dzisiejszych poduszkowców.

Wracając jednak do tego, czy Niemcom udało się stworzyć Wunderwaffe w postaci statków latających w kształcie dysku wyposażonych w napęd antygrawitacyjny, musimy cofnąć się do wczesnych lat 30-tych.


Shuaberger i jego wynalazki

rodzony w 1885 roku austriacki przyrodnik i wynalazca Wiktor Shuaberger w 1935 roku, na zaproszenie Juliusa Streichera, wygłasza serię wykładów dla techników Siemensa oraz rozpoczyna prace nad urządzeniami do uzdatniania wody. Później szereg pomysłów Shuabergera zostaje wykorzystanych przez zakłady Messerschmitta w systemach chłodzenia silników lotniczych. Jest wynalazcą i właścicielem wielu patentów z działów przepływu wody, transformacji substancji lotnych i najbardziej znanym patentem turbiny wiatrowej. W 1944 roku pracuje z grupą inżynierów w obozie koncentracyjnym w Mauthausen nad budową silników do samolotów i łodzi podwodnych. Po wojnie na krótko aresztowany i zwolniony Schauberger zamieszkuje w Linzu i udoskonala patenty turbin wodnych i wiatrowych. Wiele osób twierdzi że w Mauthausen pracował również nad supertajnymi projektami silników do pojazdów antygrawitacyjnych. Z wykorzystaniem energii jądrowej lub innej naturalnej, nad którą pracowano w bunkrach kompleksu Mauthausen. Pojawia się szereg opowieści o tym, że wojska aliantów po wyzwoleniu obozu znalazły w tajnym kompleksie radioaktywne pomieszczenia i szereg skomplikowanych urządzeń, a dokumentacja całości trafiła do OSS (Office of Strategic Services), amerykańskiej agencji wywiadowczej. Nie udało się jednak tych opowieści uwiarygodnić. Faktem jest, że znane i opatentowane projekty Shuabergera wykorzystujące energię sił przyrody swoim wyglądem jak i działaniem przypominają słynny Die Glocke (Dzwon), który był rzekomo ściśle tajnym nazistowskim urządzeniem technologicznym, Wunderwaffe. Pierwsze wzmianki o Die Glocke związane są z Towarzystwem Vril. Tajnym stowarzyszeniem, które rzekomo istniało w Niemczech w pierwszej połowie dwudziestego wieku. Towarzystwo Vril miało przyczynić się rozwoju narodowego socjalizmu i Trzeciej Rzeszy, używając nadnaturalnych energii do pracy nad stworzeniem innowacyjnych urządzeń latających – tzw. „NS-Flugscheiben” albo „Reichsflugscheiben”, szerzej znanych pod nazwą Haunebu.

Według legend i propagandy hitlerowskiej rozpowszechnianej pod koniec wojny Die Glocke miało być nazistowskim urządzeniem podróżującym w czasie lub magiczną, okultystyczną bronią, opartą na technologii wykraczającej daleko poza wszystko, co ludzkość była w stanie wyprodukować. Najbardziej wiarygodną wersją Die Glocke jest ta w której jest to napęd do pojazdu powietrznego Haunebu.

Haunebu miał to być pojazd latający w kształcie dysku będący tajną bronią III Rzeszy (Wunderwaffe), oparty o napęd antygrawitacyjny. Haunebu miał być pojazdem załogowym. Napędem miało być urządzenie działające w sposób zbliżony do żyroskopu na zasadzie pierścieni obracających się z bardzo dużą prędkością. Najbardziej zaawansowaną wersją miał być prototyp Haunebu III o średnicy około 70 metrów z 32-osobową załogą i mogący rozwijać prędkość 10 Machów (ok. 12000 km/h)! Jego napęd składałby się prawdopodobnie z generatorów elektro-grawitacyjnych. Zasilaniem miały być silne elektromagnesy generatora Van de Graafa i rodzaj sferycznego dynama Marconiego zawierającego kulę wirującej rtęci. Urządzenie wytwarzało pole elektro-grawitacyjne i zostało nazwane „Tachyonatorem Thule”. Nad wynalazkiem tym miał pracować Hans Coler oraz von Franz Haid z zakładów Siemens-Schucker oraz laboratorium AEG Telefunken.


Wątek polski?

Jednym z propagatorów teorii Die Glocke i Haunebu jest Polak Igor Witkowski, który w napisanej przez siebie książce „Prawda o Wunderwaffe” (2000) twierdzi, że broń testowana była w zakładach Skody w Czechosłowacji i w Górach Sowich w Polsce w tzw. Kompleksie Riese. Witkowski twierdzi, że czytał stenogramy z przesłuchania byłego nazistowski oficera SS Jakoba Sporrenberga i będące w archiwach polskiego wywiadu dokumenty dotyczące hitlerowskich tajnych broni. Według nich Die Glocke to urządzenie „wykonane z twardego metalu około 2,7 m szerokości oraz 3,7 do 4,6 wysokości, o kształcie podobnym do dużego dzwonu zawierające dwa cylindry przeciwbieżne, wypełnione rtęcią lub substancją, fioletowego koloru. Ciecz ta nosiła nazwę „Xerum 525”.

Urządzenie miało być testowane w Ludwikowicach Śląskich w kompleksie Mölke obok znajdującej się tam elektrowni co potwierdzać mają istniejące do dzisiaj ruiny betonowej ramy zwanej „The Henge”, będącej czymś na kształt platformy startowej. Konstrukcja ta zwana też dzisiaj „muchołapką” jest obecnie atrakcją turystyczną i promowanym symbolem prac SS nad tajemniczymi konstrukcjami w Kompleksie Riese w dolnośląskim.

Największą wiedzę o prowadzonych pracach w Kompleksie Riese miał generał dr inż. Hans Kammler. Inżynier budownictwa i wysoki oficer SS, który nadzorował prace naukowców i inżynierów nad najważniejszymi projektami III Rzeszy. Z pewnością był odpowiedzialny za program rakiet V-2 oraz, jak twierdzą wyznawcy teorii „nazistowskiego dzwonu”, za prace nad pojazdem antygrawitacyjnym. Podobno pod koniec wojny Kammler, nadzorując program „Chronos”, rozkazał rozstrzelać kilkudziesięciu naukowców i robotników zajmujących się budową Haunebu, a kilku najważniejszych naukowców wraz ze zbudowanymi już prototypami ewakuował do tajnej bazy 211 na Antarktydzie w rejonie Nowej Szwabii, gdzie prace miały być kontynuowane. Nowa Szwabia jest to terytorium zajmujące ok. 600 000 km2 na Antarktydzie, które było przedmiotem roszczeń Niemiec, a sama nazwa pochodzi od nazwy frachtowca Schwabenland, na pokładzie którego w 1938 roku wyruszyła ekspedycja badawcza, która założyła tam prowizoryczną niemiecką bazę. Według najbardziej niesamowitych teorii na Antarktydzie naziści kontynuowali prace nad operacją wysłania Haunebu na Księżyc w celu zbudowania bazy księżycowej Schwarze Sonne.

W rzeczywistości Kammler trafił po wojnie w ramach operacji „Spinacz” do Stanów Zjednoczonych, wraz z tajnymi projektami.


Operacja Highjump

Faktem jest również, że tuż po wojnie Amerykanie przeprowadzili na Antarktydzie wielkie manewry wojskowe o kryptonimie Highjump. Była to tajna operacja, podczas której poszukiwano miejsca pod budowę bazy, prowadzono loty wykonujące dokumentację fotograficzną na potrzeby kartografów. Co ciekawe, operacja ta została przeprowadzona z wykorzystaniem znacznych sił, bowiem zespół Task Force 68, dowodzony przez admirała Richarda Cruzena, liczył lotniskowiec, dwa transportowce samolotów, dwa niszczyciele, okręt podwodny oraz kilka tankowców i okrętów transportowych. Okręty transportowały również około 4,7 tys. żołnierzy. Po co angażować takie siły, by szukać uranu i innych źródeł kopalnych energii? Tu również pole do popisu mają entuzjaści tematu bazy 211. Według teorii spiskowych Amerykanie popłynęli tam w celu odnalezienia tajnej niemieckiej bazy.

