Rok wydania – 2020
Autor – Artur Bojarski
Wydawnictwo – Książka i Wiedza
Liczba stron – 334
Tematyka – próba ukazania odbudowy i przebudowy powojennej Warszawy z perspektywy podejmowanych wówczas decyzji – ich zasadności, długofalowych skutków i politycznych motywacji.
Właściwie od kiedy pierwszy raz miałem okazję pomieszkać chwilę w Warszawie, czekałem na książkę, która przybliży mi losy stolicy w perspektywie powojennej odbudowy. Czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak wielkim fenomenem jest Warszawa. Nie wiem, czy w skali całego świata możemy mówić o drugim tego typu przykładzie. Miasto, które zostało niemal doszczętnie zniszczone w zaledwie kilka lat stanęło na nogi, by już po kilkunastu być tętniącą życiem metropolią i ponownie stać się sercem kraju. Oczywiście, to tylko bardzo powierzchowna ocena, która nie uwzględnia politycznego bagażu wiążącego się z zainstalowaniem w Polsce komunistycznych władz. Nie zmienia to faktu, że piękno dzisiejszej Warszawy to majstersztyk pod względem organizacyjnym. Choć samemu miastu przyszło za to zapłacić sporą cenę.
To bodaj najważniejszy problem z powojenną odbudową. Historycy sztuki do dzisiaj nie mogą przeboleć (i przebaczyć komunistycznym władzom), że projekt nowej socjalistycznej stolicy realizowano według konkretnego planu (to się chwali, bo jakiś był, a czasem widać w nim było spójność i konsekwencję), który jednak z punktu widzenia metodyki pracy architektonicznej miał wiele luk. Jak zresztą pisze Bojarski, „do dziś skala wyburzeń, dokonywanych w imię stworzenia Warszawy piękniejszej, niż była, oraz uzdrowienia urbanistycznego i społecznego, wzbudza kontrowersje”. „Kontrowersje” to czasem mało powiedziane. Niejednokrotnie dochodziło bowiem do prawdziwych dramatów, gdy budynki w całkiem niezłym stanie – a na pewno nieprzeznaczone z miejsca do rozbiórki – decydowano się po prostu zrównać z ziemią, by w ich miejsce wstawić socrealistyczne koszmarki.
To właśnie paradoks odbudowy, co zresztą nieźle pokazuje Bojarski. W „Warszawie utraconej” stara się prześledzić zmiany zachodzące w tkance miejskiej w pierwszych latach odbudowy. Odwołuje się do procesów decyzyjnych, opozycji architektonicznej i prób apelowania do sumień komunistycznych decydentów, którzy w swoim socrealistycznym zacietrzewieniu nie zwracali uwagi na fatalne konsekwencje wydawanych wówczas poleceń. Bojarski śledzi działania Biura Odbudowy Stolicy, przypatruje się konkretnym przypadkom, odnotowuje, co zachowało się na której ulicy. Warto czytać jego książkę ze współczesną mapką, by połapać się, w czym rzecz. Czasem można by użyć „Warszawy utraconej” jako swoistego przewodnika.
Ze względu na nagromadzenie zdjęć i momentami delikatnie chaotyczne zestawienie tekstu z grafikami możemy czasem zgubić wątek. Na pewno książce brakuje nieco systematyki, poukładania. W warstwie narracyjnej momentami także można by rozważyć nieco większą klarowność przekazu. Warto zatem konsekwentnie, krok po kroku, analizować, co Bojarski chce nam pokazać i do jakich miejsc konkretnie się odnosi, żeby się zwyczajnie nie pogubić. Większość z nich istnieje współcześnie. A czasem możemy się nasłuchać co nie miara. Niektóre z pomysłów warszawskich speców od przebudowy były po prostu kosmiczne – nic zatem dziwnego, że wracającym do stolicy warszawiakom koncepcje te nie przypadły do gustu. Tyle że mieszkańcy mieli wówczas niewiele do powiedzenia.
Bojarski, co chyba najlepiej oddaje epilog jego książki, nie jest może architektonicznym fundamentalistą, ale blisko mu do ortodoksów. Nie potępiam całkowicie takiego podejścia. Jest on bowiem piewcą tego, co oryginalne i piękne, orędownikiem powrotu do utraconego secesjonistycznego klimatu, który może przywrócić miastu jego prawdziwą duszę. Zgadzam się z autorem, że tam, gdzie jest to możliwe, warto inwestować i lansować konkretne kierunki modernizacji lub wprost odbudowy. Brakowało mi natomiast momentami nieco więcej pragmatycznego podejścia do tego, co udało się w Warszawie zrobić, także komunistom. Nawet jeśli przy okazji zrujnowano część miasta, nie powinniśmy potępiać całości ich urbanistycznych dokonań, które postawiły miasto na nogi. Tutaj postulowałbym nieco mniej krytycyzmu. „Warszawa utracona” była dla mnie intelektualnym przeżyciem i stała się okazją do kolejnej wyprawy do przeszłości. Przeszłości, która, co tu kryć, przynajmniej pod względem architektonicznym, wyglądała nieco lepiej.
Recenzja „Warszawy utraconej” powstała we współpracy z TaniaKsiazka.pl.
Ocena: