Historia II wojny światowej została mocno naznaczona eksplozją dwóch bomb atomowych, które ostatecznie położyły kres japońskiej obronie w sierpniu 1945 roku. Zrzucenie ładunków na Hiroszimę i Nagasaki do dzisiaj wzbudza liczne kontrowersje natury moralnej. Nie da się jednak ukryć, że to właśnie tak drastyczna manifestacja siły przekonała cesarza Hirohito do kapitulacji i zaprzestania szaleńczego, fanatycznego oporu, który w wielu miejscach przybierał ekstremalne formy. Historii bomb atomowych nie da się rozpatrywać bez historii pewnej operacji naukowej, która odegrała niebagatelną rolę w rozwoju nauki, stając się jednocześnie jednym z przekleństw współczesnego świata.
Projekt „Manhattan” był ściśle tajną operacją przygotowania, opracowania, skonstruowania ładunków atomowych, a następnie organizacji prób z powstałymi w ten sposób bombami o nieznanej wcześniej mocy. Zbudowanie bomby atomowej otworzyło drogę do dalszych eksperymentów, które zaowocowały chociażby powstaniem elektrowni atomowych. Precedens w postaci detonacji ładunków stał się jednak poważnym zagrożeniem i wyzwaniem dla międzynarodowej społeczności, która od tej 1945 roku obawiała się możliwości wybuchu konfliktu między mocarstwami dysponującymi śmiercionośną bronią.
W połowie 1942 roku ruszyło wielkie przedsięwzięcie, które zwieńczono 16 lipca 1945 roku. Próby przeprowadzono z zaskakującym wynikiem – siła bomby była większa, niż można było się spodziewać. Dlatego 17 lipca 1945 roku prezydent Harry Truman, podczas konferencji w Poczdamie, mógł z dumą powiedzieć Józefowi Stalinowi o udanej eksplozji, chcąc tym samym wywrzeć presję na radzieckim dyktatorze. Już wtedy uwidoczniła się silna rywalizacja między dotychczasowymi sojusznikami. Porozumienie z czasów wojny ustąpiło miejsca nowemu konfliktowi, który trwał do rozpadu Związku Radzieckiego na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Truman nie wiedział o jednym znaczącym szczególe. Radziecki dyktator nie wydawał się zaskoczony informacją amerykańskiego prezydenta. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – wśród Amerykanów działali radzieccy szpiedzy, którzy wszystkie informacje dotyczące funkcjonowania tajnego programu przekazywali do Moskwy. W konsekwencji „Projekt Manhattan” nie był dla Sowietów zagadką, posiadali bowiem informacje z pierwszej ręki.
Amerykanie zaangażowali do prac najwybitniejszych naukowców epoki. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że ich szeregi są penetrowane przez sowieckich agentów. Po wojnie raporty szpiegów oraz przejęcie części naukowców (także niemieckich) było głównym elementem radzieckiego programu atomowego, który ostatecznie pozwolił na zbudowanie bomby atomowej i dał Moskwie poważny argument w rozgrywce polityczno-militarnej. Był to jeden z pierwszych etapów Zimnej Wojny, swoistego wyścigu zbrojeń między światowymi supermocarstwami. Prócz zaangażowanego w Projekt Manhattan Klausa Fuchsa do Moskwy meldowali również Ethel i Julius Rosenberg, małżeństwo naukowców pracujących w samym sercu amerykańskiej operacji. Mieli natomiast mniej szczęścia niż ich koledzy ewakuowani do ZSRR. Po wojnie ich działalność odkryto przy okazji rozpracowywania radzieckiej siatki. Rosenbergom nie udało się zwieść amerykańskich śledczych, którzy szybko odkryli tożsamość prawdziwych mocodawców naukowców. Małżeństwo skazano na na karę śmierci. Wyrok wykonano 19 czerwca 1953 roku.
Zdjęcie tytułowe: Zniszczenia w Hiroszimie o wybuchu bomby atomowej (Wikipedia, domena publiczna).