Czyżby Karl Dönitz mówiąc że „marynarka wybudowała Hitlerowi w odległym zakątku świata twierdzę „Shangri La” nieźle nastraszył Amerykanów? Do bazy tej miały pod koniec wojny pływać U-Booty z ładunkami rtęci. Te sensacyjne historie miał opisywać dziennik Admirała Richarda Byrda, w którym jeden z dowódców operacji Highjump miał pisać o antarktycznej, bazie i latających maszynach. Siły amerykańskie miały przegrać starcie z zaawansowaną bronią i wycofać się. Dziennik ten jednak również zaginął, podobnie jak wszelkie dowody na istnienie lodowej bazy, do której naziści mieli ewakuować swoje tajne projekty. Sam Byrd trafił w końcu do zakładu psychiatrycznego.

Według najbardziej szalonej teorii na Antarktydzie miał mieć wreszcie największy przełomowy projekt „Schwarze Sonne” (Czarne słońce) kiedy to po opracowaniu specjalnego paliwa statki powietrzne Haunebu III przetransportowały nazistów na ciemną stronę księżyca, by tam odbudować potęgę III Rzeszy i ponownie zaatakować Ziemię. Na razie na szczęście do inwazji nie doszło, a jak by to ewentualnie wyglądało możemy zobaczyć dzięki hollywoodzkim produkcjom z serii „Iron Sky”, których jednak zarówno wartość dokumentalna jak i fabularna pozostawia wiele do życzenia.


Naga prawda

Na zakończenie muszę rozczarować wszystkich zwolenników teorii latających spodków i tajemniczych Wunderwaffe z kompleksu Riese, czy Roswell. Opowieść Witalija Popowa została stworzona przeze mnie dla ubarwienia tego artykułu. Z pewnością, jak większość znanych nam opowieści o tajemniczych spodkach. Nie istnieją żadne dowody czy dokumenty mogące potwierdzić budowę pojazdów antygrawitacyjnych. Tajne bazy na Antarktydzie czy księżycu również nie zostały odkryte przez misje Apollo, pojazdy Elona Muska, czy pokazane na Wikileaks.

Tajemnicza „muchołapka” w Ludwikowicach Śląskich jest prawdopodobnie pozostałością po chłodni kominowej będącej częścią tamtejszej fabryki. Szkice ukazują projekt chłodni kominowej ze zbrojonego betonu. Budowla służy do schładzania wody w zakładach przemysłowych oraz energetycznych. Podobne urządzenie jest widoczne na zdjęciu z 1930 roku fabryki w Libiążu.


Historie tajemniczych Wunderwaffe należą do najbardziej ekscytujących teorii spiskowych, a zagadki II wojny światowej z pewnością długo będą tematami takich powieści czy filmów jak „Człowiek z wysokiego zamku” Philipa K. Dicka, w której wojnę wygrywają Niemcy i Japończycy, budując później portal do innych wymiarów, czy choćby rodzimy serial „Znaki”, w którym tłem opowieści jest tajemnicza budowla w Ludwikowicach Śląskich i ukrywane przez spadkobierców Werwolfu tajne plany pojazdów antygrawitacyjnych.

Po oddzieleniu faktów od mitów ja również z niecierpliwością będę oczekiwał 3 sezonu hitu Netflixa, by poznać kolejne tajemnice budowane wyobraźnią twórców, dzięki której pamięć o tragicznych wydarzeniach II wojny światowej będzie trwać.

Autor: Piotr Czarnecki – autor powieści Reder44.pl

Zdjęcia przesłane przez autora: domena publiczna

Bibliografia:
Bartosz Rdułtowski: Ostatni sekret Wunderwaffe – cz. 3, Technol, Kraków 2012
w.okulta.pl/zjawiska-paranormalne
Cook, Nick (2001) Polowanie na punkt zerowy
tech.wp.pl/operacja-highjump
ironsky.fandom.com/wiki/Hans_Kammler
molke.pl
nazigermanyguide.blog/category/myths/
Wikipedia