17 września 1939 roku w relacji obrońcy Lwowa

Stefan Gazeł – służąc w Wojsku Polskim – 17 września 1939 roku brał udział w toczonych z Niemcami walkach o Lwów. Walki te przebiegały początkowo po myśli Polaków – natarcie niemieckie udało się zatrzymać. Nagle jednak Niemcy cofnęli się, a nad Lwowem pojawiły się samoloty sowieckie. Radość żołnierzy polskich była zatem bardzo krótka. Ze wschodu nadciągała Armia Czerwona, oczywiście po to by zrealizować założenia paktu Ribbentrop-Mołotow. Tak wspominał o tym Gazeł:

„17 września 1939 roku weszliśmy do Lwowa, gdzie następowało przegrupowanie naszych południowych armii. Otrzymałem rozkaz, by rozmieścić swoją kompanię na Wysokim Zamku – oddzielnie stojącym wzgórzu, z którego widać było całe miasto. Właśnie tutaj moi radiooperatorzy odebrali pierwszą wiadomość o naszym zwycięstwie w wojnie, kiedy to w bitwie o miasto zniszczono ponad sto niemieckich czołgów i pojazdów pancernych, a Niemcy cofnęli się na bezpieczną odległość. Triumfowaliśmy. Chodziły słuchy, że wylądował brytyjski samolot ze wsparciem i że brytyjsko-francuska armia ekspedycyjna weszła na Morze Bałtyckie. Nasze szczęście nie trwało jednak długo. Niemcy przeszli do ataku i choć nie udało im się wziąć miasta, weszli na północne przedmieścia. Przez kilka dni trwały ciężkie boje, podczas których moi ludzie, nie zajęci pracą przy radiostacjach, odpierali atak niemieckiej piechoty, usiłującej zdobyć górujące nad okolicą wzniesienie. Niemcy nie byli w stanie użyć czołgów i udało nam się odrzucić ich z Wysokiego Zamku.

Nieoczekiwanie Niemcy cofnęli się w kierunku zachodnim i w mieście zapanowała niezwykła cisza. Teraz na niebie nad miastem zaczęły się pojawiać nowe, nieznane nam samoloty. Ich emblematem nie była swastyka, a sierp i młot. Rosjanie w zmowie z Niemcami uzgodnili podział Polski między siebie i zajmowali się rozpoznaniem terenu. Rzecz jasna w owym czasie nie dysponowaliśmy dokładnymi informacjami i korzystaliśmy wyłącznie z pogłosek. Wciąż jeszcze chcieliśmy myśleć, że Anglia i Francja nie zostawią nas w biedzie.

26 września moi radiooperatorzy przechwycili wiadomość radiową. Była nadana w kiepskim języku polskim z silnym akcentem. Mówiono w niej: ‘Polscy robotnicy i chłopi! Zwycięska Armia Czerwona, która przyniosła wolność na radziecką ziemię, idzie oswobodzić was od kapitalistów i obszarników, pod których uciskiem znajdowaliście się przez wiele lat. Przychodzimy jako wyzwoliciele i przyjaciele. Idziemy dać wam wolność! Jesteśmy waszymi przyjaciółmi! Jesteśmy waszymi wyzwolicielami! Proletariusze wszystkich krajów – łączcie się!’ Sowieckie samoloty, ryzykownie przelatując na poziomie dachów, zrzuciły na miasto miliony ulotek z tekstem nadanym przez radio. To, co się wydarzyło, wprawiło nas w zupełną konsternację. Nie mieliśmy łączności z Warszawą i innymi zgrupowaniami wojsk, rozrzuconymi po kraju. Niemcy cofnęli się spod Lwowa z własnej inicjatywy. Z wojskowego punktu widzenia Polska została pokonana; dowiedzieliśmy się o tym z informacji radiowych odebranych z zagranicy. A teraz przyszli Rosjanie”.

Fragment książki: Stefan F. Gazeł, „Zabić aby żyć”. Fotografia przedstawia polskiego żołnierza w hełmie wz. 31 – celuje on z ręcznego karabinu maszynowego Browning wz. 28. Zdjęcie to uchodzi za ikoniczne i dobrze obrazujące dramat polskich żołnierzy w czasie Wojny Obronnej, choć samo zostało wykonane rok wcześniej, bo podczas manewrów WP w 1938 roku. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Marek Korczyk