Rok wydania – 2017
Autor – Piotr Zaremba
Wydawnictwo – Zysk i S-ka
Liczba stron – 875
Seria wydawnicza – brak
Tematyka – powieść osadzona w realiach odradzającej się po II wojnie światowej Polski.
Blisko dziewięćset stron. Trudny temat i towarzyszące mu kontrowersje. Okres historyczny traktowany zazwyczaj nieco po macoszemu, a przy tym wielu bohaterów i brak wyrazistej postaci, z którą moglibyśmy się identyfikować. To wszystko banały, które jednak oddają naturę dość oryginalnej powieści historycznej. Takie właśnie są „Zgliszcza” Piotra Zaremby osadzone w realiach pierwszych lat po II wojnie światowej. Historyk zmierzył się z wyjątkowo trudną problematyką i, w moim odczuciu, wyszedł z tego starcia zwycięsko. Stworzył bowiem wciągającą książkę, która na bazie historii opowiada przede wszystkim o ludziach.
„Zgliszcza” ukazały się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka, które ma na koncie kilka historycznych perełek. Myślę, że i w tym wypadku wielu czytelników będzie zachwyconych lekturą, choć jest dla mnie oczywiste, że znajdą się i tacy, którzy będą narzekać na powściągliwość autora, który mógł nieco ostrzej potraktować system komunistyczny. Zaremba pisze w sposób wyważony i przemyślany. Z jego narracji wyłania się obraz politycznego piekła, w którym musiał się odnaleźć szykanowany i spychany na boczny tor były premier Stanisław Mikołajczyk. Autor, z którego narracji przebrzmiewa bogate doświadczenie historyczne zauważa, że to wszystko było bardziej skomplikowane i nawet komuniści nie byli źli do szpiku kości. Jednocześnie jasno podkreśla, że zbrodnia to zbrodnia a zdrada to zdrada. „Zgliszcza” nie są książką stricte historyczną i nie można ich traktować jako opracowania naukowego. Mają jednak dużą wartość poznawczą, gdyż pod warstwą fabularną i beletrystycznym ujęciem pewnych wydarzeń niosą ze sobą sporo informacji i spostrzeżeń na temat życia w odradzającej się po wojnie Polsce. Tytułowe zgliszcza są odpowiednikiem nie tylko ruiny, w której znalazły się polskie miasta, ale także symbolem upadku pewnego systemu wartości. I z tych zgliszcz powstawała Polska. Mocno poraniona, ciągle w kajdanach, ale podnosząca się po kolejnym upadku.
Historia Mikołajczyka jest tylko jedną z wielu, ważną, ale nie najważniejszą. Zaremba lepi powieść z dziesiątek mniejszych historyjek, dla których fundament stanowi to, co działo się na najwyższych szczeblach władzy. W rysowaniu postaci podpiera się kompetencją i odniesieniami do rzeczywistości. Zyskuje w ten sposób na obiektywizmie i wiarygodności, nawet jeśli czasem pozwala sobie na drobne uszczypliwości. W tym wszystkim najważniejsza jest historia milionów ludzi, których pogrążył przeszczepiony na polski grunt totalitarny system. Zwróćmy uwagę na wybory bohaterów Zaremby, na dylematy moralne, z którymi musieli się mierzyć, na silne rozwarstwienie i kontrasty. Wreszcie na kompromisy, na które szli ludzie, by zapewnić sobie możliwość godnego życia, a nierzadko w ogóle przetrwania. W zrozumieniu całości pomaga nam narracja. Kompetentna, dobrze odwzorowująca specyficzne słownictwo okresu historycznego, w tym komunistyczną nomenklaturę, nienastawiona na językowe fajerwerki. Momentami lektura może się dłużyć, ale nie ma co oczekiwać od dziewięciuset stron nieustannych emocji na najwyższym poziomie. Poza tym jest to opowieść o życiu, a temu często daleko do taniego efekciarstwa.
Książka Zaremby nie jest łatwa, bo zmusza nad do zmierzenia się z historycznym dziedzictwem. Z wydarzeniami, o których być może chcielibyśmy dzisiaj zapomnieć. Musimy spróbować odnaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości, gdzie nie wszystkie wybory należy postrzegać wyłącznie w kategoriach bieli i czerni. Polska powojenna to przede wszystkim odcienie szarości, a z dzisiejszej perspektywy łatwo oskarżać i szufladkować. Wydaje mi się, że autor zręcznie je uchwycił i nawet jeśli sama fabuła nie jest porywająca w interesujący sposób opowiedział o często pomijanym okresie historycznym. A że zrobił to z historycznej perspektywy, tym lepiej dla lektury i odbiorców.
Ocena: