Dojście nazistów do władzy, w ocenie ówczesnych umiarkowanych polityków niemieckich, miało być tylko etapem przejściowym. Zakładano bowiem, iż Adolfa Hitlera uda się poskromić, a jego wojownicza retoryka jest obliczona wyłącznie na użytek wyborów. Mieli rację w jednej kwestii. Faktycznie był to etap przejściowy. Tyle że do totalitarnej dyktatury. Jeszcze w 1933 roku naziści zdążyli sfałszować wybory, podpalić Reichstag i zdelegalizować partię komunistyczną, by następnie zlikwidować jakąkolwiek opozycję – zewnętrzną i tą wewnątrz partii.
Rozbudowa bojówek – SA i SS
Niezwykle ważną rolę w kształtowaniu pozycji NSDAP odgrywały paramilitarne bojówki, które organizowano równoległe z budową struktur partyjnych. Na początkowym etapie pozwalały budować zbrojne zaplecze partii i przyciągać nowych członków wizją quasi-wojskowej służby, w której nie podlegało się tylu rygorom co w armii i można było sobie pozwolić na chuligańskie wybryki w postaci bijatyk z przeciwnikami politycznymi. W początkowym okresie kształtowania swojej pozycji na niemieckiej scenie NSDAP opierała się na SA (Sturmabteilung, powołana w 1920 roku), w późniejszym na SS (Schutzstaffel, powołane w 1925 roku), choć ten drugi etap wiąże się już z przejściem do dyktatury, w której wykształcono liczne organizacje kontrolującej obywateli.
Obie organizacje – w szczególności SA – wykorzystywano do rozprawy z przeciwnikami politycznymi, a wraz z radykalizowaniem się SA i SS również do morderstw na polityczne zlecenie. Wojskowo-militarna otoczka nie zniknęła i wciąż była czynnikiem przyciągającym do służby, tworzącym klimat pewnej elitarności, a pod niektórymi względami także mistycyzmu.
W momencie przejmowania władzy przez nazistów to właśnie SA odegrały jedną z ważniejszych ról, stanowiąc zbrojne zaplecze i narzędzie do terroryzowania przeciwników politycznych. Ich liczebność stale rosła. W połowie 1934 roku, gdy Hitler postanowił rozprawić się z opozycją wewnątrz partii i przeprowadził czystkę wśród członków SA (tzw. noc długich noży), organizacja dowodzona przez Ernsta Röhma miała liczyć ok. 3 mln ludzi. SA były odpowiedzialne za wprowadzenie w Niemczech tzw. „brunatnego terroru”. Określenie to nawiązuje do koloru charakterystycznych strojów, jakie nosili członkowie organizacji.
Rozwój SS nie był tak imponujący pod względem liczebności, co jednak było celowym zabiegiem. Organizacja była uznawana za elitarną, co obijało się na liczbie członków. Niemniej jednak wraz z dojściem do władzy nazistów i powołaniem Heinricha Himmlera na szefa SS nastąpił szybki wzrost jej liczebności. Wpływ na rekrutację nowych członków miało również zmarginalizowanie SA oraz wybuch II wojny światowej. I tak, w 1928 roku, jeszcze pod rządami Erharda Heidena, SS liczyło ledwie 280 członków. Do 1933 roku w jej szeregach służyło już ponad 50 tys. ludzi, a w czasie wojny nawet 800 tys.
