Nasze granice naszli znienacka,
słupy graniczne zewsząd zrąbali…
Idzie Kresowa, idzie Karpacka
w dymie eksplozji, w huku batalii.
Nasze granice?… – trzeba ich szukać
w rytmie kaemów, w chrzęście pancerzy.
My już to wiemy, stara nauka
polskich tułaczy, polskich żołnierzy.
Idzie Karpacka, idzie Kresowa,
walą armaty, trzeszczą spandau-y.
Tu nam nie ujdzie, tu się nie schowa
wróg uzbrojony w broń doskonałą.
Idzie Kresowa, idzie Karpacka,
każda bojowo chrzęszcząc maszyną.
My was znajdziemy, choć po omacku,
w Monte Cassino! W Monte Cassino!
Padnie nas wielu w pięknej Italii,
żywi umarłych grzebmy i liczmy,
potem pójdziemy dalej i dalej
stawiać, przestawiać słupy graniczne.
Nasze granice? – „Póki żyjemy”,
wszędzie, gdzie nasi walczą i giną.
Gniewnie idziemy, krwawo idziemy,
nasze granice w Monte Cassino.
W naszych rozważaniach na temat Broniewskiego, którym upust daliśmy przy okazji poprzednio omawianych jego utworów, doszliśmy do momentu, w którym poeta został zwolniony z sowieckiego więzienia w sierpniu 1941 roku. Dzięki wyzwoleniu Broniewski na nowo mógł tworzyć i poświęcić się działalności niepodległościowej. Z tego też względu natychmiast zaciągnął się do Armii Polskiej na Wschodzie organizowanej przez gen. Władysława Andersa. W 1942 roku opuścił niegościnne ziemie Związku Radzieckiego i wraz z żołnierzami udał się do Iranu, a następnie już w składzie 2. Korpusu Polskiego do Palestyny. Przynależność do sił Andersa zobowiązywała. Broniewski dał upust swoim politycznym niechęciom i publikował wiersze antysowieckie w wymowie. Stąd też jego rozterki, gdy w 1945 roku miał okazję powrotu do ojczyzny. W końcu zdecydował się na ten ryzykowny krok. W Polsce wydał kilka utworów o wymowie politycznej, co zapewniło mu przychylność cenzury. Następnie zajął się twórczością filozoficzną, coraz dalej odbiegając od tematyki politycznej. Odrzucił nawet prośbę dygnitarzy partii komunistycznej o spisanie słów nowego hymnu Polski. Zmarł w 1962 roku.