Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich jest jedną z najważniejszych jednostek polskich działających na frontach II wojny światowej. Jej zasługi bojowe zostały docenione zarówno przez wojskowych jak i historyków, a wkład w zwycięstwo aliantów, choć umiarkowany, może być z łatwością dostrzeżony. Jednostka ta, odgrywająca niebagatelną rolę w konflikcie niemiecko-norweskim, mogła nigdy nie powstać, gdyby nie wcześniejszy konflikt radziecko-fiński. Agresja ZSRS na Finlandię umożliwiła sformowanie polskiej brygady z emigrantów z okupowanej Polski przebywających na terenie Francji. Alianci zdecydowali się na wysłanie jednostki na front, aby wspomóc zaatakowaną krainę „tysiąca jezior”. Rząd polski postanowił zgodzić się na powrót Wojska Polskiego na front po dwukrotnym rozpatrzeniu sprawy. 9 lutego zaczęto formować specjalny oddział, który wkrótce miał zostać składową sił sprzymierzonych. Problem desantu rozwiązał się na początku marca 1940 roku, kiedy to dowództwo fińskie zdecydowało się na zawieszenie broni. Procesu budowy jednostki nie zakończono. Przeciwnie, kontynuowano szkolenie rozpoczęte pod koniec lutego. Według informacji zawartych w „Polskich siłach Zbrojnych na Zachodzie” Witolda Biegańskiego stan SBSP wynosił 4778 ludzi, z których 182 stanowili oficerowie a 742 podoficerowie i st. strzelcy. Ten sam autor podaje ilość uzbrojenia brygady – na wyposażeniu miała ona 15 moździerzy 60 mm, 15 moździerzy 81 mm, 25 działek ppanc. oraz broń strzelecką. 10 kwietnia odbyła się uroczystość zaprzysiężenia żołnierzy oraz przekazania sztandaru. Władyłsaw Dec wspomina to słowami:
„10 kwietnia na łąkach Malestroit zebrały się wszystkie oddziały i pododdziały specjalne Brygady Podhalańskiej. Stanęły więc:
1 półbrygada z baonami I i II wraz z 1 kompanią broni towarzyszącej i 1 kompanią sztabową;
2 półbrygada w składzie III i IV baonów wraz z kompanią broni towarzyszącej i 2 kompanią sztabową;
sztab brygady wraz z kompanią sztabową.
W sumie około pięć tysięcy chłopa. Zawsze elegancki pułkownik Bohusz-Szyszko tym razem prześcignął sam siebie. Beret i peleryna „leżały mu”. Na czele półbrygad pułkownicy: Chłusewicz i Kobyłecki. Przed frontem batalionów stali majorowie: Kobyliński, Jaśkowski, ppłk Maćkowski i ja.”
Autor wspomina też, iż Polakom asystowali Francuzi i Brytyjczycy, a cała ceremonia odbyła się z niezwykłą pompą. Podczas uroczystości odśpiewano hymny wszystkich trzech państw i dokonano poświęcenia sztandaru. Generał Władysław Sikorski przemawiał tymi oto słowami:
„Spotyka was wielki zaszczyt. Wy, Brygada Podhalańska, będziecie pierwszą wielką jednostką naszej nowej armii polskiej, która pójdzie bić Niemców. Oddaję was do francuskiej dywizji lekkiej. Pojedziecie do Norwegii. Wasza obecność na froncie da mi prawo do zasiadania w Radzie Aliantów…”
Początkowo miejscem zakwaterowania Polaków był obóz wojskowy w Coëtquidan, lecz w czasie szkolenia odwiedzili oni również Malestroit, Rechefort-en-Terre, Ploermel i w końcu trafili do Brestu. Dowódcą SBSP został gen. Zygmunt Bohusz-Szyszko. Przetransportowanie w rejon wspomnianego Brestu nastąpiło w dniach 15-16 kwietnia – stamtąd Polacy mieli wyruszyć do Norwegii. 15 kwietnia odczytano rozkaz Wodza Naczelnego, gen. Sikorskiego.