Podpalenie Reichstagu i atak na komunistów
Po wygranych dwukrotnie wyborach parlamentarnych, na przełomie 1932 i 1933 roku naziści prowadzili rokowania w sprawie powołania nowego rządu, na którego czele miałby stanąć Adolf Hitler. 30 stycznia 1933 roku prezydent Paul von Hindenburg mianował przywódcę NSDAP kanclerzem – ten powołał rząd z koalicyjną partią nacjonalistyczną DNVP. Biorąc jednak pod uwagę parlamentarną arytmetykę, Hitler nie mógł liczyć na pełnię władzy. Wciąż brakowało mu deputowanych Reichstagu. Spodziewał się jednak, iż nominacja na stanowisko kanclerza oraz coraz większe rozpasanie nazistowskich bojówek atakujących politycznych przeciwników już bez żadnych oporów (dewastowano biura innych partii, fizycznie atakowano ich przedstawicieli, dochodziło do aktów wandalizmu w domach działaczy lewicowych, a na spotkaniach partyjnych socjaldemokratów i komunistów SA i SS urządzały regularne bijatyki) przysporzy nazistom popularności w społeczeństwie oraz zniechęci do konkurencji partie opozycyjne. Stąd też od początku urzędowania wzywał do rozpisania nowych wyborów parlamentarnych, o co prosił prezydenta. Ten, korzystając z uprawnień konstytucyjnych, 1 lutego 1933 roku rozwiązał parlament. Hitler potrzebował jeszcze pretekstu, by rozprawić się z wciąż popularnymi komunistami, zachowując przynajmniej pozory działań w majestacie prawa. Taki pretekst naziści – z dużym prawdopodobieństwem – postanowili stworzyć sobie sami. Było nim podpalenie budynku niemieckiego parlamentu – Reichstagu.
Zanim do tego doszło nazistowskie bojówki niemal całkowicie sparaliżowały działania lewicowych i centrolewicowych partii z komunistami (KPD) i socjaldemokratami (SPD) na czele. Wielu czołowych działaczy musiało się ukrywać w obawie o własne życie. Nie byli w stanie prowadzić kampanii wyborczej, nie mogli agitować. „Brunatny terror” przybierał na sile.
W nocy z 27 na 28 lutego 1933 roku jeden z przechodniów zobaczył, iż w Reichstagu wybuchł pożar. Mimo szybkiej interwencji policji i straży pożarnej nie udało się uratować niektórych pomieszczeń. Na miejscu pochwycono holenderskiego komunistę Marinusa van der Lubbe. 24-latek przyjechał do Berlina kilka dni wcześniej – chciał ponoć protestować przeciwko rządom nazistów, a przy okazji próbował zaprószyć ogień pod ratuszem. Bezskutecznie, z Reichstagiem miało się mu już udać. Jak pisze Jacek Lepiarz: „Zmieniając nieoczekiwanie swoje plany powrotu do Holandii, van der Lubbe, który spędził ostatnią noc w policyjnym azylu dla bezdomnych, zakupił zapałki oraz podpałkę do węgla i udał się 27 lutego przed południem w kierunku Reichstagu. Wieczorem wtargnął do parlamentu, podkładając ogień najpierw w pomieszczeniach frakcji nazistowskiej NSDAP, a następnie w sali plenarnej. Gdy zabrakło mu podpałki, podpalał zasłony i obrusy, a w końcu zerwał z siebie koszulę i inne części garderoby, używając ich do rozpalania ognia. W chwili zatrzymania van der Lubbe był półnagi, miał na sobie tylko trzymające się na szelkach spodnie”.
Czy działał z własnej inicjatywy? Trudno powiedzieć. Był podobno mocno ograniczony umysłowo, a próby podpalenia można by zakwalifikować jako przejaw choroby psychicznej. Według innych teorii został zainspirowany przez nazistów, którzy użyli go do rozpoczęcia aresztowań wśród członków KPD. Nie można także wykluczyć, iż komuniści faktycznie planowali nową rewolucję i przejęcie władzy. Tej ostatniej teorii przeczy jednak zachowanie liderów KPD, którzy wydawali się zupełnie nieprzygotowani do wzniecenia antynazistowskiego buntu. W czasie procesu, który zaczął się jesienią 1933 roku w Lipsku, van der Lubbe zadeklarował, iż działał samotnie, ale jego zeznania nie były wiarygodne ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Został ostatecznie skazany na karę śmierci i stracony 10 stycznia 1934 roku.
Dla nazistów już samo zaangażowanie osoby powiązanej z ruchem komunistycznym było wystarczającą przesłanką do rozpoczęcia masowych aresztowań wśród liderów KPD oraz szeregowych członków partii. Hitler wpadł we wściekłość. W jego ocenie komuniści planowali zamach stanu i byli realnym zagrożeniem dla niemieckiego porządku konstytucyjnego (co zakrawa na paradoks, zważywszy na działania nazistów i ich bojówek). Hitler przekonał prezydenta Hindenburga do podpisania dekretu o ochronie narodu i państwa – dokument wszedł w życie już 28 lutego i dawał szerokie uprawnienia władzy wykonawczej, w praktyce zawieszając prawa i wolności obywatelskie gwarantowane konstytucją weimarską. Służby policyjne otrzymały niezwykle szerokie uprawnienia, w tym możliwość zatrzymywania i więzienia bez konkretnej przyczyny. Wystarczyło podejrzenie o możliwość udziału w spisku, a takie podejrzenia – jak można się domyślać – były standardem. Policja zaczęła aresztowania wśród działaczy komunistycznych oraz ich sympatyków. Wśród uwięzionych znaleźli się m.in. szef KPD Ernst Thälmann, przewodniczący frakcji komunistów Ernst Torgler oraz członkowie Kominternu, w tym Bułgarzy Georgi Dymitrow i Błagoj Popow. Oni także byli sądzeni w Lipsku, jednak zostali uniewinnieni z braku dowodów. Co ciekawe, z wymienionych wyżej działaczy komunistycznych tylko Thälmann nie przeżył wojny – został zamordowany w 1944 roku w Buchenwaldzie. Pozostali ocaleli – Bułgarów wydalono z Niemiec, a Torgler przebywał w więzieniu do 1935 roku, by w 1940 roku znaleźć pracę w… nazistowskim Ministerstwie Propagandy.
Choć historycy nie są absolutnie przekonani, kto stał za podpaleniem Reichstagu, większość zdaje się sprzyjać tezie, iż zdarzenie to było albo zaaranżowane, albo inspirowane przez nazistów. Niewątpliwie otworzyło nazistom drzwi do dalej idących prześladowań przeciwników politycznych i zostało przez nich wykorzystane do wprowadzenia ustawy, która gwarantowała Hitlerowi pełnię władzy bez konieczności oglądania się na parlament.
Sfałszowane wybory i likwidacja partii opozycyjnych
Podpalenie Reichstagu i początek rozprawy z opozycją były zaledwie wstępem do dalszych agresywnych działań nazistów. Przedterminowe wybory parlamentarne były farsą demokracji. Pierwsze wybory w nazistowskich Niemczech – choć wobec ograniczeń, prześladowań i fałszerstw wciąż mogły w nich startować inne partie – absolutnie nie mogą zostać nazwane wolnymi i wyznaczają ważną cezurę w rozwoju III Rzeszy. Były także jednoznaczny znakiem, iż naziści w drodze po władzę nie zamierzają przebierać w środkach.
Wybory odbyły się 5 marca 1933 roku, zaledwie sześć dni po pożarze Reichstagu. Oskarżenia komunistów o spisek i aresztowania lewicowych działaczy były wykorzystywane na skalę masową przez nazistowską propagandę. Lokali wyborczych „pilnowali” członkowie SA i SS, a w Prusach, gdzie premierem był Hermann Göring, pełnili funkcje „policjantów”, oficjalnie strzegąc porządku, nieoficjalnie strzegąc urn. Zastraszeni komuniści nie tylko nie mogli prowadzić kampanii, odmawiano im czasem również prawa głosu. Tym większym zaskoczeniem były wyniki wyborów. Przy wysokiej frekwencji sięgającej blisko 89% na NSDAP oddano 43,91% głosów (17,2 mln). Socjaldemokraci uzyskali 18,25% głosów, a komuniści 12,32%, co przy takim natężeniu terroru wydawało się wynikiem bardzo dobrym. Partia Centrum zanotowała 11,25% poparcia. Szczęśliwie dla nazistów nacjonaliści z DNVP uzyskali 8,0% głosów i 52 mandaty, co pozwoliło NSDAP kontynuować koalicję i utrzymać parlamentarną większość. Byli jednak niewiele ponad progiem 50% deputowanych, a o konstytucyjnej większości 2/3 głosów nie mieli co marzyć.
