„Marsz Czarnych Diabłów” – recenzja książki

Rok wydania – 2006

Autor – Evana McGilvray

Wydawnictwo – Rebis

Liczba stron – 320

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – monografia 1. Dywizji Pancernej dowodzonej przez gen. Stanisława Maczka – szlak bojowy, rozwój, organizacja.

Gdy kilka lat temu czytałem „Sprawę Honoru” spodziewałem się, iż jest to być może początek serii książek dotyczących historii naszego kraju w wykonaniu zachodnim. Amerykanie i Brytyjczycy mają niezwykły talent do budowania świetnych historii, zarówno w wydaniu literackim jak i filmowym, które później bardzo szybko znikają ze sklepowych półek. Po sukcesie „Sprawy Honoru” nastała moda na dzieła opowiadające wydarzenia prosto z zachodniego frontu, gdzie z wrogiem potykali się bohaterscy Polacy. Po latach przeszłość zaczęła docierać do domów czytelników, którzy z wypiekami na twarzy zaczytywali się w pasjonujących opowieściach, o których do tej pory było mało lub nie pisano w ogóle. Nie można się zatem dziwić, iż 1. Dywizja Pancernej, której szlak bojowy był jednym z ciekawszych epizodów w historii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, także doczekała się swojej monografii. I tym razem do pisania zasiadł obcokrajowiec, dla którego siły gen. Stanisława Maczka były swego rodzaju egzotyczną jednostką o ogromnym potencjale wydawniczym. Chwytliwy tytuł, doskonałe zapowiedzi, premiera i ogromne zainteresowanie produktem pokazały, iż po polską historię sięgać warto, choćby po to, żeby zarobić.

„Marsz Czarnych Diabłów” otrzymałem w trzy lata po premierze jako egzemplarz od Domu Wydawniczego Rebis. Publikacja była mi znana, bowiem trudno przejść obojętnym wobec nowości cyklicznie ukazujących się na polskim rynku. Jej wydanie to standardowy układ graficzny pozycji opracowanej przez zespół Rebisa. Twarda okładka, dobrze skomponowane wnętrze i przestronny układ tekstu powodują, iż ksiązka jest estetyczna i żaden czytelnik nie powinien mieć problemów z nawigacją. Do całości dołączono wkładki ze zdjęciami archiwalnymi, a tekst podstawowy został uzupełniony dwoma załącznikami, które dla historyków mają sporą wartość poznawczą. Na tylnej obwolucie czytelnicy otrzymują kilka informacji dotyczących sylwetki autora, który póki co niczym szczególnym się nie wyróżnił. Evan McGilvray studiował na University of London, uzyskał stopień doktora na University of Leeds, a w latach 1991-94 mieszkał w Polsce. To w zasadzie wszystko, co o nim wiemy, a mi nie udało się odnaleźć wzmianki o jego wcześniejszych publikacjach wydanych w Polsce. Zaryzykuję stwierdzenie, że takich mogło nie być. Debiut w postaci monografii 1. DPanc. był skokiem do głębokiej wody. Podjęcie się opracowania historii właśnie tej jednostki to praca żmudna, trudna i zmuszająca do sporego wysiłku. McGilvray z zapałem studiuje historię naszego kraju i zaangażowania odmówić mu nie można. Czy to jednak wystarcza do stworzenia publikacji na odpowiednim poziomie?

Rozważania na temat lektury zacząć należy chyba od stwierdzenia, iż jej największym plusem jest sam temat. 1. DPanc. zasługiwała na rzetelne opracowanie i jakimś dziwnym trafem czytelnicy dosyć rzadko mieli okazję o niej przeczytać. Być może jest to jedynie kwestia marketingu, a „Marsz Czarnych Diabłów” po prostu wybił się spośród innych tego typu książek dzięki dobrej promocji. Być może. Nie zmienia to jednak faktu, iż traktuje o problematyce ważnej, której popularyzacja jest Polakom jak najbardziej na rękę. Chlubne epizody z okresu funkcjonowania 1. DPanc. są z pewnością bardziej chwalebne niż chociażby martyrologiczna historia kampanii wrześniowej. McGilvray postawił sobie za zadanie napisanie monografii 1. DPanc., wychodząc od jej początków, ukazując czytelnikom genezę powstania jednostki. Niestety, ten fragment wypadł dość blado na tle opisu wojennych epizodów dywizji gen. Maczka. Co więcej, gros miejsca spożytkowano na zagadnienia związane z 10. Pułkiem Strzelców Konnych, co McGilvrayowi wytyka niemal każdy czytelnik. Zdecydowanie in plus prezentuje się tłumaczenie. Autor przekładu, Jarosław Kotarski, w wielu wypadkach rozwinął myśli autora publikacji, częstokroć był zmuszony prostować nieścisłości. Oddał również przystępny styl McGilvraya, dzięki czemu książkę czyta się płynnie, bez większych trudności. Rozliczne przypisy rozwijają wiedzę i precyzują pewne informacje. Już pobieżna lektura wykazuje, iż Brytyjczyk korzystał ze sporej ilości źródeł, o czym świadczą rozmaite odwołania. Co bardziej zainteresowani historią 1. DPanc. szybko odnajdą autorów i opracowania, które wcześniej zagościły na rynku wydawniczym. McGilvray nie boi się własnych przemyśleń i bynajmniej nie możemy go nazwać odtwórcą znanej wszystkim historii. W pewnych momentach praca zalatuje eklektyzmem, ale trudno byłoby pisać historię na nowo. Uwagę przykuwają nieźle dobrane mapy i bardzo dobre zdjęcia archiwalne. Szkoda, że w niektórych wypadkach ryciny nie przedstawiają całego szlaku bojowego dzielnych Polaków. Czytelne tabele uzupełniają opis i ujednolicają prezentowane dane statystyczne. W efekcie łatwo odnajdujemy informacje i nie mamy problemów z nawigacją.

