7 grudnia 1941 roku był dniem sukcesów Japońskiej Cesarskiej Marynarki Wojennej – przede wszystkim dlatego, że dokonano udanego ataku na Pearl Harbor. Co jednak ciekawe, nie wszystkie przeprowadzone wówczas przeciwko Amerykanom uderzenia okazały się trafione. Jednym z „niewypałów” był atak na Davao, który nie przyniósł właściwie żadnych korzyści. Była to swojego rodzaju porażka, która w obliczu wielkich zwycięstw nie miała większego znaczenia strategicznego.
Dokładnie zapamiętał to Tameichi Hara, dowodzący niszczycielem Amatsukaze biorącym udział w uderzeniu na Davao. Tak pisał o tym w swoich wspomnieniach pt. „Dowódca niszczyciela”:
„O poranku (05:00), z lotniskowca Ryujo, znajdującego się wówczas 50 mil na wschód od San Augustin i 100 mil od Davao, wystartowało 20 lekkich bombowców i myśliwców. Widok tych samolotów ożywił mnie i pobudził do działania. Chociaż nadal nie entuzjazmowałem się nadciągającą wojną, to stałem na pomoście Amatsukaze jako pełen determinacji profesjonalista, gotów do wypełnienia rozkazów.
Jednocześnie ze startem samolotów, niszczyciele Hayashio, Natsushio, Kuroshio i Oyashio wyszły z formacji i w szyku torowym wysforowały się naprzód z prędkością 30 węzłów, w celu przeprowadzenia skoordynowanego ataku na siły amerykańskie w Zatoce Davao. Osiem pozostałych okrętów uformowało szyk czołowy, z zachowaniem 1500 metrowych odstępów między sobą. Płynęły na przemian raz na wschód, raz na zachód w tej niezwykłej formacji, oczekując powrotu samolotów z Ryujo.
Ryujo był jedynym lotniskowcem użytym w operacji na Filipinach. Początkowo zamierzano wykorzystać go, razem z dwoma przebudowanymi z krążowników liniowych lotniskowcami, do ataku na Luzon. Jednak z powodu ograniczonej liczby samolotów przenoszonych przez te okręty zdecydowano się uderzyć na Luzon samolotami startującymi z Formozy, a lotniskowce użyć w innym rejonie. Zmieniono więc plany i Ryujo udał się do Palau, pozostałe zaś dwa wolniejsze lotniskowce wysłano do Japonii.
Słońce przebijało się co jakiś czas przez chmury. Było praktycznie bezwietrznie i pociliśmy się przez cztery i pół godziny na oceanie, wykonując monotonne zwroty, tam i z powrotem, w regularnych odstępach czasu. Dziewiętnaście samolotów powróciło na Ryujo o 09:30. Dwudziesty samolot, bombowiec, przymusowo wodował z powodu awarii silnika. Dowiedzieliśmy się później, że jego załoga została uratowana przez niszczyciel Kuroshio.
Atak zespołu uderzeniowego na Davao zakończył się kompletnym fiaskiem. Nasze samoloty i niszczyciele uderzyły w ‘pusty worek’. Dwa amerykańskie okręty wojenne, o których obecności donosiły raporty, odpłynęły przed naszym przybyciem. Nie było oporu przeciwnika ani na lądzie, ani w powietrzu. Nasze samoloty zbombardowały i zapaliły zaledwie dwa amerykańskie wodnosamoloty, które najwyraźniej zostały porzucone w zatoce. Japońskie bombowce krążyły nad Davao przez ponad dwie godziny. Ani jeden samolot nie wystartował z bazy lotniczej Davao, ani z jakiegokolwiek innego lotniska. Była to bardzo nieudana operacja.
Postawa amerykańskich sił zbrojnych owego dnia w Davao nadal pozostaje tajemnicą. Jakkolwiek oceniały one sytuację, musiały powiadomić swoje dowództwo o naszym ataku. Jednak dowództwo w Manili pozostało bezczynne i trzymało wszystkie samoloty na lotnisku Clark Field, gdy nasze samoloty z Formozy dokonały nalotu jakieś cztery godziny po tym, jak wycofaliśmy się z rejonu Davao.
Tymczasem krążownik Jintsu z niszczycielami Hatsukaze i moim Amatsukaze wyszły z formacji i udały się w kierunku wejścia do Zatoki Davao, żeby połączyć się z czterema niszczycielami, powracającymi ze swego bezowocnego wypadu. Spotkanie nastąpiło o godzinie 14:00. Byłem zdumiony niekończącymi się meldunkami radiowymi o naszych wspaniałych sukcesach w Pearl Harbor i na Clark Field. Wszystkie wydawały się być nierealne.”
Bibliografia: Tameichi Hara, „Dowódca niszczyciela”.
Fotografia tytułowa: japoński lotniskowiec Ryūjō na zdjęciu z 6 września 1934 roku. Wikimedia/Kure Maritime Museum, domena publiczna.