„Bitwa o Anglię” – recenzja książki

Rok wydania – 2010

Autor – Stephen Bungay

Wydawnictwo – Znak

Liczba stron – 760

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – doskonały opis historii bitwy o Anglię ze szczególnym uwzględnieniem zagadnień operacyjnych.

Sypnęło nam ostatnio nowościami dotyczącymi „Bitwy o Anglię”, oj, sypnęło. I bardzo dobrze, gdyż nareszcie starcie powietrzne nad Wielką Brytanią zostaje zdemitologizowane – zachodni autorzy wypowiadający się na jego temat nie odnoszą się wyłącznie do legendy polskich lotników, prezentując nam historię konfliktu w sposób rzetelny, bez naleciałości propagandowych i patriotycznych. Owszem, zawsze miło poczytać o bohaterskich Polakach, ale bitwa o Anglię nie sprowadzała się wyłącznie do dywizjonu 303, o czym wielokrotnie zapominamy, koncentrując się tylko na Zumbachu i jego kolegach. Stephen Bungay i jego publikacja trafiają na polski rynek w siedemdziesiąt lat po zakończeniu podniebnego boju. Przez ten czas wielu historyków starało się zmierzyć z historią najważniejszej bitwy powietrznej II wojny światowej, kilku z nich gościliśmy w dziale „Biblioteka” przy okazji cyklicznie wydawanych prac. Do tej pory najbliżej ideału znalazł się Patrick Bishop, którego publikacja była nie tylko rzemiosłem na najwyższym poziomie, ale i wspaniale przygotowanym produktem, który świetnie się czyta i ogląda. „Bitwę o Anglię” Bungaya dostałem przed jej oficjalnym wypuszczeniem na rynek, wobec czego nie miałem jeszcze okazji oglądać produktu finalnego. Ponad siedemset stron tekstu przekonało mnie jednak, iż po raz kolejny mamy do czynienia z pracą na najwyższym poziomie merytorycznym.

Oficjalna premiera książki zaplanowana była na 13 września 2010 roku. Jej przygotowaniem zajęło się Wydawnictwo Znak, doskonale znane z historycznej działalności. Egzemplarz, który trafił do moich rąk, to wersja wstępna produktu, opatrzona wyraźnym hasłem: „Egzemplarz próbny”, wobec czego można domniemywać, iż w znacznym stopniu będzie się on różnił od efektu końcowego. Mimo wszystko można już zauważyć pewne cechy kluczowe, a tekst w wersji ostatecznej z pewnością diametralnie się nie zmieni. Aktualnie wersja nie ma ani twardej okładki, ani zdjęć, co jednak normalnie zostanie zmienione. W chwili pisania tego tekstu mam już dostęp do „prawdziwego wydania” książki, wobec czego mogę powiedzieć, iż Znak tradycyjnie zaprezentuje nam produkt z twardą okładką i obwolutą oraz zdjęciami archiwalnymi na wkładkach. Całość prezentuje się niezwykle estetycznie i pod względem graficznym nie widać uchybień. Projekt okładki oddaje klimat całości – dynamikę akcji i barwny opis prezentowany przez autora. Warto także podkreślić, iż in plus zliczyć można wysoką jakość tłumaczenia. Egzemplarz recenzencki wprawdzie nie przeszedł jeszcze finalnej korekty, jednakże i teraz pod względem językowym praca stoi na bardzo dobrym poziomie i trudno przyczepić się do wszechobecnych literówek czy głupich wpadek, bo tych po prostu nie ma. W efekcie wydanie „Bitwy o Anglię” ocenić możemy bardzo pozytywnie, a zwyczajni czytelnicy otrzymają do rąk produkt kompletny pod względem grafiki i estetyki przygotowania.

Najważniejsze są jednak aspekty merytoryczne, a tych do omówienia mamy sporo. Zacząć wypada od zakresu czasowego pracy Bungaya. Doświadczony brytyjski historyk w oryginalny sposób podszedł do analizy konfliktu brytyjsko-niemieckiego. Przez blisko 200 stron prezentuje wywód dotyczący narastających antagonizmów, budowania potęgi flot lotniczych obu krajów i wreszcie pierwszych miesięcy wojny. Dzięki temu uważny czytelnik zapozna się z przyczynami rozpoczęcia bitwy o Anglię. Szczegółowa charakterystyka okresu, jaka wyszła spod ręki Bungaya, pozwala wysnuć kilka wniosków – Luftwaffe nie tylko nie była tak silna, jak się wszystkim wydawało, plany niemieckie nie zostały odpowiednio doprecyzowane, a brytyjski historyk z łatwością zagłębia się w skomplikowany świat niemieckiego dowództwa i chełpliwych zapewnień o niezwyciężonej potędze. Jest to niewątpliwie niezwykle ważny fragment książki, który tłumaczy zjawisko, jakie mogliśmy zaobserwować w okresie największego nasilenia walk – Luftwaffe nie tylko nie była w stanie dobić krwawiącego przeciwnika, ale i wypracować przewagi, która uznana byłaby za wystarczającą do przeprowadzenia desantu. Autor zasypuje nas setkami danych, wykopując rozmaite liczby, statystyki oraz porównania. Jako czytelnik skrytykować mogę sposób wprowadzania części danych liczbowych – zamiast cyframi podawane są słownie, co nieco utrudnia czytanie. Kto będzie się przebijał przez taką ilość słów, z pewnością zrozumie, o czym mowa.

„Clarity, accuracy, memorability” – tak założenia pisarskie określił w wywiadzie Bungay. Zobaczmy, jak je zrealizował. Gdy idzie o jasność narracji – rzeczywiście, mamy do czynienia z klarownością, której Bungayowi pozazdrościć może wielu współczesnych historyków. Jego historyczna analiza jest składna, pisze w sposób chronologiczny, wyprowadza kolejne fakty i wnioski i bez trudu wprowadza czytelnika w zawiły świat dyplomacji i militariów. To właśnie na połączeniu tych dwóch kwestii buduje część narracji, nie stroniąc przy tym od opisów życia ludności cywilnej i organizacji obu stron konfliktu. Dokładność w wykonaniu Bungaya to przede wszystkim niezliczone źródła informacji. Cytuje wiele dokumentów i świadków wydarzeń, korzystając przy tym z bogatej bazy danych archiwalnych. Wspomniane nagromadzenie liczb pozwala na szczegółowe odzwierciedlenie wojennej rzeczywistości z perspektywy sztabowca, a także zaprezentowanie najważniejszych kwestii w niezwykle wyrazisty sposób. Co więcej, Bungay jako jeden z niewielu piszących o bitwie historyków sięga po dokumenty brytyjskie i niemieckie, w dużym stopniu zajmuje się stroną przeciwną, nie koncentrując wyłącznie na RAF. Luftwaffe poznajemy od środka, obserwujemy jej rozwój, założenia taktyczne, życie pilotów – ich troski, radości i zmartwienia. Dzięki temu bitwa ma charakter zobiektywizowanego opisu. Dodatkowo Bungay stara się wyjaśnić nieścisłości, jakie wkradły się do historiografii po II wojnie światowej. Obala pewne mity, komentuje fakty uznawane za kontrowersyjne. Nie boi się stawiać śmiałych tez i bez trudu dochodzi do własnych wniosków, choć niejednokrotnie podpiera się cudzymi pracami. Z łatwością łączy przenikliwość i umiejętność fachowej, rzeczowej analizy ze świetnym stylem, dzięki któremu czytelnicy wejdą w świat historii i z ogromnym zainteresowaniem będą go poznawać. Wreszcie dochodzimy do trzeciego aspektu, który Bungay wymienił w swojej wypowiedzi. Z pewnością, jego książka będzie zapamiętana przez czytelników, a dzięki takim pracom dołożona zostanie kolejna cegiełka do umacniania międzynarodowej świadomości dotyczącej bitwy o Anglię. Także w Polsce, gdzie dzięki ostatnim publikacjom podniebny bój być może wyjdzie wreszcie poza schemat pisania o Polskich Skrzydłach.

Prace Bungaya i Bishopa to z pewnością dwa wybitne dzieła historyczne, choć osadzone na innych założeniach narracyjnych. Obie „Bitwy o Anglię” opowiadają o tym samym boju, lecz z nieco innej perspektywy. Bungay skoncentrował się na kwestiach sztabowych, analizując taktykę, stosunki sił i środków, aspekty organizacyjne. U Bishopa zaobserwować możemy większą dynamikę. Autor bowiem koncentruje się głównie na działaniach zbrojnych i podniebnych walkach. Wydaje mi się, iż obie są niezwykle cennym źródłem informacji, a przeczytanie dwóch tak wspaniale skonstruowanych wywodów stworzy doskonałą okazję do pełnego poznania historii bitwy o Anglię. Jako recenzent i miłośnik historii mogę zatem z pełną odpowiedzialnością polecić obie książki, wzajemnie uzupełniające się i tworzące duet kompletny pod względem merytorycznym i wydawniczym.

Ocena: