Kto by to pomyślał, że był kiedyś taki czas, kiedy kolej traktowano jako instrument polityki międzynarodowej i nie każdy mógł „wsiąść do pociągu byle jakiego”? Tak właśnie działo się u stóp Karkonoszy w latach 1945-1948.
Wysiedlenie ludności niemieckiej
Po zakończeniu wojny Ziemia Jeleniogórska weszła w skład tzw. „Ziem Odzyskanych”, co przyniosło prawdziwą wędrówkę ludów. Zza Buga ruszyły repatrianckie transporty, Centrala patrzyła pożądliwym okiem w stronę tej „Ziemi Obiecanej”, wielu żołnierzy I i II Armii pragnęło osiąść na terenach poniemieckich, z Zachodu powracali więźniowie, przymusowi robotnicy, jeńcy, weterani, wreszcie stęsknieni za krajem przedwojenni emigranci. Miliony porzucały domy, wyruszając w nieznane.
Już w pierwszych dwóch miesiącach na teren jeleniogórskiego powiatu zaczęła przybywać ludność polska, jednak napływ osadników wstrzymywał brak miejsca, gdyż według szacunków powiat zamieszkiwało około 160 tysięcy osób narodowości niemieckiej.
Plan wysiedlania został przyjęty w 1946 roku. Jego bezpośrednim początkiem była narada powiatowa odbyta 10 kwietnia tego roku w Jeleniej Górze, przez polskich osadników potocznie wówczas zwanej Hirszbergiem. Zdecydowano na niej, że ludność ta będzie wysiedlana wyłącznie całymi rodzinami transportem kolejowym.
Sprawujące nadzór starostwo zagwarantowało zawiadomienie na 24 godziny przed rozpoczęciem wysiedlenia, a także zapewnienie ochrony w drodze do stacji kolejowej. Celem usprawnienia postanowiono powołać komitety niemieckie. Techniczną stroną repatriacji zajmował się Państwowy Urząd Repatriacyjny, natomiast całością kierował pełnomocnik obwodowy Wojciech Tabaka, od rozporządzenia Rady Ministrów z 29 maja 1946 roku zwany starostą. Na każdy wagon przypadało 35 osób, spośród których wybierano komendanta oraz jego zastępcę. Przed wyjazdem wysiedlani podlegali badaniu lekarskiemu, a w dalszej kolejności kontroli bagażu. Zakazowi wywozu podlegały skóry, waluta, papiery wartościowe i dzieła sztuki. W terenie sprawami wysiedlenia zajmowały się komisje wysiedleńcze, niestety niejednokrotnie napominane i karane przez władze zwierzchnie za dokonywanie grabieży. Celem przeciwdziałania aktom samowoli oraz dla zapewnieniu przestrzegania prawa, powoływano lotne kontrole. Mimo, że wielokrotnie dochodziło do przypadków nadużyć, nie nosiły one charakteru systemowego. Ostatnim miejscem na terenie opuszczanego Hirschbergu (Jelenia Góra) były znajdujące się niedaleko torów, a konkretnie na miejscowym lotnisku drewniane baraki, bywało że rozbierane przez przesiedleńców na opał. Następny etap to dla zmierzających ku brytyjskiej strefie okupacyjnej Węgliniec, a sowieckiej, lubuskie Tuplice.
Prace organizacyjne związane z przygotowaniem skomplikowanej akcji wysiedleńczej trwały do połowy maja 1946 roku. Pierwszy transport skierowany na Zachód, do brytyjskiej strefy okupacyjnej ruszył dopiero 23 maja i liczył 1598 osób. Każdy odjeżdżający otrzymywał na drogę prowiant według normy żywnościowej drugiej kategorii, która wynosiła dziennie 210 g chleba, 133 g cukru, 25 g tłuszczu i 50 g mięsa. Dzieciom przysługiwało dodatkowo mleko w proszku. Celem ułatwienia tego procesu podlegająca wysiedleniu ludność niemiecka w dalszym ciągu posiadała obowiązek noszenia białych opasek. Dla osób poważnie chorych, niepełnosprawnych, seniorów oraz sierot organizowano podlegające opiece medycznej pociągi sanitarne.
W następnych ośmiu majowych transportach opuściło kotlinę 16626 osób. W czerwcu wyjechało dalszych 38.990 osób. W pierwszych transportach przeważały kobiety i dzieci. Ogółem do 31 października wysłano z Jeleniej Góry 34 transporty z 57670 Niemcami. Po 31 października w odróżnieniu od Wrocławia, skąd zimą 1946 roku wyjechał skład, w ramach którego podczas podróży zmarło 58 pasażerów, nie wysyłano nowych transportów z uwagi na braki żelaznych piecyków do ogrzewania wagonów, w której to decyzji odbijało się ludzkie oblicze legendarnego starosty.
W 1947 roku skomplikowana logistycznie akcja wysiedlania ludności niemieckiej była kontynuowana. Jelenią Górę opuściło wówczas 15 transportów kolejowych z 13993 osobami. W rezultacie przeprowadzanej systematycznie akcji na terenie Kotliny Jeleniogórskiej w 1947 roku pozostawało już tylko 2037 osób narodowości niemieckiej. Ogółem w latach 1946-1947 z terenu całego granicznego powiatu przesiedlono 108.492 Niemców. Dużą w tym zasługę posiadał niewątpliwie starosta. Jego wkład w trudną i drażliwą akcję repatriacyjną docenili przywódcy przesiedlanej ludności niemieckiej: Pastor Johann Schmitt, Gerhard Weintlich i Kurt Heidrich, którzy w pożegnalnym liście skierowanym na ręce starosty przekazali następujące życzenia: „Przed opuszczeniem tej ziemi pragniemy wyrazić nasze podziękowanie władzom polskim za zorganizowanie dla nas humanitarnych warunków przesiedlenia. Stwierdzamy, że żadnego wypadku złego obchodzenia się z nami ze strony MO i ORMO nie zanotowaliśmy”. Z powyższą wypowiedzią współgrała następująca opinia: „Jest to potężna akcja – stwierdził szef Misji Brytyjskiej w Węglińcu, w wywiadzie dla Rzeczypospolitej (rok wyd. – 1946 r.) ‒ niespotykana w historii. Polska jest zniszczona i zajęta wielkim dziełem odbudowy kraju, jak również repatriacją rodaków z całego świata. Toteż uważam, że akcji tej lepiej zorganizować nie można”.
Hauptmann transport
Kolej dolnośląska wpleciona została również w inny wątek historii, a mianowicie w wywiezienie zwłok niemieckiego noblisty Gerharda Hauptmanna. „Czy jestem jeszcze w swoim domu?”‒ podobno takie słowa wypowiedział jako ostatnie 6 czerwca 1946 roku („Czy to jest mój dom?” ‒ według wdowy). Zgodnie z ostatnią wolą i według niektórych źródeł przebrany w habit franciszkański spoczął w zalutowanej trumnie i ciało przeleżało tak w gabinecie… aż do 20 lipca, kiedy to z Jeleniej Góry wyruszył pociąg specjalny ku miejscu ostatecznego spoczynku. Skąd aż taka zwłoka? Otóż wraz z momentem śmierci noblisty rozpoczęła się nad jego ciałem swoista gra, ideologiczno-polityczna przepychanka. Urodzony w niedalekim Szczawnie Zdroju (obecnie dzielnica Wałbrzycha) artysta marzył, aby po śmierci jego ciało spoczęło na terenie jagniątkowskiej posesji (Agnetendorf). Pragnieniem żony stało się natomiast, aby miejscem spoczynku objawiła wioska Kloster na wysepce Hiddensee niedaleko Rugii, gdzie Hauptmannowie posiadali dom letniskowy. Na marginesie warto dodać, iż ta urokliwa wysepka ściągająca niegdyś rzesze niemieckich artystów została uznana przez Hauptmanna za „najbardziej uduchowioną ze wszystkich niemieckich kąpielisk”. Sowieci oraz ich wschodnioniemieccy akolici usilnie optowali za Wschodnim Berlinem, za wszelką cenę zamierzając wykorzystać propagandowo pochówek szeroko znanego pisarza. Do tych swoistych targów przyłączyły się również polskie władze. Każda ze stron próbowała coś ugrać, wykorzystać okazję dla własnych celów. Podczas kiedy tą letnią porą krzyżowały się pisma urzędowe, w gabinecie pałacyku noblisty z wolna rozkładało się ciało… Strona polska zawzięcie blokowała zezwolenie na wyjazd. Chodziło zarówno o zatrzymanie cennej biblioteki pisarza, jak i uniemożliwienie wyjazdu grupie towarzyszących ciału Niemców wraz z dobytkiem. Władza zagięła m.in. parol na będące wówczas niezwykłą rzadkością maszyny do pisania oraz szycia. A na ile w grę wchodziła całkiem zresztą zrozumiała demonstracyjna niechęć polskich notabli wobec zjawiska jakim był sędziwy dramaturg w aspekcie jego żywych kontaktów ze zbrodniczymi władcami tysiącletniej Rzeszy? Pełen dobrych chęci aczkolwiek całkiem bezradny starosta Tabaka próbował interweniować, czwartego lipca tymi słowy pisząc do swego bezpośredniego przełożonego, czyli wojewody dolnośląskiego Stanisława Piaskowskiego: „Sprawa wyjazdu do Niemiec wdowy po Hauptmannie dotychczas nie została definitywnie załatwiona. Przyobiecany przez Władze Rosyjskie transport w postaci kilku wagonów ‒ celem przewiezienia zwłok wraz z wdową i rzeczami, oraz grupą uczonych niemców (pisownia oryginalna – dop. autora) do dnia dzisiejszego stoi w martwym punkcie (…)”. Czas mijał, przetargi ciągnęły się w nieskończoność, zaś ciało zgodnie z prawami natury ulegało powolnemu rozkładowi…
W końcu najwyższe władze w Moskwie, Berlinie oraz Warszawie doszły do wiążącego wszystkie strony porozumienia. Gorący, bo niemalże strategiczny „Hauptmann Transport” w ramach repatriacji i zgodnie z zarządzeniem towarzysza Ministra Ziem Odzyskanych Władysława Gomułki 20 lipca 1946 roku wyruszył dokładnie o godzinie 16 minut 50 z Jeleniej Góry do Berlina, gdzie już według zarządzeń zupełnie innych czynników w dzielnicy Müggelheim przy Grȕnstadter Weg 10 umieszczono trumnę oraz wdowę na przeciąg siedmiu dni.