9 kwietnia 1940 roku III Rzesza zaatakowała Danię i Norwegię. Pierwsze z państw nie stawiało oporu i jeszcze tego samego dnia siły Wehrmachtu mogły poczuć się zwycięzcami. O wiele cięższa przeprawa czekała niemieckich żołnierzy w Norwegii, górzystym, zalesionym kraju, który otaczał labirynt fiordów a cześć lądowa poprzecinana była gęstą siecią jezior i drzew. Norwegowie mieli zatem doskonałe warunki do obrony – zachodnią granicę kraju, otwierającą wrota Morza Norweskiego stanowiły potężne Góry Skandynawskie, których najwyższe wzniesienie mierzy 2469 metrów n.p.m. Największymi miastami Norwegii są stolica Oslo (w południowej części kraju), Trondheim (w centrum) i wreszcie Narvik, znajdujący się na wschód od Lofotów port, który stał się z czasem miejscem bohaterstwa i męczeństwa sił sprzymierzonych. 23 kwietnia, jak pisze Władysław Dec, na odsiecz aliantom do Norwegii odpływało 4778 ludzi. Tego dnia Polaków zaokrętowano w Breście (Półwysep Bretoński) na trzech statkach: „Colombie”, „Chenonceau” i „Mexique”. Chaos, jaki towarzyszył załadowaniu, uniemożliwił dokładne przygotowanie do zbliżających się walk. 24 kwietnia o godz. 0.05 okręty ruszyły w kierunku Skandynawii. Pomoc z pewnością była potrzebna. Jednocześnie z rozpoczęciem operacji „Weserübüng” Niemcy opanowali cztery największe miasta tej części Skandynawii, w tym Narvik. Zgrupowanie narwickie utworzyli żołnierze niemieccy pod dowództwem gen. Dietla, eskortowani przez krążowniki liniowe: „Gneisenau” i „Scharnhost”. W sumie około 2000 żołnierzy z 3. dywizji górskiej. Alianci zareagowali na inwazję wysyłając do Norwegii siły ekspedycyjne, z których jedna grupa wylądowała w nocy z 14 na 15 kwietnia w Harstad. Celem walk w północnej części kraju stać się miał Narvik, poddany uprzednio bez walki przez komendanta garnizonu płk Sundlo. Dzięki łatwej zdobyczy w niemieckie ręce bez wysiłku ze strony agresora wpadły zapasy broni, amunicji, żywności oraz odzieży, które umożliwiły im przetrwanie. Na Niemców naciskali jednak Norwegowie, co sprawiło, iż oddziały Wehrmachtu przeszły teraz do chwilowej defensywy, starając się utrzymać na zdobytym terytorium. 10 kwietnia pięć niszczycieli brytyjskich weszło do Ofotfjordu, korzystając ze sprzyjającej im pogody. Dzięki szalejącej śnieżycy okręty komandora Warburton-Lee zaskoczyły Niemców i zniszczyły dwa niszczyciele wroga, sześć transportowców oraz statek z amunicją. Nie udało się jednak uniknąć strat – na dno poszły dwa brytyjskie niszczyciele, w tym HMS „Hardy”. Ataku nie przetrwał również aliancki dowódca. 13 kwietnia Brytyjczycy ponowili atak, zachęceni poprzednimi sukcesami. Flota aliancka zniszczyła tego dnia resztki Kriegsmarine w rejonie Narviku. Klęskę własnych okrętów oglądał gen. Dietl wraz z niemieckimi żołnierzami. Grupa Niemców znajdowała się na okolicznych wzgórzach, skąd miała wspaniały przegląd pola. Niestety, swoisty pokaz musiał mocno rozczarować 3. dywizję i jej dowódcę. Wynik walk mógłby wydawać się przesądzony, gdyby nie asekuracja i nieudolność w prowadzeniu całej akcji po stronie siły sprzymierzonych. Tymczasem powolnie przybywały alianckie posiłki, z których część lądowała na Wyspach Lofockich. Jak już wspomniano, 24 kwietnia z Brestu wypłynęła SBSP. 30 kwietnia, po pięciodniowym postoju w Greenock w Zatoce Clyde, żołnierze udali się w dalszą podróż. Do transportu dołączyły oddziały jednej z półbrygad Legii Cudzoziemskiej. 7 maja Polacy zostali zaokrętowani w porcie Harstad. Brygada weszła w skład 1. lekkiej dywizji strzelców, której dowódcą był gen. Bethouart. Siły polskie stanowiły blisko 1/3 całości sił alianckich zgromadzonych w rejonie Narviku. Mimo wcześniejszych planów brygady nie wyładowano w Tromsö, lecz na wyspie Hinnöy (we wspomnianym wcześnie Harstad), gdzie Polacy zaczęli swoją wielką przygodę na ziemi norweskiej.
Pierwszy dzień po przybyciu SBSP spędzono bardzo aktywnie. Dowództwo Brygady zakwaterowano w Berkenes. Wartość bojowa Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego (w którego skład wchodziła 1. lekka dywizja strzelców) równała się sile dwunastu batalionów piechoty. Cztery z nich stanowili Polacy, pozostałe Walijczycy, żołnierze Legii Cudzoziemskiej a na ostatnie trzy składały się bataliony alpejskie. Zgrupowanie to wspierały pokaźne siły morskie – pancernik „Resolution”, krążowniki „Effingham”, „Aurora”, „Enterprise”, trzy krążowniki przeciwlotnicze, lotniskowiec „Ark Royal”, piętnaście niszczycieli. Wśród ostatniej grupy okrętów w rjeonie Narviku działały niszczyciele „Błyskawica”, „Burza” i „Grom”, które aktualnie funkcjonowały w składzie Royal Navy. Podczas drogi z Brestu do Harstad „Colombie” i ORP „Burza” spotkały się, nazwiązując kontakt wzrokowy. 10 maja gen. Bohusz-Szyszko otrzymał szczegółowe wytyczne, co do działań Polaków pod komendą gen. Bethouarta. Tego samego dnia Niemcy rozpoczęli operację „Fall Gelb”, atakując Francję i pobliskie kraje Niderlandów. Posiłki do Norwegii zostały mocno ograniczone, co wiązało się z trudną sytuacją aliantów na najważniejszym dla nich froncie. We Francji potrzebny był każdy żołnierz, który mógłby podjąć walkę. Plan działania sił sprzymierzonych w drugiej dekadzie maja był dostosowany do posunięć niemieckich. W praktyce bowiem nie wypracowano szczególnej taktyki walki przeciwko zgrupowaniu wroga, które ułożone zostało liniowo. Od północy broniły się „Grupa Schleebrügge”, „Grupa Windisch”, „Grupa Walter” i „Grupa Haussels”. Od południa nadciągało silne niemieckie zgrupowanie obejmujące 2. dywizję górską gen. Feuersteina. Jej natarcie próbowali powstrzymać alianci, wysadzając 12 maja niewielki desant w rejonie Mosjoen, Mo i Bodo. Niestety, siły te okazały się zbyt słabe, aby zatrzymać napór hitlerowskich wojsk. Ani z Francji, ani z Wielkiej Brytanii nie mogły już przyjść posiłki. Wobec rosnącego problemu gen. Claude Auchinleck zdecydował się wysłać część oddziałów spod Narviku w rejon Bodo. Jednym z okrętów przewożących żołnierzy był polski „Chrobry”. Smutny jednak był los tego transportowca, który poszedł na dno po bombardowaniu niemieckich samolotów. 15 maja „Chrobry” wraz z częścią żołnierzy 24. brygady gwardii oraz pocztą płynącą do żołnierzy SBSP zatonął zaledwie 25 mil od miejscowości docelowej. Na szczęście dla załogi płonącego okrętu kapitan niszczyciela „Wolverine” zdecydował się na ryzykowne podejście do burty transportowca, ratując tym samym 694 osoby. Tymczasem w rejonie Narviku alianci szykowali się do uderzenia. 12 maja wyruszyli do ataku na Bjerkvik. Zdobycie miejscowości przeprowadzono przy pomocy desantu na wybrzeże Herjangsfjordu w połączeniu z bezpośrednim atakiem lądowym z północy. Z morza nacierała 13. półbrygada Legii Cudzoziemskiej, natomiast atak lądowy przeprowadzono siłami norweskiej 6. dywizji piechoty oraz 27. półbrygady strzelców alpejskich. Polakom przypadło w udziale szturmowanie wzdłuż wybrzeża, aby wesprzeć 13. półbrygadę Legii Cudzoziemskiej w walkach o Bjerkvik. O godzinie 0.00 rozpoczęło się przygotowanie artyleryjskie. Do 3.00 zajęto przyczółki w rejonie Bjerkviku i Meby. 2. batalion, mimo opóźnienia spowodowanego złymi warunkami atmosferycznymi i terenowymi, wywiązał się z postawionych przez dowództwo zadań. Nazajutrz Polacy ubezpieczali szosę z Bjerkviku do Öijordu. Po opanowaniu Öijordu zaczęto myśleć o dalszym natarciu, którego celem stał się Narvik.
Niemcy, po przegranej batalii o Bjerkvik, musieli wycofać się nieco na wschód od miejscowości. 14 maja gen. Bethouart został mianowany dowódcą wszystkich wojsk lądowych. Sprawą priorytetową dla generała stało się zatem zdobycie i utrzymanie narwickiego portu. 15 maja Polacy przeniesieni zostali na półwysep Ankenes. Wskutek nieporozumienia flotylla kutrów, którymi przewożono Podhalan, starała się dobić do brzegu w rejonie miejscowości Ankenes, gdzie wybrzeże mocno obsadzili Niemcy. Ogień nieprzyjaciela spowodował zawrócenie i wyładowanie w Skjomnes. 16 maja Polacy zluzowali II południowo-walijski batalion gwardii. Jak wspomina Władysław Dec: „Przyjęto nas gościnnie. Podano nawet herbatę, poczęstowano rodzynkami”. Po przybyciu SBSP zajęła obszar od wzgórza 405 do 295, które dzieliły trzy kilometry. Ppłk Dec postanowił przeprowadzić rozpoznanie w rejonie stacjonowania, gdyż wiadomości uzyskane od Walijczyków były zbyt skąpe. 17 maja pierwszy batalion zluzował 2. batalion strzelców alpejskich na wzgórzach 677-743-668. W tym samym czasie trzeci batalion, strzegący bazy zaopatrzeniowej w Ballangen, wziął do niewoli 6 niemieckich spadochroniarzy. Czwarty batalion miał za zadanie zabezpieczenie rejonu Salangen przed desantem z powietrza. Z kolei drugi baon miał największą ilość wrażeń, które, po części, sam sobie zafundował. 17 maja walczono o tzw. „Wzgórze Szaszkiewicza”. Nazwa ta pochodzi od nazwiska porucznika, którego pluton znalazł się w centrum akcji. Pluton por. Szaszkiewicza wpadł w zasadzkę, starannie przygotowaną przez nieprzyjaciela. Po wycofaniu jednostka odpierała zaciekłe ataki Niemców, otrzymując wsparcie od innych plutonów. Dzięki akcji opracowanej na podstawie meldunku dowódcy 2. kompanii kpt. Stańczyka, pluton udało się wyrwać z rąk nieprzyjaciela, choć poniósł on spore straty. Szykowano się teraz do rozpoznania sił niemieckich broniących Narviku, które znacznie wzmocniono w ostatnich dniach. Na szczególną uwagę zasługuje rajd plutonu dowodzonego przez por. Łobarzewskiego. Żołnierze polscy wdarli się do Ankenes, gdzie przez 24 godziny zaciekle się bronili, wycofując w końcu i przynosząc cenne informacje do dowództwa. 22 maja wydano rozkaz nr 38, który zawierał informacje na temat daty uderzenia oraz jednostek przeznaczonych do natarcia, a także szczegółowy spis ich zadań. Dzień później atak przesunięto o dobę. 24 maja data zmieniła się ponownie, tym razem na noc z 27 na 28 maja. Niestety, w tym samym czasie oddziały alianckie zostały odcięte w rejonie Dunkierki na terenie Francji. Wehrmacht szykował się do zadania ostatecznego ciosu na froncie francuskim. Oznaczało to praktycznie zakończenie wysiłku bojowego sprzymierzonych w Norwegii, ponieważ dalsza walka nie miałaby sensu w chwili upadku sojusznika francuskiego. Brytyjczycy podjęli decyzję o ewakuacji sił alianckich ze Skandynawii. Postanowili nie informować o tym Norwegów. Gen. Bethouart nie zastosował się do zaleceń, kontynuując przygotowania do natarcia i postanawiając rozbić zgrupowanie Dietla przed odejściem. Ogólny plan ataku przedstawiał się następująco: 13. półbrygada Legii Cudzoziemskiej uderzała bezpośrednio na Narvik. W sile dwóch batalionów, batalionu norweskiego, wspierana dwiema dywizjami artylerii lekkiej oraz plutonem czołgów desantowała z rejonu Öijordu. Podhalanie – 1., 2. i 4. batalion – wzmocnieni plutonem czołgów, baterią artylerii kolonialnej i plutonem haubic, nacierali na Ankenes-Nyborg. 1. batalion miał również opanować Beisfjord. Praktycznie siły SBSP podzieliły się na dwa zgrupowania – płk. Chłusewicza i ppłk Deca. Jednocześnie 14. batalion strzelców alpejskich i norweska 6. dywizja piechoty wiązały ogniem nieprzyjaciela na północnym brzegu Rombaksfjord. Niemcy, którymi dowodził gen. Dietl dysponowali około siedmioma batalionami piechoty, w których skład wchodzili również niemieccy marynarze.
