Polacy w Afrika Korps – przymusowa służba w niemieckiej armii

Niektórym Polakom walczącym w II wojnie światowej dane było przejść tragiczną, ale i niezwykle ciekawą drogę bojową. Jako mieszkańcy terenów wcielonych do Rzeszy po 1939 roku lub należący do ludności polskiej w Niemczech zostali powołani do Wehrmachtu. Część z nich trafiła do słynnych Afrika Korps Erwina Rommla toczących walki w Afryce Północnej. W 1942 roku – kiedy Niemcy ponosili porażki w Afryce – wielu z nich trafiło do alianckiej niewoli. Wówczas, po przedstawieniu swojej tożsamości i zadeklarowaniu chęci walki przeciwko Niemcom, byli odsyłani do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, m.in. do 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Oznaczało to zatem, że żołnierze którzy rozpoczynali wojnę jako podwładni „Lisa Pustyni” Rommla, kończyli ją w jednostce polskiej – dowodzonej przez samego gen. Maczka.

Powołani do Afrika Korps

Ogółem do Wehrmachtu wcielono ok. 375 000 – 450 000 Polaków – stanowili oni ok. 2% ogólnej liczby żołnierzy w niemieckiej armii. Większość z nich trafiała do służby w jednostkach walczących w Europie, niemniej jednak część została skierowana do sił operujących w Afryce – do słynnego Afrika Korps Erwina Rommla. Trudno dziś określić dokładną ich liczbę – wskazuje się na kilka lub kilkanaście tysięcy. Problemów mogą nastręczać niepełne dane identyfikujące narodowość oraz status Polaków w niemieckiej armii, zwłaszcza gdy pochodzili z terenów wchodzących w skład III Rzeszy przed wrześniem 1939 roku. Spośród nich ok. 2000 trafiło do alianckiej niewoli (głównie w 1942 roku) oraz zadeklarowało chęć zmiany munduru i walki przeciwko Niemcom. Kierowano ich wówczas do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – zasilili przede wszystkim szeregi 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa oraz 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka.

Służba pod rozkazami „Lisa Pustyni”

Do Afrika Korps wcielani byli głównie Polacy z terenów włączonych do Rzeszy w 1939 roku – a konkretnie Śląska i Pomorza. Mieli stosunkowo duże swobody – na co dzień mówili po polsku, a czasem nawet śpiewali polskie piosenki podczas marszów. Dowódcy Afrika Korps – z Erwinem Rommlem na czele – nie zaliczali się do radykalnych zwolenników narodowego socjalizmu, toteż nie wprowadzali w swoich oddziałach intensywnej germanizacji. Choć, oczywiście, były pewne ograniczenia – te odnosiły się m.in. do organizacji poszczególnych jednostek. Aby nie dawać Polakom za dużej wolności, wprowadzono limit – w danym oddziale Polacy mogli stanowić jedynie 3% ogółu żołnierzy. Dążono zatem do ich rozproszenia, co jasno wskazywało, iż polityka dowództwa była antypolska. Ze względu na wojenne realia praktyka ta była jedynie częściowo skuteczna i zdarzały się oddziały, w których współczynnik Polaków wynosił aż 10%.

Przybycie do Afryki stanowiło dla Polaków powołanych do Afrika Korps duże przeżycie. Powszechne było zainteresowanie specyfiką egzotycznego dla Europejczyków kontynentu. Szczególnie, że dla wielu Polaków ze Śląska i Pomorza była to pierwsza zagraniczna podróż.

Niemiecki czołg PzKpfw II, przejęty przez aliantów w rejonie El Alamein (Wikimedia/Australian War Memorial, domena publiczna).

Sama służba w Afrika Korps została uznana – przez większość powołanych Polaków – za pewnego rodzaju konieczność. Podobnie jak większość Polaków wcielonych do Wehrmachtu nie mieli wyjścia. Jakość ich służby, w tym postawa bojowa, mogły często zadecydować o przeżyciu na trudnym froncie. Nie zapominajmy także o emocjach, jakie towarzyszyły żołnierzom w czasie walki. Choć większość z Polaków służących w Afrika Korps nie identyfikowała się z Hitlerem lub ideologią nazistowską, to jednak szybko zaistniało braterstwo broni między Polakami a Niemcami. Było to zjawisko naturalne i wywołane zarówno wspólnym dzieleniem niebezpieczeństw, jak i chęcią przetrwania. Podczas walki nie było czasu na sentymenty – żołnierz, który nie współpracował z kolegami z oddziału, nie mógł liczyć na ich pomoc w przypadku zranienia lub trafienia pod ostrzał wroga. Dlatego też – chcąc nie chcąc – Polacy w Afrika Korps dobrze współpracowali ze swoimi niemieckimi kompanami. Pewną rolę odgrywała tutaj specyfika kampanii w Afryce Północnej. W przeciwieństwie do wojny w Europie, walki w Afryce były uznawane za toczone w nieco inny sposób, jakby w oderwaniu od tego, co naziści robili na froncie wschodnim i w okupowanych krajach. Polacy służący w Afrika Korps nie mieli świadomości tego, jak bardzo zbrodniczy był reżim Hitlera. Pewną rolę odgrywał także pustynny klimat i odległość od ojczyzny, które wzmacniały braterstwo broni między żołnierzami. Nie tłumaczy to oczywiście przypadków identyfikacji ze sprawą niemiecką, które statystycznie także musiały się zdarzać i z dzisiejszej perspektywy oceniane są często nagannie.

