Pełniejszy opis zmagań na Westerplatte oraz historię placówki znajdziemy w dziale „Artykuły” – „Bohaterscy obrońcy Westerplatte”. Praca ta jest zdecydowanie obszerniejsza i zawiera sporo informacji na temat funkcjonowania placówki w okresie przedwojennym, Wolnego Miasta Gdańsk oraz zmagań w trakcie walk o Składnicę Tranzytową. Rozwiewa też mity narosłe wokół legendy Westerplatte, poruszając chociażby szerzej kwestię dowodzenia w Składnicy oraz przedstawia sylwetkę mjr Sucharskiego. Dodatkowo zamieszczona została obszerna nota bibliograficzna, która zapewne umożliwi poszerzenie horyzontów tym, którzy szukają wiadomości na temat bohaterskich obrońców Westerplatte.
Obrona Westerplatte przez polskich żołnierzy stałą się legendą kampanii wrześniowej. Dzięki Polskiemu Radiu wszyscy usłyszeli o waleczności zaledwie 182 ludzi.
Jesienią 1925 roku Polacy przejęli do własnego użytku teren Westerplatte – składnicy amunicji w porcie gdańskim. Zagrożenie ze strony niemieckiej spowodowało, iż krótko przed wybuchem wojny załogę Składnicy wzmocniono do 182 ludzi. Dowództwo nad tym małym oddziałem objął mjr Henryk Sucharski. Obrońcy byli wyposażeni w zaledwie 4 moździerze i 3 działa małego kalibru. Gdy 1 września o godz. 4:45 niemiecki pancernik „Schleswig-Holstein” rozpoczął ostrzeliwanie Westerplatte, symbolicznie dał początek II wojnie światowej. Kilka dni wcześniej przypłynął do Gdańska z „kurtuazyjną wizytą”. W społecznej świadomości Składnica stała się zatem pierwszym celem niemieckim, mimo iż w rzeczywistości w kilku punktach granicznych ofensywę rozpoczęto kilkanaście minut wcześniej. Pierwsze ostrzeliwanie zwiastowało piekło, jakie mieli przeżyć na Westerplatte polscy obrońcy. 18 dział pancernika umilkło dopiero wtedy, gdy przeniósł się on w rejon Helu, z taktycznego punktu widzenia znacznie ważniejszy dla Niemców. Jednocześnie Niemcy przypuścili szturm lądowy na Westerplatte. Pierwszym punktem, wokół którego toczono zaciekłe walki, była placówka „Prom”, którą dowodził Leon Pająk. Polacy pozwolili zbliżyć się Niemcom na możliwie najmniejszą odległość, po czym otworzyli ogień ze swoich karabinów maszynowych. Nieprzygotowani na tak skuteczną obronę Niemcy, zmuszeni zostali do wycofania się, zostawiając za sobą wielu zabitych i rannych. Również innym placówkom udało się przetrzymać pierwszy atak. Po załamaniu ofensywy zaskoczeni Niemcy postanowili „zmiękczyć” obronę. „Schleswig-Holstein” podpłynął na odległość zaledwie 500 metrów i zaczął razić Składnicę ogniem. 1 września zameldowano o pierwszych stratach po polskiej stronie. Zginęli st. sierż. Wojciech Najsarek, kpr. Kowalczyk, st. leg. Ziemba oraz strzelec Bronisław Uss. W tym dniu Niemcy aż trzykrotnie podejmowali się przeprowadzenia ataku, lecz wszystkie próby zakończyły się niepowodzeniem.
Według wstępnych założeń dowództwa polska placówka miała wytrzymać 12 godzin, aż do nadejścia wsparcia. Taki był plan obrony, który i tak uznawano za optymistyczny, wziąwszy pod uwagę nikłość załogi Westerplatte i spodziewaną przewagę Niemców. Liczono jednak na to, iż po wyhamowaniu pierwszego impetu natarcia uda się przeprowadzić ofensywę pomocniczą, która oswobodzi zamkniętych w okrążeniu żołnierzy. Kontrofensywa nigdy nie nadeszła. Realia wojny, dodajmy: zdecydowanie na korzyść będących w przewadze liczebnej i sprzętowej Niemców, zmusiły Polaków do trwania na pozycjach znacznie dłużej niż zakładane 12 godzin. Fatalna sytuacja wokół Westerplatte doprowadziła do rozłamu w gronie dowódców Składnicy. Od 2 września na Westerplatte dowodził faktycznie kpt. Franciszek Dąbrowski, który będąc zastępcą Sucharskiego, zmienił go na stanowisku. Sucharski przeszedł ciężkie załamanie nerwowe, był gotowy się poddać. Z czasem zaczął siać niebezpieczny defetyzm wśród kolegów, co skłoniło Dąbrowskiego do podjęcia dramatycznej decyzji i odizolowania Sucharskiego od reszty załogi. Drugiego dnia wojny Niemcy ponowili ataki lądowe. Mimo naporu wroga, podciągającego coraz liczniejsze oddziały, żołnierze polscy wytrzymali natarcie. Dramat rozpoczął się około godz. 17.00, gdy nad Westerplatte nadleciały niemieckie bombowce. Obrońcy usłyszeli przeraźliwy gwizd kilkudziesięciu samolotów Luftwaffe, które zrzuciły swój śmiercionośny ładunek, obracając w gruzy wartownię nr 5. Straty tego dnia wyniosły 9 zabitych i wielu rannych. Wieczorem niemieckie oddziały jeszcze raz spróbowały wedrzeć się do placówki. I tym razem górą była polska załoga. Mjr Sucharski rozkazał zniszczyć dokumenty przechowywane na Westerplatte.
Przybywa rannych. Lekarz placówki, kpt. Mieczysław Słaby, ma coraz mniej środków, którymi mógłby leczyć i ratować żołnierzy. Mimo to warszawski spiker radiowy nadal nadaje komunikat, który dociera do całej Polski: „Westerplatte broni się nadal”. Był to niewątpliwie symbol, który podtrzymywał Polaków na duchu – dopóki Westerplatte trwało, dopóty walka była możliwa. W kolejnych dniach Niemcy za wszelką cenę usiłują zdobyć placówkę. Irytuje ich, iż tak wątły oddział odpiera ataki kilkunastokrotnie przeważającego wroga.
5 września Sucharski zwołał naradę dowódców, na której postanowiono trwać na stanowiskach (szczególnie kpt. Franciszek Dąbrowski był chętny do walki). Według niektórych relacji szlochający Sucharski prosił o poddanie Westerplatte. Dąbrowski prawdopodobnie zagroził, że jeśli major nie przestanie namawiać żołnierzy do kapitulacji, rozkaże go aresztować. Sucharski nadal pozostawał faktycznym dowódcą obrony, a co za tym idzie zwierzchnikiem Dąbrowskiego, który winien mu był posłuszeństwo, niezależnie od warunków bojowych. Istnieją relacje, które przekazują, iż Sucharski faktycznie na krótko znalazł się „pod kluczem”, co miało być akcją co bardziej bojowo nastawionych obrońców Składnicy. Wydarzenia te kładą się cieniem na historii obrony Westerplatte, ale pokazują też, w jakich warunkach działali polscy obrońcy.
Rankiem 7 września szaleńczy szturm niemiecki dotarł niemalże do centrum placówki. Bohaterstwo obrońców jeszcze raz pozwoliło na odrzucenie Niemców w tył. Mimo iż żołnierze cały czas byli zorganizowanym oddziałem i skutecznie stawiali opór wielokrotnie silniejszemu przeciwnikowi, ich zmagania musiały zostać zakończone. Na skutek wyczerpania amunicji oraz fatalnej sytuacji sanitarnej mjr Sucharski decyduje się poddać placówkę. Także tutaj pojawiają się pewne rozbieżności dotyczące poddania Westerplatte – być może była to samowolna inicjatywa Sucharskiego, być może załoga przystała na przerwanie walk, wiedząc, iż nie mogą być kontynuowane. Po wojnie Sucharskiego lansowano na bohatera, a mit nieustępliwego dowódcy przetrwał wiele lat. Dopiero po latach postać Sucharskiego została nieco odbrązowiona, wbrew temu, co mówiła komunistyczna propaganda.
Wróćmy jednak do placówki. Polacy skorzystali z możliwości honorowej kapitulacji. Walczyli dopóki mogli, dalszy opór byłby pewną śmiercią. W dowód uznania dla bohaterskiej postawy Polaków gen. Eberhardt, kierujący niemieckim natarciem, pozwolił Sucharskiemu zachować oficerską szablę. Polskie straty wyniosły ostatecznie 15 zabitych oraz 50 rannych. Niemcy stracili nawet 400 zabitych i rannych, co samo w sobie było ogromnym wyczynem polskich obrońców. Mieli bronić się 12 godzin, utrzymali się aż 7 dni, budując wokół siebie mit nieustępliwości i bohaterstwa polskiego żołnierza. Stali się symbolem Wojska Polskiego, które zawsze walczy do końca. Mit Polaków na Westerplatte szybko został rozpowszechniony. Niebagatelne znaczenie na tym polu miały audycje Polskiego Radia na bieżąco informującego o wydarzeniach w placówce. Drugim elementem budowania legendy była wiersz napisany przez Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego jeszcze w trakcie trwania kampanii wrześniowej. Warto przytoczyć jego słowa, choć w rzeczywistości obrona Składnicy wyglądała nieco inaczej. Mit o żołnierzach z Westerplatte, którzy „czwórkami do nieba szli”, poszedł w świat.
Fotografia tytułowa: pancernik Schleswig-Holstein podczas ostrzału Westerplatte 1 września 1939 roku (Wikipedia/IPN, domena publiczna).