Alianci zatrzymani przez teren – czym były bocage?

brytyjski M4 Sherman Dozer – czyli Sherman z lemieszem – w Normandii 4 lipca 1944 roku. Źródło: Wikimedia/IWM, domena publiczna.

Po wylądowaniu w Normandii w czerwcu 1944 roku oddziały aliantów zachodnich stoczyły szereg walk na plażach. Po ich wygraniu mogły wkroczyć w głąb kontynentu i rozpocząć mozolne wyzwalanie Francji. Problem w tym, że na ich drodze stanęły tzw. bocage, które skutecznie zahamowały pochód wojsk alianckich oraz dały Niemcom możliwość odpierania liczniejszych sił przeciwnika na dalszych etapach. Niekorzystną sytuację alianci rozwiązali dopiero w dniach 25-26 lipca, podczas operacji Cobra, gdy ostatecznie przełamali pomysłową obronę przeciwnika.

Bocage a niemiecka linia obrony

Bocage były linią wysokich żywopłotów rosnących na wałach ziemnych odgradzających pola w Normandii. Powstały wieki wcześniej, w celu odgraniczenia działek poszczególnych rolników oraz uniemożliwienia zwierzętom hodowlanym opuszczenia pastwisk. Do wydzielonych w ten sposób pól prowadziło jedno wejście określane jako brama. Ponadto między „zarośniętymi wałami” bocage biegły nieutwardzone i zagłębione w grunt drogi tworzące coś w rodzaju małych parowów, określanych jako holvegi. Bocage – a miejscami również holvegi – zapewniały niegdyś ochronę polom oraz zwierzętom. W 1944 roku miały jednak spełnić inne zadanie – a mianowicie spowalniać, blokować i utrudniać marsz aliantów.

Bocage na półwyspie Cotentin około 1945 roku. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.
Bocage na półwyspie Cotentin około 1945 roku. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.

Bocage zapewniały Wehrmachtowi i Waffen SS doskonałe warunki do prowadzenia działań defensywnych. W żywopłotach ukrywali się niemieccy żołnierze uzbrojeni w kaemy i broń przeciwpancerną, np. pancerfausty. Wprowadzali oni w zasadzki alianckie czołgi oraz piechotę, zadając im duże straty. Ponadto wspomniane hovlegi były w znacznej mierze zasłonięte przed obserwacją z powietrza, dlatego też umożliwiały Niemcom przemieszczanie także pojazdów opancerzonych w sposób niemal niezauważony dla lotnictwa nieprzyjaciela – a przypomnijmy, że alianci mieli w tym czasie niemal całkowite panowanie w powietrzu.

W zasadzkach zastawianych na aliantów brała udział nie tylko niemiecka piechota, lecz także zamaskowane czołgi, działa pancerne i niszczyciele czołgów. Rozmieszczano również artylerię, działa przeciwlotnicze oraz moździerze – zwłaszcza te ostatnie zadawały aliantom znaczne straty. Pojedyncze pola zostały zmienione przez Niemców w trudne do zdobycia twierdze, a obszar prowadzenia kampanii po lądowaniu w Normandii zmienił się w tysiące małych pól bitewnych. Aliancka ofensywa stanęła w martwym punkcie, a całemu frontowi zachodniemu zagroził impas.

Przełamać impas – Shermany z lemieszami i uderzenie lotnicze

Pod koniec lipca 1944 roku udało się jednak zapobiec zatrzymaniu frontu i umocnieniu się Niemców. Wpływ na to miało uzbrojenie popularnych czołgów M4 Sherman w lemiesze buldożerów. Pozwalały one na szybkie pokonywanie położonych na wałach żywopłotów. Ponadto operowanie lemieszem nie wystawiało na ostrzał słabego spodniego pancerza Shermana, który był zawsze widoczny wtedy, gdy czołg próbował wjechać na wał i własną masą staranować żywopłot. Udało się zatem przyśpieszyć zdobywanie konkretnych pól oraz zniwelować straty, jakie czołgom zadawała uzbrojona w broń przeciwpancerną niemiecka piechota. Ogółem do 25 lipca 1944 roku w lemiesze wyposażono aż 60% Shermanów operujących w  Normandii, co stanowiło imponujące osiągnięcie z punktu widzenia techniki wojskowej i doraźnej taktyki prowadzenia działań.

Shermany z lemieszami podczas defilady armii niderlandzkiej w Ede 5 maja 1960 roku. Zdjęcie to wskazuje, że montowanie lemieszy do Shermanów cieszyło się popularnością także po zakończeniu wojny. Źródło: Wikimedia/Nationaal Archief, CC0.
Shermany z lemieszami podczas defilady armii niderlandzkiej w Ede 5 maja 1960 roku. Zdjęcie to wskazuje, że montowanie lemieszy do Shermanów cieszyło się popularnością także po zakończeniu wojny. Źródło: Wikimedia/Nationaal Archief, CC0.