Walczący w siłach „Lisa Pustyni” Polacy zdobyli opinię dobrych żołnierzy. Taka sytuacja – dotycząca zresztą nie tylko Afrika Korps – przyczyniła się do rozesłania w 1942 roku przez Oberkommando der Wehrmacht pisma do wszystkich jednostek, w którym oceniono, że Polacy służący w Wehrmachcie są „doskonałymi żołnierzami”. Zabroniono oficerom i podoficerom naśmiewania się z języka polskiego i polskich obyczajów (oczywiście dotyczyło to jedynie Polaków w Wehrmachcie), a polscy żołnierze mieli być traktowani tak samo jak Niemcy. Uznano także, że Polacy są bardziej wartościowymi żołnierzami niż Alzatczycy, wcielani do Wehrmachtu po kampanii francuskiej z 1940 roku. Mimo tego jednak, Niemców rozczarowała słaba znajomość języka niemieckiego, jaka cechowała większość polskich rekrutów. Stąd też wcielano ich głównie do piechoty, gdzie do poprawnej służby wystarczała bardzo powierzchowna znajomość języka.

Polacy kontra alianci

Jak jednak Polacy – służący w Afrika Korps – zapatrywali się na swoich przeciwników i sojuszników? Z tym było różnie, a konkretne opinie zależały raczej od światopoglądu pojedynczych żołnierzy. Wyróżnić jednak można pewne ogólne tendencje. Jak zaznaczono powyżej, polscy rekruci z Afrika Korps raczej szanowali swoich niemieckich towarzyszy broni. Nie darzyli jednak sympatią sojuszników z armii włoskiej – przejęli od Niemców opinię (w gruncie rzeczy niewłaściwą) – iż Włosi są słabymi żołnierzami, niepotrafiącymi wygrywać bitew. Mieli także spory dystans wobec Brytyjczyków – polscy weterani z Afrika Korps często chwalili się, jak bardzo skutecznie walczyli z żołnierzami brytyjskimi.

Największym dramatem – co nie powinno dziwić – była walka przeciwko Polakom z PSZ, a w szczególności z Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich gen. Kopańskiego. Takie epizody mogły zdarzać się zwłaszcza podczas oblężenia Tobruku z 1941 roku. Założyć jednak można, że sytuacji w których rzeczywiście „Polak strzelał do Polaka” nie było wiele. Świadczy o tym fakt, że żołnierze Brygady Karpackiej – mający świadomość rodaków służących w Afrika Korps – wyjątkowo zacięcie walczyli przeciwko oddziałom niemieckim, nie okazując im żadnej pobłażliwości. Było to inne podejście niż przy walce z żołnierzami włoskimi, dla których Polacy z SBSK mieli dużą wyrozumiałość.

Czy Polacy podziwiali Erwina Rommla?

Sława Erwina Rommla – jako „Lisa Pustyni” i genialnego dowódcy – miała swoje początki już podczas walk w Afryce Północnej (1941-1943). Co ciekawe, podziwiano go nie tylko w Niemczech, lecz także w szeregach alianckich. Brytyjskie dowództwo w Afryce Północnej musiało nawet wydać zalecenie, by za pomocą różnych działań propagandowych osłabiać prestiż Rommla pośród żołnierzy ze Zjednoczonego Królestwa i  Commonwealthu.

Erwin Rommel na fotografii z listopada 1941 roku (NAC).

Wyjątkiem przy tym była polska Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich. Jej żołnierze nigdy nie czuli żadnego podziwu wobec „Lisa Pustyni”. Wynikało to zapewne z dwóch powodów. Po pierwsze, Polacy mieli świadomość, jak wygląda niemiecka okupacja, a co za tym idzie, nie mieli szacunku do żadnego z dowódców Wehrmachtu.  Po drugie, Brygada Karpacka składała się głównie z ochotników, którzy dobrowolnie postanowili walczyć o wolność Polski. Mieli zatem – słusznie – bardzo wysoką opinię na swój temat i nie czuli się w żaden sposób gorsi od Niemców ze słynnego Afrika Korps. Rommel zatem – jakkolwiek genialnym dowódcą by nie był – Polakom z PSZ nie mógł zaimponować.

