Tytuł – Bratny. Hamlet Rozstrzelany.
Rok wydania – 2024
Autor – Emil Marat
Wydawnictwo – Czarne
Liczba stron – 688
Tematyka – ciekawa, nieszablonowa biografia Romana Bratnego, jednego z kluczowych twórców literatury wojennej, którego koleje życia były wyjątkowo skomplikowane.
Ocena – 7,5/10
Roman Bratny na trwałe zapisał się w historii polskiej literatury. Jego „Kolumbowie. Rocznik 20” to dzieło ponadczasowe, które wyznaczyło pewien kanon pisania o utraconym pokoleniu młodych bohaterów walczących za ojczyznę w czasie II wojny światowej. Dla mnie, ale podejrzewam, że dla wielu Polaków, symbol inicjacji historycznej. Sam Bratny znajdował się jakby na uboczu tej historii, nie był postacią pierwszoplanową i jakby w mniejszym stopniu jego nazwisko z automatu kojarzy się twórczością czasu wojny. Później na jego życiorysie odbił się zresztą romans z komunistycznymi władzami, który dodatkowo nadszarpnął wizerunek. Nie przekreślił on jednak dorobku autora, a sam w sobie stał się ważnym punktem odniesienia dla kształtowania powojennych biografii.
Emil Marat postanowił skonfrontować się nie tylko z legendą Kolumbów, ale i samego Bratnego. W końcu pisał biografię. Oryginalną, ale jednak biografię. Swego rodzaju atmosferę towarzyszącą lekturze bardzo oddają słowa wstępu, w których autor zadaje retoryczne pytania o to, czym jest wiedza bez nakładanych na nią obrazów i emocji. Jego książka to właśnie mozaika obrazów i emocji, które komponują nam się z wiedzą. Z faktami, bez których żadna biografia nie miałaby racji bytu. Ta biografia jest jednak szczególna. Nie chodzi wyłącznie o pewien symboliczny życiorys skupiający w soczewce losy tragicznego pokolenia, oddane zresztą przez Bratnego w kluczowych dla jego twórczości, ale i dla całego okresu „Kolumbach”. To swego rodzaju emocjonalny powrót do przeszłości, z którą mimo upływającego czasu wciąż konfrontujemy się na nowo i która na trwałe wpisała się w nasze historyczne DNA.
Bratny funkcjonował dla mnie przede wszystkim jako nazwisko, człowiek który dał nieśmiertelność pokoleniu Kolumbów. Sam jakby nieco zapomniany, wrzucony gdzieś obok Baczyńskiego i Borowskiego, może nawet nieco anonimowy biograficznie. Symbol, a jednak bez wyraźnej twarzy. Dzięki reportażowi biograficznemu Emila Marata mogłem zapoznać się z ludzkim wymiarem życia i twórczości Bratnego. Oczywiście, w jego biografii zawarte są losy pokolenia, a motyw Kolumbów powraca regularnie i staje się swego rodzaju fundamentem. Sam tekst jest mocno zakotwiczony na historii okupacji i PRL-u, ale przebrzmiewają w nim echa indywidualnej opowieści. Specyficzna forma narracji sprawia, że nie zawsze łatwo jest nam się odnaleźć w samym życiorysie. Marat postanowił ukazać losy Bratnego na tle kilku epok, w których przyszło mu żyć i tworzyć. To oczywiście słuszne założenie, jeśli chcemy dobrze zrozumieć kontekst, umiejscowić Bratnego w specyfice tamtych czasów, co ma szczególne znaczenie w przypadku PRL-u i kształtowania ówczesnego świata kultury i pisania jako takiego. W konsekwencji jednak momentami książka nadmiernie epatuje szczegółami poza-biograficznymi. Owszem, niezwykle ciekawymi, ale w kontekście głównego bohatera drugorzędnymi. W niektórych momentach miałem wręcz wrażenie, że Marat nieco przesadził ze swoją stylistyczną (specyficzną?) wizją pisania, choć z tak pomyślanej książki byłem w stanie wyłuskać wiele perełek zagubionych na kartach innych opracowań.
Szczególnie w odniesieniu do PRL-u. Gdy idzie o II wojnę światową, Bratny samemu sobie, jako przedstawicielu pewnej generacji, napisał najlepszą biografię, która po dziś dzień jest niedoścignionym wzorem, źródłem wiedzy i inspiracji.
Marat wykonał dużą pracę na źródłach i obficie posługuje się licznymi wypowiedziami i komentarzami odnoszącymi się albo wprost do Bratnego, albo do jego czasów. Szkoda, że nie uwzględnił więcej wypowiedzi samego bohatera, byśmy mogli przynajmniej próbować zrozumieć motywacje jego wyborów. Te nie zawsze są w pełni transparentne i odpowiednio opisane.
Na koniec warto raz jeszcze przypomnieć, że ze względu na specyfikę narracji książka Marata momentami przypomina historyczny pejzaż, odrobinę rozmazany, ale niezwykle wciągający. Akurat w tym przypadku szczególnie mi to nie przeszkadzało. Zazwyczaj, gdy historycy kombinują z formą, a przy tym epatują pewnym patosem, podchodzę do tego ze sporą wstrzemięźliwością. Do biografii Bratnego jakoś mi to pasuje, w tym wypadku mam zdecydowanie przesuniętą granicę akceptacji ubarwień. Mam też do Marata zaufanie. Po raz kolejny zafundował mi bowiem kilka godzin fascynującej historii. Nie zawsze łatwej, nie zawsze łatwej do zaakceptowania, ale przecież prawdziwej.
Ocena – 7,5/10