Tytuł – Antropologia wojny
Rok wydania – 2022
Autor – Ludwik Stomma
Wydawnictwo – Iskry
Liczba stron – 320
Tematyka – socjologiczna analiza kultury prowadzenia wojen, ich wpływu na cywilizację, znaczenia zwyczajów i tradycji wojennych oraz ich miejsca w historii ludzkości.
Ocena – 6,5/10
Wojny towarzyszą ludzkości od zarania dziejów. Stały się nieodłącznym elementem historii wszystkich cywilizacji i, nawet pomimo niezwykłego dorobku ludzkości w dziedzinie zapobiegania konfliktom zbrojnym, XXI wiek nie był wolny od kolejnych tragedii. Wojna na Ukrainie jest tego idealnym przykładem. Wydawać by się mogło, że powinniśmy byli nauczyć się czegoś na naszych błędach. Jak się jednak okazuje, ludzkość rzadko wyciąga wnioski z przeszłości i ma tendencję do powtarzania tych samych zachowań, które wielokrotnie doprowadzały ją na skraj upadku. Najczęściej upadku moralnego. Jak to możliwe? Czy jesteśmy tak głupi jako społeczeństwo, że nie potrafimy dostrzec, co w naszej historii poszło nie tak? Ludwik Stomma nie zarzuca nam wprost głupoty, ale w swojej przekrojowej analizie zatytułowanej po prostu „Antropologia wojny” zwraca uwagę na szereg czynników, które nie dają powodów do optymizmu. Wojny są najwyraźniej wpisane w naszą naturę.
Opracowanie przeczytałem z ogromnym zainteresowaniem, choć – co muszę przyznać na wstępie – na koniec lektury towarzyszyło mi poczucie niedosytu. Jest ono odskocznią od klasycznych książek na temat wojny. Stomma nie koncentruje się na żadnym konkretnym konflikcie, ale przekrojowo opowiada o historii wojen i absurdzie ich prowadzenia. Zresztą, osoby nastawione na konkrety mogą mieć czasem problem z lekturą, w której znaczna część wniosków jest trudna do zweryfikowania empirycznie, a narracja przeskakuje z tematu na temat. Pod pewnymi względami książka Ludwika Stommy jest zmiękczonym, wyważonym, bo bardziej naukowym, odzwierciedleniem ultrapacyfistycznego wiersza Juliana Tuwima zatytułowanego „Do prostego człowieka”. Stomma może i nie wygłasza antywojennych tyrad, ale jest wyraźnym przeciwnikiem konfliktów (otwarcie lewicującym), jednoznacznie wskazując, iż najczęściej nie mają one najmniejszego sensu i są pragmatycznie wykorzystywane przez oportunistów nazywanych przez niego „wojennymi kapłanami żyjącymi w swoim mitologii”. Nie dla wszystkich ów pragmatyzm kończy się dobrze, mimo to chętnych do próbowania szczęścia na wojnie nie brakowało i brakować nie będzie. To dość pesymistyczna wizja świata, który daje się prowadzić ułomnej naturze ludzkiej, przy czym wizja od wielu lat funkcjonująca w społecznej świadomości.
Książka powinna dać odpowiedzi na kilka nurtujących nas pytań dotyczących źródeł powstawania konfliktów i zasadności prowadzenia wojny. Nie są to odpowiedzi górnolotne, bo dla większości historyków przyczyny konfliktów są często dość oczywiste, nawet jeśli niektórzy z nich zaklinają rzeczywistość i tworzą własną „złotą legendę”. Stomma w eklektyczny sposób wyciąga wnioski na bazie przesłanek socjologicznych, historycznych, psychologicznych czy kulturowych. Case studies służą mu do zweryfikowania szeregu tez, które mają pokazać, iż założenie, że wojna jest przedłużeniem dyplomacji (klasyka Clausewitza) jest bezsensowne. Stomma mnoży przykłady, gdy wojnę wykorzystywano do osiągnięcia celów politycznych i społecznych, przykłady szafowania życiem żołnierzy, przykłady brudnej gry, w której cel miał rzekomo uświęcać środki. Jest krytykiem hagiografii i obnaża zakłamanie narodowej propagandy, przez co rykoszetem obrywa się choćby powstańcom warszawskim. Problematyczny w tym wszystkim jest jednak sposób narracji i argumentowania, w którym wobec braku przypisów słowa autora musimy przyjmować za pewnik. Jego polemika z poprzednikami także ma wyraźne braki, gdyż nie jest obiektywna i wielowątkowa. Kpiący styl sprawdza się dziennikarsko, ale nie wszędzie przekłada się na siłę argumentów.
To zdecydowanie najsłabsze punkty opracowania. Narracja, choć potoczysta i błyskotliwa, jest oparta na „pisaniu pod tezę”. Stomma chce udowodnić swoje racje i nawet nie kryje się ze swoim brakiem obiektywizmu. Jak na aspirujące opracowanie naukowe, zbyt słabo. Nie dziwi mnie zatem, że wielu czytelników wskazywało, iż książka jest rozbudowanym felietonem lub zbiorem felietonów, w których argumentacja kuleje, a sporo tez jest po prostu oczywistych. Autor Ameryki nie odkrywa. Stąd też, mimo iż zgadzam się z zasadniczym założeniem autora traktującego o bezsensie prowadzenia wojen, nie poczułem, by zasadniczo zmienił moje podejście do tematu. Ot, utwierdził mnie w przekonaniu, ale anegdotyczna forma i podpieranie się cytatami z dzieł literackich nie wystarczyły, bym potraktował „Antropologię wojny” jako opracowanie kompletne, w pełni kompetentne, że o przełomie nie wspomnę. Stomma nie wywołał we mnie reakcji, nie pchnął mnie dalej w moim myśleniu o wojnie. Zakładam zatem, że co najwyżej otworzy oczy kilku kompletnym ślepcom. Reasumując, ciekawa, wciągająca lektura uzupełniająca, lekkie pióro autora, ale w warstwie merytorycznej braki i nadmierne uproszczenia. Jest jednak potencjał, by zrobić coś dobrego (czytaj: ślepcy).
Ocena – 6,5/10