W następujący sposób podsumował to dowódca Brygady Karpackiej, gen. Stanisław Kopański (za: „Wspomnienia wojenne 1939-1946”): „Nazwisko Rommla nie miało nigdy wpływu fascynującego na żołnierzy Brygady, jak również nigdy nie chcieli oni uznać wyższości nad sobą jego Afrikakorps. Toteż gdy dowództwo brytyjskie poleciło osłabić wśród żołnierzy prestiż Rommla, mogłem meldować, że akcja ta wobec żołnierzy SBSK nie jest wcale potrzebna”.

Zupełnie odmienną opinię mieli jednak Polacy służący w Afrika Korps. Większość z nich uważała Rommla za wyjątkowego i zdolnego dowódcę, do którego żywiono ogromny szacunek. Nie było to zachowanie odosobnione – w Afrika Korps można było mówić o swego rodzaju kulcie jednostki. Według relacji powojennych, byli oni dumni, że służyli pod jego rozkazami w elitarnej i „rycerskiej” formacji, jaką była Afrika Korps.

W Polskich Siłach Zbrojnych

Jak zaznaczono we wstępie, ok. 2 000 polskich weteranów Afrika Korps trafiło do brytyjskiej niewoli, a wkrótce po tym do Polskich Sił Zbrojnych – a zwłaszcza do 2. Korpusu Polskiego oraz 1. Dywizji Pancernej. Ze względu na swoje bogate doświadczenie bojowe zostali uznani za cenny nabytek. Była to słuszna opinia. Walcząc w szeregach Polskich Sił Zbrojnych ex-żołnierze z Afrika Korps wykazywali się odwagą i determinacją oraz – co ich wyróżniało – dużym profesjonalizmem.

Wizyta gen. Władysława Sikorskiego w 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka. Lata 1942-1943. Polscy weterani Afrika Korps – którzy dostali się do alianckiej niewoli – zasilili szeregi Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wcielano ich m.in. do 1. Dywizji Pancernej, w której zasłynęli jako dobrzy i profesjonalni żołnierze (NAC).

Jako przykład można podać weteranów Afrika Korps, którzy trafili do jednostek saperskich 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka. Spotkał się z nimi podporucznik saperów Mieczysław Borchólski, który w swoich wspomnieniach „Z saperami Generała Maczka” wystawił im bardzo pozytywną ocenę:

 „Ostatnia grupa [która dołączyła do saperów] to Polacy z Poznańskiego, Pomorskiego i ze Śląska, wzięci przez Niemców jako poborowi i wysłani do Afryki Północnej, do armii feldmarszałka Erwina Rommla. Jako żołnierze niemieccy tam dostali się do niewoli angielskiej i jako jeńcy przybyli na wyspę. Tutaj, po oświadczeniu, że są Polakami, zmienili niemiecki mundur na polski, aby odtąd służyć ojczyźnie. Byli to dobrzy chłopcy i dzielni żołnierze. Występowali pod przybranymi nazwiskami, aby nie narażać rodzin pod okupacją i siebie w wypadku dostania się do niewoli”.

W relacji Borchólskiego zwraca uwagę brak potępienia (negatywnego nastawienia) do Polaków wcielonych do Wehrmachtu. Dośwaidczony oficer zdawał się rozumieć ich specyficzne położenie, o czym świadczy także wzmianka na temat pseudonimów chroniących rodziny pozostałe na terenach zajętych przez III Rzeszę.

Tych 2 000 tysięcy Polaków – weteranów Afrika Korps – wykazało się niewątpliwie dużą siłą woli. Zdecydowali się bowiem służyć ojczyźnie i walczyć przeciwko byłym towarzyszom broni, z którymi przeszli niejedną bitwę w Afryce Północnej. Pokazali – służąc jako wzorowi żołnierze PSZ – że lojalność wobec ojczyzny była dla nich najważniejsza.

Bibliografia:

M. Borchólski, „Z saperami Generała Maczka”

„Czy pod Tobrukiem Polacy strzelali do Polaków?” Wywiad z prof. R. Kaczmarkiem (za: książki.wp.pl)

Wcielenia w liczbach (za: wehrmacht-polacy.pl)

T. Kopański, „Wspomnienia wojenne 1939-1946”

Fotografia tytułowa: Afrika Korps w natarciu w 1942 roku. Na pierwszym planie widoczny samochód pancerny Sd.Kfz. 232. Źródło: Wikipedia/Georg Weber, domena publiczna.

Marek Korczyk – historyk, absolwent Uniwersytetu Śląskiego. Do jego zainteresowań należą przede wszystkim historia wojskowości oraz dzieje XX wieku. Kolekcjoner różnego rodzaju antyków, zwłaszcza numizmatycznych i filatelistycznych, oraz militariów. Za swój cel uważa obiektywne przedstawianie dziejów minionego stulecia oraz popularyzację mniej znanych źródeł i materiałów historycznych.