Fiasko karkonoskiej kolei górskiej
Kolejny raz historia upomniała się pod Karkonoszami o kolej za sprawą transgranicznego połączenia z „bratnią” Czechosłowacją. Wrażliwy na potrzeby regionu starosta Tabaka w kwietniu 1947 roku z właściwym sobie, aczkolwiek niemile widzianym u władzy ze stalinowskim rodowodem, rozmachem, sygnalizował wrocławskiemu Urzędowi Wojewódzkiemu potrzebę otwarcia w ramach małego ruchu przygranicznego kolejowego przejścia na granicy w Tkaczach (dzielnica Harrachova). Przy wykorzystaniu istniejącej infrastruktury linia przebiegałaby od stacji Szklarska Poręba Górna do Harrachova z opcją na węzłowy Tanvald. Niestety pomimo przygotowania punktu do pełnienia funkcji stacji granicznej przez odnośne służby, a także zgłaszanej gotowości PKP, nie doszło do otwarcia. Granica pozostała zaryglowana. Polska Ludowa jednoznacznie zmierzała w kierunku bazującego na księżycowej ekonomii państwa zamkniętego, co w stosownym czasie na własnej skórze odczuł także sam starosta. (Linię nie bez perturbacji otwarto dopiero w kilkanaście lat po przełomie 1989 r., zaś w ramach Euroregionu Nysa obsługują ją Czesi).
Bibliografia:
B. i W. Dominik, Wojciech Tabaka – starosta, s. 107.
M. Iwanek, Kotlina Jeleniogórska w latach 1945-1950, praca doktorska 1979, s. 11.
E. Pyzik, Mysłakowice 1945 rok. Pierwsi osiedleńcy‒świadkowie tamtych dni, relacje mieszkańców, Mechtbild Thummel i siostra Waltrand Lorenz, Wysiedlenie z Bukowca, https://docplayer.pl/2253182-Myslakowice-1945-rok-pierwsi-osiedlency-swiadkowie-tamtych-dni-relacje-mieszkancow.html, dostęp: 02.05.2022 r.
T. Rzeczycki, Kolej Jakuszycka w Polsce Ludowej (1), „Sudety” 2009, nr 10, s. 22.
J. Skowroński, 60 lat po śmierci Gerharta Hauptmanna. Uzupełniona biografia, Karkonosze 2006, nr 6, s. 14-19.
H. Szoka, Wróciliśmy na Zachód, „Rocznik Jeleniogórski” 1983, t. XXI, s. 82.
Zdjęcie tytułowe: Hirschberg, wówczas jeszcze miasto w pełni niemieckie – 1930 rok. Zdjęcie za: https://ome-lexikon.uni-oldenburg.de/orte/hirschberg-jeleniagora [Herder-Institut, Marburg, Bildarchiv, Inv. Nr. 58793].
Dariusz Jacek Bednarczyk – ur. w Jeleniej Górze. Absolwent Wydz. Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Mgr administracji. Wiodącym obszarem zainteresowań jest szeroko pojmowana literatura oraz historia. Współautor m. in. Wieluńskiego Słownika Biograficznego, t.3, pod redakcją Z. Szczerbika i Z. Włodarczyka, Wieluń 2016 r., oraz antologii „Węgry oczami Polaków” Warszawa 2021 r. Ponadto inne publikacje m.in.: Odra, Inskrypcje (półrocznik naukowo-literacki), Czas Literatury, Śląsk, Fabularie, Czas Kultury, Historykon.pl, Histmag.org. Laureat Pracowni Prozy Biura Literackiego 2018.