Jak odeprzeć desant aliantów? Rommel kontra Guderian

W pierwszych miesiącach 1944 roku przed niemieckim dowództwem pojawił się kluczowy dylemat. Sprowadzał się on do prostego pytania – jak odeprzeć spodziewany desant aliantów we Francji? Było to istotne w celu uniknięcia otwartej wojny na dwa fronty, czego słusznie obawiali się wszyscy dowódcy niemieccy, którzy nie ulegli propagandowym hasłom o „niezwyciężonej Rzeszy”. Zaliczali się do nich feldmarszałek Erwin Rommel oraz gen. Heinz Guderian. Choć obaj cechowali się dużym talentem wojskowym, to tym razem popełnili spore błędy oraz – co także istotne – nie mogli wypracować zgodnego planu na odparcie alianckiego desantu.

Koncepcja Guderiana – dywizje w rejonie Paryża

Spodziewając się bliskiego desantu, Niemcy przygotowali łącznie dziesięć dywizji pancernych mających zniszczyć siły aliantów zachodnich już na francuskich plażach. Problemem stało się jednak ich rozmieszczenie. Guderian proponował, aby siły te rozlokować na północ i południe od Paryża. Gwarantowało to, że będą one w stanie uderzyć na aliantów w każdym miejscu, w jakim tylko dokonają desantu. Podstawą jego planu była zatem mobilność. Było to rozwiązanie bardzo elastyczne, niemniej jednak miało swój minus – czas. Ze względu na panowanie aliantów w powietrzu zakładano przemieszczanie dywizji jedynie nocami, co przekreślało szanse na błyskawiczne zwycięstwo w momencie inwazji i mogło umożliwić aliantom zdobycie przyczółków, z których trudno byłoby ich wyprzeć.

Koncepcja Guderiana nie wymagała zatem natychmiastowego zwycięstwa. Jej głównym celem było przeprowadzenie potężnego kontrataku, mającego zniszczyć siły przeciwnika na terenie Francji a następnie „domknięcie” przerwy w nadbrzeżnych liniach defensywnych – tzw. Wale Atlantyckim. Był to plan bazujący na doświadczeniach frontu wschodniego i cieszył się poparciem innych dowódców niemieckich, takich jak gen. Leo Geyr von Schweppenburg, szef szkolenia wojsk pancernych, oraz feldmarszałek Gerd von Rundstedt, dowódca frontu zachodniego.

Feldmarszałek Erwin Rommel otrzymuje z rąk Adolfa Hitlera Liście Dębowe z Mieczami i Brylantami do Krzyża Rycerskiego Krzyża Żelaznego (niem. Ritterkreuz des Eisernen Kreuzes) w uznaniu za zasługi w kampanii w Afryce Północnej. Gierłoż, maj 1943 roku (NAC).

Koncepcja Rommla – dywizje w Pas-de-Calais

Rommel – wówczas dowódca Grupy Armii B odpowiedzialnej za obronę wybrzeża Atlantyku – był zupełnie innego zdania. On także czerpał z osobistych doświadczeń, tyle że te były znacząco odmienne od spostrzeżeń Guderiana. W czasie walk w Afryce Północnej wielu trudności związanych z przewagą przeciwnika w powietrzu. Samoloty aliantów z łatwością niszczyły wtedy niemieckie czołgi, przerywały mosty i bombardowaniami dróg spowalniały ruchy mobilnych odwodów Wehrmachtu. Rommel był w 1944 roku pesymistą – uważał, że nadszedł kres wojny manewrowej stosowanej przez siły pancerne Wehrmachtu i Waffen SS. Wątpił, aby dywizje pancerne rozmieszczone w okolicach Paryża zdołały w porę przeprowadzić decydujący kontratak przeciwko desantowanym oddziałom aliantów.

Dlatego też dla Rommla jedynym wyjściem było zatrzymanie alianckiego desantu od razu, już na plażach. Dywizje pancerne należało zatem rozmieścić jak najbliżej miejsca inwazji. Według Rommla takim miejsce był rejon Pas-de-Calais, leżący naprzeciwko angielskiego Dover. Opinia ta była częściowo słuszna i wynikała ze względów strategicznych – bliskiego dystansu do Wysp Brytyjskich oraz występowania w Pas-de-Calais cennych portów. Także ruchy wojsk alianckich – a nawet oficjalne wizytacje dowódców, łącznie z królem Jerzym VI – wskazywały na desant właśnie w Pas-de-Calais.  Rommel był przekonany, że alianci szykują lądowanie w miejscu, które było najbliżej i wydawało się najodpowiedniejsze. Mylił się. Padł bowiem ofiarą szerokiej kampanii dezinformacyjnej, którą Amerykanie i Brytyjczycy przeprowadzili w miesiącach poprzedzających inwazję, by wprowadzić przeciwnika w błąd.

Pas-de-Calais było dla Rommla punktem odniesienia. Zbudował w tym rejonie silnie umocnioną strefę obronną sięgającą pięć-sześć mil w głąb lądu. Aby to pasmo obronne było w pełni skuteczne, należało w jego pobliżu rozmieścić dywizje pancerne. I o to właśnie Rommel wnioskował w dowództwie Wehrmachtu.

Ostateczna decyzja należy do Hitlera

W dowództwie z kolei – jak już zaznaczono powyżej – skłaniano się bardziej do planu Guderiana. Rommel jednak nie zamierzał rezygnować, przekonany o słuszności własnej koncepcji. Doszło zatem do sytuacji, w której decyzję mógł podjąć jedynie najwyższy autorytet w III Rzeszy – czyli Adolf Hitler. Było to niekorzystne, ponieważ w końcowych miesiącach wojny Hitlerowi wyraźnie brakowało zdecydowania – wybór jednej z koncepcji świadczyłby o spójności działań. Próba łączenia obu – wprost przeciwnie, o „rozwodnieniu” defensywy. Tak też było w tym przypadku. Zgodnie z jego rozkazami dywizje pancerne rozproszono. Sześć z nich ulokowano na północ od Loary, cztery na południe od niej – z czego trzy w pobliżu hiszpańskiej granicy i Marsylii. Rozwiązanie takie było ewidentnym błędem i okazało się bardzo niekorzystne dla Niemców.

Niemcy wprowadzeni w błąd – sukces aliantów

Jakkolwiek tą ostateczną decyzję Hitlera można uznać za najgorszą, to koncepcje Guderiana i Rommla także były błędne. Jak pokazały działania prowadzone na froncie zachodnim w latach 1944-45, przewaga aliantów zachodnich w powietrzu była olbrzymia i bardzo utrudniała ruchy wojsk niemieckich. Gdyby dywizje pancerne rozlokowano zgodnie z zaleceniami Guderiana, to zapewne i tak nie zdążyłyby one w porę przeprowadzić decydującego kontrataku. Rommel z kolei pomylił się w kwestii miejsca lądowania, które odbyło się nie w Pas-de-Calais, lecz w znacznie słabiej umocnionej przez niego Normandii. Jak wspomniano, ta pomyłka „Lisa Pustyni” wynikała głównie z kreatywności aliantów, którzy w ramach Operacji Fortitude skutecznie ukryli rzeczywiste miejsce lądowania. Zaskoczeniem dla niemieckiego feldmarszałka okazało się także skuteczne użycie przez aliantów dwóch sztucznych portów ukrywanych pod kryptonimem Mulberry. Dzięki nim desantowe siły nie potrzebowały żadnego portu na francuskim wybrzeżu i mogły bez trudu „wyładować się” na jałowych plażach Normandii.

Gumowy czołg M4 Sherman, używany w ramach Operacji Fortitude w 1944 roku. Sztuczne czołgi miały wprowadzać w błąd Niemców co do lokalizacji wojsk alianckich – a co za tym idzie, miejsca w którym miały być desantowane. Źródło: Wikimedia, IWM, domena.
Gumowy czołg M4 Sherman, używany w ramach Operacji Fortitude w 1944 roku. Sztuczne czołgi miały wprowadzać w błąd Niemców co do lokalizacji wojsk alianckich – a co za tym idzie, miejsca w którym miały być desantowane. Źródło: Wikimedia, IWM, domena publiczna.

Można zatem podsumować, że w maju-czerwcu 1944 roku aliantom udało się oszukać nie tylko Hitlera, lecz także Rommla i Guderiana – którzy zaliczali się do najzdolniejszych dowódców niemieckich okresu II wojny światowej. Pojawia się pytanie, czy w połowie 1944 roku Niemcy mieli po swojej stronie wystarczająco dużo atutów, by faktycznie odeprzeć uderzenie aliantów. To było teoretycznie możliwe, ale wymagałoby dokładnego rozeznania w planach przeciwnika i dostosowania defensywy do konkretnych miejsc lądowania. Tymczasem Normandia jako potencjalne miejsce inwazji niemal nie była brana pod uwagę.

Bibliografia: Bevin Alexander, „Sun Tzu pod Gettysburgiem”

Fotografia tytułowa: generał Heinz Guderian na fotografii wykonanej w lutym 1943 roku (NAC).

Marek Korczyk