Hitler oczekiwał, iż naziści uzyskają samodzielną większość i będą mogli – przy zachowaniu pozorów demokracji – kontynuować drogę do dyktatury. Przeliczył się – w trakcie przygotowań do wyborów bojówki NSDAP podważyły jakąkolwiek legitymację nowo wybranego Reichstagu, wprowadzając terror przeciwko politycznym przeciwnikom, a wynik wyborów i tak okazał się ogromnym rozczarowaniem. NSDAP wprawdzie poprawiła swój stan posiadania w stosunku do wyborów jesienią 1932 roku (92 dodatkowe miejsca), ale w 647-osobowym Reichstagu miała ledwie 288 posłów. 8 marca anulowano mandaty komunistów – podstawę prawną wyznaczyło rozporządzenie parlamentu w związku z oskarżeniami o podpalenie budynku Reichstagu. To posunięcie umożliwiło Hitlerowi nie tylko pozbycie się komunistów z ław parlamentarnych, ale i ograniczenie szeregów opozycji. Brak mandatów KPD zbliżał koalicję z NSDAP do uzyskania większości 2/3 głosów.
Taką większość naziści uzyskali 23 marca 1933 roku. Pod głosowanie poddano ustawę o pełnomocnictwach (tzw. Ermächtigungsgesetz), na mocy której rząd Rzeszy miałby wydawać ustawy bez konieczności uzyskania zgody Reichstagu. W praktyce oznaczało to dyktaturę NSDAP. Na salę nie wpuszczono części deputowanych SPD. Co więcej, Partia Centrum dysponująca 73 mandatami postanowiła zagłosować razem z NSDAP i DNVP. Jej deputowanych zastraszano, a niektórzy obawiali się, iż w przypadku sprzeciwu zostaną zabici. Projekt wsparły także mniejsze ugrupowania, w tym Bawarska Partia Ludowa. W konsekwencji ustawę o pełnomocnictwach przyjęto przy 444 głosach za i 94 głosach przeciwko oddanych przez obecnych na sali deputowanych SPD.
Ustawa o pełnomocnictwach oznaczała także koniec systemu wielopartyjnego w Niemczech. Naziści zdelegalizowali partię komunistyczną i przeprowadzili masowe aresztowania wśród jej członków. Wielu z komunistów trafiło do pierwszego obozu koncentracyjnego w Dachau, utworzonego na fali represji po podpaleniu Reichstagu. W ciągu kolejnych kilku miesięcy partie obecne w Reichstagu dokonywały samorozwiązania. SPD wytrwała najdłużej i ostatecznie 7 lipca 1933 roku naziści anulowali mandaty socjaldemokratów na szczeblu krajowym i lokalnym. Wreszcie 14 lipca 1933 roku przyjęto ustawę przeciwko tworzeniu nowych partii, która zakazywała istnienia innych ugrupowań niż NSDAP. Dopełnieniem absolutnej dominacji nazistów były kolejne przedterminowe wybory parlamentarne w listopadzie 1933 roku, gdy dopuszczono wyłącznie listę NSDAP, a głosowanie odbywało się poprzez jej zatwierdzenie bądź odrzucenie. Poparcie wyniosło rzekomo ponad 92%. Podobnie plebiscytowy charakter miały wybory do Reichstagu w 1936 i 1938 roku, gdy NSDAP uzyskała dwukrotnie 99% poparcia. Należy jednak jednoznacznie stwierdzić, iż parlament nie odgrywał w III Rzeszy absolutnie żadnej roli i był on jedynie imitacją struktur demokratycznego państwa.
Warto dodać, iż 1 sierpnia 1934 roku rząd Rzeszy uchwalił ustawę o głowie państwa, w której dokonano formalnego połączenia stanowisk prezydenta i kanclerza. Dokument przygotowano na wypadek śmierci sędziwego i schorowanego prezydenta Hindenburga. Ten zmarł następnego dnia. Hitler stał się wówczas jedynym przywódcą Niemiec i nakazał tytułowanie się określeniem Führer (co po niemiecku znaczy właśnie „przywódca”).
Zdjęcie tytułowe: płonący budynek Reichstagu – luty 1933 roku. Źródło zdjęcia: Wikipedia/NARA, domena publiczna.