Po tamtej stronie rzeki – Ewa Szymańska – recenzja książki

Tytuł – Po tamtej stronie rzeki

Rok wydania – 2024

Autor – Ewa Szymańska

Wydawnictwo – Szara Godzina

Liczba stron – 344

Tematyka – historia lokalnej społeczności czasu II wojny światowej i lat powojennych opowiedziana przez pryzmat losów jednej rodziny i jej najbliższego otoczenia.

Ocena – 6,5/10

„Po tamtej stronie rzeki” jest dla mnie książką-niespodzianką. Niby nic, ot, prosta historia, nieco rodzinnej sagi i okrutny misz-masz tematów okołowojennych. Niektórzy czytelnicy mogliby śmiało powiedzieć, że na takim komentarzu mogę poprzestać.

Tyle że byłoby to istotne uproszczenie, które nie uwzględniałby faktu, że książka potrafi wciągnąć. Gatunkowo jest to powieść obyczajowa osadzona w realiach trzech następujących po sobie okresów – dwudziestolecia międzywojennego, II wojny światowej i początków Polski Ludowej. W zasadzie można by powiedzieć, że mamy do czynienia z czterema okresami, ponieważ czas okupacji można by jeszcze podzielić na rządy sowieckie oraz wkroczenie Niemców na Kresy Wschodnie i kolejną zmianę reżimu, co autorka stara się plastycznie opisywać, wplatając w zasadniczą fabułę liczne wydarzenia historyczne. Na przykładzie jednej rodziny opowiedziane są losy całego pokolenia mieszkańców Podlasia. Ukazane są uniwersalne problemy, z którymi wówczas się zmagali, przez co powieść możemy odbierać symbolicznie. Myślę, że taki w ogóle był zamysł i próba splecenia wydarzeń historycznych z perypetiami jednej rodziny i otaczającej ją społeczności.

Narracja zostaje nawet poszerzona o losy Polaków zesłanych na Syberię na początku sowieckiej okupacji. Autorka posłużyła się sprytnym zabiegiem opowieści wewnątrz opowieści – mamy do czynienia z retrospekcją zawartą w personalnych historiach – Piotra i sąsiadki Bieleckich. Ta dwutorowość narracji pokazuje także dwoistość losów polskiej ludności na okupowanych terytoriach. Z jednej strony mamy zatem tych, którzy zostali deportowani i, jeśli udało się im przeżyć, mogli zdążyć do Armii Andersa. Z drugiej zaś prozę życia tych, którzy pozostali na Podlasiu. Co więcej, podążając tropem polskich żołnierzy rekrutowanych na wschodzie autorka zabiera nas pod Monte Cassino, opowiadając kulisy jednej z kluczowych bitew II wojny światowej, a jednocześnie ikonicznych wydarzeń z perspektywy polskiej armii.

Czy nie jest tego za dużo? Zdecydowanie jest, ale mam wrażenie, że był to świadomy zabieg Szymańskiej, właśnie ze względu na chęć pokazania przekroju indywidualnych historii tworzących mozaikę doświadczeń. Pamiętajmy natomiast, że losy Bieleckich są także swego rodzaju pretekstem do pokazania bardziej złożonych problemów społecznych mieszkańców Polski okresu dwudziestolecia międzywojennego. Już sam romans głównych bohaterów może być kwalifikowany jako mezalians, a mężczyzna – weteran I wojny światowej – musi udowadniać swoją wartość na froncie walki obyczajowej i rodzinnej. Ostatecznie z sukcesem, którym jest akceptacja.

Autorce udaje się przemycić sporo istotnych z punktu widzenia polskiej historii zjawisk, jak choćby problem administrowania terenami okupowanymi, przymuszania do współpracy z Niemcami, a później rzekomej amnestii dla żołnierzy Armii Krajowej. Narracja stoi na przyzwoitym poziomie, książkę czyta się dobrze. Problemem z punktu widzenia jej wyróżnienia na tle innych powieści osadzonych w realiach II wojny światowej może być brak pewnej oryginalności, jakiegoś literackiego przełomu. Myślę, że nieco zazębia się to z samym motywem przewodnim, którym jest po prostu codzienność. Trafi się też nieco bardziej emocjonujących tematów (z perspektywy powieści), a wątki sensacyjne można wydobyć nawet z połączenia poszukiwań skarbu, rozbiórki chlewika i sadzenia pomidorów. I tak na kolejnych trzystu stronach. I nie piszę tego sarkastycznie. „Po drugiej stronie rzeki” jest wprawdzie stosunkowo prostą literacką rozrywką, którą można połknąć w jeden wieczór, ale lekceważenie lektury i jej wartości nie byłoby wskazane.

Ocena – 6,5/10