Dodatkowo alianci w pełni wykorzystali przewagę, jaką posiadali w powietrzu. Kluczową w tym rolę odegrała 1. Armia amerykańska gen. Omara Bradleya – miała ona po intensywnym bombardowaniu dokonać wyłomu w niemieckiej linii obronnej na zachód od miasta Saint-Lo. Następnie, powstałym wyłomem, na tyły wojsk niemieckich miał przejść VII Korpus gen. J. Lawtona Collinsa – i ostatecznie rozbić niemiecką pozycję obronną. Cały plan został zatwierdzony jako operacja o kryptonimie „Cobra” i stanowił wyjątkowo udaną inicjatywę gen. Bradleya. Choć zazwyczaj dowodził oddziałami w sposób ostrożny, to tym razem postawił na szybkie, stanowcze i bardzo ofensywne uderzenie – wykonane w stylu gen. George’a S. Pattona.

Od rozpoczęcia operacji „Cobra” 25 lipca alianckie lotnictwo uderzyło masowo na kluczową niemiecką Dywizję Pancerną „Lehr”, dowodzoną przez gen. Fritza Bayerleina. Wykorzystano 1500 ciężkich bombowców, 380 średnich oraz 550 myśliwców szturmowych. Efektem było doszczętne rozbicie niemieckiej linii obronnej, wyeliminowanie 1/3 żołnierzy niemieckich (zabici i ranni) oraz – cytując gen. Bayerleina – zmienienie okolicy w „krajobraz księżycowy”. Wobec tego, już 26 lipca Shermany z VII Korpusu gen. Collinsa przeniknęły w głąb terytorium opanowanego przez Niemców, a na prawej flance wojsk amerykańskich przez linie przeciwnika przedarł się również VIII Korpus gen. Troya Middletona. Oznaczało to, że alianci wyrwali się z utrudniającego ofensywę obszaru bocage.

Gen. J. Lawton Collins (po prawej) opowiada gen. Omarowi Bradleyowi, jak zdobyto miasto Cherbourg. Przełom czerwca i lipca 1944 roku. Obaj ci dowódcy odegrali kluczową rolę w wyjściu aliantów z obszarów pełnych bocage. Wikimedia/US Army Signal Corps, domena publiczna.
Gen. J. Lawton Collins (po prawej) opowiada gen. Omarowi Bradleyowi, jak zdobyto miasto Cherbourg. Przełom czerwca i lipca 1944 roku. Obaj ci dowódcy odegrali kluczową rolę w wyjściu aliantów z obszarów pełnych bocage. Wikimedia/US Army Signal Corps, domena publiczna.

Niepotrzebne straty?

To zwycięstwo aliantów miało jednak swoją ciemną stronę. Choć pokonanie bocage i Niemców zasługuje na uznanie, to osiągnięto je zdecydowanie większym kosztem, niż było to konieczne. Trudności wywołane przez bocage powinny zostać uwzględnione przez alianckich planistów już wcześniej, przed rozpoczęciem ofensywy w Normandii. Istnienie bocage nie stanowiło żadnej tajemnicy – o ich specyfice wiedziało chociażby wielu Brytyjczyków, którzy często odwiedzali Normandię. Doświadczeni planiści powinni byli wziąć pod uwagę przynajmniej teoretyczne możliwości niemieckiej obrony oraz specyfikę ukształtowania terenu. Ponadto obszary podobne do bocage występowały w południowej Anglii i mogły zostać wykorzystane do ćwiczeń i testów.

Ogółem zatem alianci mogli już wcześniej przygotować taktykę pokonywania terenów bocage oraz wyposażyć swoje Shermany w niezbędne lemiesze. Przez niedopatrzenie w planowaniu i rozpoznaniu terenu walki problem pokonywania bocage został jednak zbagatelizowany. Cenę za to zapłacili – jak to już bywa na wojnie – szeregowi żołnierze, którzy początkowo szturmowali opanowane przez Niemców bocage bez skutecznej metody ich pokonywania, zapewniającej przynamniej częściowe bezpieczeństwo. Dopiero ich poświecenie pozwoliło na wypracowanie właściwej taktyki, którą teoretycznie można było już przygotować w Anglii.

Bibliografia: Bevin Alexander, „Sun Tzu pod Gettysburgiem”.

Fotografia tytułowa: brytyjski M4 Sherman Dozer – czyli Sherman z lemieszem – w Normandii 4 lipca 1944 roku. Źródło: Wikimedia/IWM, domena publiczna.

Marek Korczyk