O 11.30, dokładnie pół godziny przed rozpoczęciem ataku, odezwała się aliancka artyleria okrętowa. Krążowniki „Cairo”, „Coventry”, „Southampton”, niszczyciele „Beagle”, „Farre” i „Firedrake” ostrzeliwały obszar między Orneset i Farsneset. Natarciem na Narvik dowodził płk de Margin. Pierwsza fala desantowa w sile 300 legionistów dotarła pod Orneset. Napotkała tam silny ogień wroga. Również pozostałe fale poniosły spore straty. Po kilku godzinach Hurrciane’y, wspierające atak, odleciały na lotnisko. Swoją szansę zwietrzyła Luftwaffe, atakując teraz żołnierzy alianckich. Wywiązała się walka powietrzno-morska, gdyż na ogień lotnictwa odpowiedziała marynarka sprzymierzonych. Największym problemem legionistów okazało się sforsowanie wzgórza 457. Dzięki odciążeniu przez Polaków, Legii Cudzoziemskiej udało się przełamać heroiczny opór Niemców. Narvik zdobyto dopiero późnym popołudniem. O 17.00 do miasta wkroczyły przednie straże aliantów. O 22.00 28 maja nadano komunikat o zdobyciu Narviku. Zgrupowanie płk Chłusewicza po 12-godzinnym marszu dotarło do celu swej wędrówki. O 2.30 zdobyto wzgórze 643, jednak dalszy atak prowadzono bardzo wolno. Gen. Bohusz-Szyszko rozkazał przeprowadzenie natarcia w kierunku osady Beisfjord, aby odciążyć walczącą Legię Cudzoziemską. Polacy dotarli do Lekselven i tam zatrzymali się, jak pisze Witold Biegański, marnując całą dobę. Rankiem 29 maja oddziały 1. batalionu weszły do Beisfjordu. Z kolei zgrupowanie ppłk Deca atakowało ku północy, a więc w kierunku rozbieżnym do zgrupowania płk Chłusewicza. Oba zgrupowania łączyła 2. kompania 4. batalionu. Na Ankenes uderzała 3. kompania rtm Zamoyskiego. Niestety, żołnierzy ci, mimo mocnego uderzenia, nie wytrzymali przeciwnatarcia wroga i musieli się wycofać ok. godz. 3.00 na Emmenes. Ok. 5.00 Niemcy zdobyli wzgórze 295, które stanowiło węzeł komunikacyjny. 1. kompania atakowała w kierunku Haugen. 29 maja zajęto bez walki Ankenes. I tak, mimo silnego oporu Niemców, udało się rozstrzygnąć całą batalię na korzyść aliantów. W rękach Polaków i sił sprzymierzonych znalazły się zarówno Narvik, jak i półwysep Ankenes. Po wyparciu Niemców z tego rejonu rozpoczęto przygotowania do ewakuacji. Norwegów poinformowano o niej dopiero 1 czerwca. Jakież było ich zdziwienie na wieść o tym, że świeże zwycięstwo postanowiono zaprzepaścić w ten sposób i pozostawić obrońców własnemu losowi. 2 czerwca rozpoczęto ewakuowanie żołnierzy alianckich z Norwegii. Wszystko przy zachowaniu ścisłej tajemnicy, aby nie zaalarmować wciąż groźnych Niemców. Polacy odpływali jako jedni z ostatnich – 4, 5, 6, 7 i 8 czerwca, zostawiając za sobą ziemię norweską, na której święcili tryumfy. Wtedy do miasta wkroczyli Niemcy, odkrywając nieco przez przypadek, iż obrońców już w nim nie ma, a miasta strzegą jedynie pozostawione na miejscu kukły żołnierzy. W kampanii tej Polacy stracili 97 zabitych, 189 rannych, 21 zaginionych i 7 jeńców. Straty niemieckie na polskim odcinku wyniosły 190 ludzi, w tym 60 wziętych do niewoli. Sukces polskiego oręża wspieranego przez aliantów był niepodważalny. Na dalsze nie przyszło Polakom czekać długo. Zbliżała się bowiem bitwa o Wielką Brytanię.
Fotografia tytułowa: żołnierze polskiej Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich podczas bitwy o Narwik. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.