Największym minusem jest zdecydowanie wybiórcze potraktowanie części składowych 1. Dywizji Pancernej. Książka zapowiadana jako monografia tej jednostki powinna zatem wyczerpywać zakres przedmiotowy historii zawiązku taktycznego gen. Stanisława Maczka. W praktyce czytelnik może poczuć się rozczarowany, bowiem ponad połowa publikacji została poświęcona 10. Pułkowi Strzelców Konnych. To zmarginalizowało historię innych części składowych dywizji. Ktoś może powiedzieć, że 10. PSK. był najważniejszym fragmentem podlegającym Maczkowi. Nie wypada się z tym nie zgodzić, bowiem to właśnie ten pułk przebył najdłuższy szlak bojowy i właściwie przez cały czas stanowił o sile 1. DPanc. Uprzywilejowana pozycja byłaby jak najbardziej uzasadniona, gdyby nie fakt, że McGilvray prawie w ogóle nie pisze o innych częściach jednostki, a tytułowy marsz Czarnych Diabłów sprowadza do podążania szlakiem 10. pułku. Efekt mógł być zatem tylko jeden – książkę trudno nazwać monografią 1. DPanc. W oczy rzuca się również kolosalna liczba przypisów tłumacza, Jarosława Kotarskiego, który co i rusz wytyka McGilvrayowi błędy. Dopiero po jego redakcji książka nabrała odpowiednich kształtów, bowiem w wersji pierwotnej nie była dziełem kompetentnym w stu procentach. Mimo wszystko nie można odmówić Brytyjczykowi fachowości i z pewnością warto docenić spory wysiłek, jaki włożył w zgłębianie polskiej historii i odkrywanie przeszłości naszego narodu. Przy całym szacunku dla jego osoby nie należy jednak zapominać, iż rzetelność i kompetencja to podstawa przy pisaniu tego typu opracowań historycznych. Z obydwoma cechami w przypadku „Marszu Czarnych Diabłów” jest różnie.

Po zapoznaniu się z lekturą naszła mnie pewna refleksja związana z polskim rynkiem wydawniczym. Gdy analizujemy przypadki opisywania historii naszej ojczyzny przez zachodnich historyków, daje się zauważyć pewna tendencja do pisania pod publiczkę – przedstawiając bohaterskich Polaków i grając na uczuciach patriotycznych autor ma zapewniony popyt na swój produkt. Tymczasem okazuje się, iż stan jego wiedzy często nie stoi na wysokim poziomie, a kolejne książki zalewają rynek, zabierając miejsce bardziej wartościowym publikacjom. McGilvray wybronił się dzięki dość dogłębnej analizie tematyki. Choć można mu zarzucić wiele niedopatrzeń, z których kluczowym jest skupienie się niemal wyłącznie na historii 10. Pułku Strzelców Konnych, „Marsz Czarnych Diabłów” to opracowanie dobre i potrzebne rynkowi wydawniczemu, na którym rzadko pojawiały się monografie jednostek Polskich Sił Zbrojnych. Promowanie polskiej historii jest niezbędne, abyśmy nie zapomnieli o swoim dziedzictwie. W przypadku pracy McGilvraya nie ma co liczyć, że produkt znajdzie liczne rzesze nabywców na Zachodzie. Nie jest to publikacja aż tak porywająca. Może natomiast liczyć na popularność w Polsce, gdzie bogoojczyźniane opowieści zawsze będą w cenie.

Ocena: